,,- Zbierajcie manatki, idziemy do Jelonka...''

2.9K 207 5
                                    

  - Miałbyś tyle szacunku do innych i nie siorbał tej herbaty jak babcia po osiemdziesiątce? - Clint specjalnie rozpraszał Steva, gdy rozgrywali partię szachów.

- Gościu, masz setkę na karku! Nie praw mi morałów i tak będę robił co będę chciał...

- Aktualnie prezentujesz zachowanie pięciolatka  - zaśmiał się blondyn.

Siedziałam na wielkiej sofie w głównym pokoju, w którym zazwyczaj wszyscy przesiadywali. O tej porze zazwyczaj jedli już obiad ale nie dzisiaj. Dziś wszyscy czekali na wiadomości od Fury'ego w mojej sprawie, a raczej jego zgody na moją rozmowę  z bożkiem.

- Nie wiem po co tu wszyscy siedzicie. - Wszyscy spojrzeli na mnie.

Kapitan usiadł obok mnie, kończąc tym partię z zadowolonym Clint'em. Biedaczek chyba nie skapował, że Steve dał mu wygrać specjalnie.

- Atak na ciebie nie był przypadkiem. To coś co wnikło w ciebie, dowodzi że nie jesteśmy wstanie przed tym czymś się obronić.

- Do czasu. Ktokolwiek to zaplanował, ma nas na karku, wiec nie masz się czym martwić. - do pokoju z szklanką whiskey wszedł Tony.

Był ubrany w czarną koszulkę na krótki rękaw i zwykłe sprane jeansy. Musiał być na statku w zbroi, bo na pewno nie poleciałby tam tak ubrany.

Wszyscy wstali ze swoich miejsc, czekając na wieści z  Helikariera. Jednak miliarder nie spieszył się z wiadomościami, na co wszyscy popatrzyli na siebie w niezrozumieniu.

- Tony? - mężczyzna rozłożył się na fotelu i zamknął oczy. Ból w ramieniu się nasilił na tyle, aby ugięły się pode mną kolana.

- Kurde! - warknęłam łapiąc się za bolące miejsce.

- Jest coraz gorzej, to coś się rozprzestrzenia na całe ramię. - Banner skanował miejsce gdzie się pojawiał dziwny rysunek.

- Zbierajcie manatki, idziemy do Jelonka - Tony odstawił pusta już szklankę na stoliku i wstał wciskając coś na nadgarstku. - Jarvis nowa zbroja.

- Nie jest jeszcze gotowa, Panie Stark...

- Dawaj i nie marudź - westchnął.

-Mamy w ogóle to pozwolenie, czy wbijamy bez zaproszenia? - Natasha wyjrzała zza wyspy kuchennej. Trzymała w ręku karton po soku pomidorowym. Była ubrana w swój czarny kombinezon i już na pierwszy rzut oka wiedziała, co się święci.

- Zrobimy im niespodziankę - powiedział jakby nigdy nic kiedy zakładał zbroję.

- Wiesz, że będziemy mieli przez ciebie całą Tarczę na głowie? Sam się nie przedrzesz...

- Dlatego mi pomożecie, chyba że cykorzycie.

Spojrzałam na zgromadzonych. Nie chciałam aby się narażali Fury'emu. Mogli mieć niezłe kłopoty po tym. Mogliśmy jeszcze trochę poczekać. Dałabym radę wytrzymać jeszcze z dzień lub dwa jeśli  by tego chciał. Nie miałam przecież szans w kłótni z Piratem. Nawet do końca nie wiedzieliśmy czy Loki będzie umiał to coś powstrzymać, o ile mi... nam pomoże.

Czułam na plecach łagodne pocieranie. Steve pomógł mi z powrotem zająć miejsce na sofie.  Od uderzenia śmigłowca starł się nie odstępować mnie na krok, tak samo jak Tony. Ten ostatni czuł się odpowiedzialny za ten wypadek i chciał jak najszybciej znaleźć sprawcę. Do głowy by mi nie przyszło, że Tony może się o kogoś martwić, oprócz Pepper i James'a.

Ból nadchodził falami, które były coraz mocniejsze i dłuższe. Próbowałam nie pokazywać, że coś się dzieje, ale miny obecnych świadczyły o tym że martwią się jeszcze bardziej. Nie wiem, czy na ich miejscu, martwiłabym się o prawie nieznajomą dziewczynę. Tony'ego i Pepper rozumiem po części bo znaliśmy się trochę dłużej, ale nie na tyle blisko, żeby można było to nazwać prawdziwą przyjaźnią. Za to inni... . Jak to Stark powiedział jakiegoś czasu ,, Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, chyba, że ktoś cienie trawi. Wtedy może być mały problem''.

- Tony, nie możecie się narażać. Poczekam... - kolejna fala zalała moje ciało pozbawiając sił.  - nie jest tak źle jak na to wygląda - chyba jednak ich nie przekonałam.

- Dobra wchodzę w to... - wyrwała się Romanoff. Wszyscy byli w szoku - Ale robię to tylko po to, aby się dowiedzieć co ma z tym wszystkim wspólnego Rogacz.

- Mnie nie musisz pytać - odezwał się blondyn, na co Tony kiwnął głową.

- Thor'a nie ma, wrócił do Asgardu szukając pomocy u swoich medyków. - wtrącił Bruce.

- Ja zajmę się kamerami, czujnikami i wszelkim tym badziewiem. Natasha prowadzisz nas do części więziennej, Steve... - spojrzał na mnie - okej, Clint pomożesz mi w oczyszczaniu drogi,a ty Bruce, jeśli coś by poszło nie tak, czekaj na nas.

- Jasne. - mężczyzna wyszedł z pomieszczenia energicznym krokiem.

- Spotkamy się na dachu, ruchy! Clara, chodź. - objął mnie w pasie i wylecieliśmy przez otwarte okno.

Darłam się jak opętana. Nawet bólu już nie czułam. Jezu, zniszczę te jego metalowe puszki. Co do jednej, obiecuję. Kiedy stanęliśmy na dachy wieży. Na miękkich nogach odsunęłam się od Iron Man'a.

- Gdybym mogła tobyś już nie żył! - warknęłam.

- I tak wiem, że mnie kochasz. Jarvis na ile uda się nam wyłączyć wszelkie kamery i czujniki oraz pozmieniać obraz w komputerach aby nic się nie wydało?

- Na jakieś dziesięć minut, Sir.

- Mało, ale damy radę.

Reszta Avengers zaczęła się już zbierać, nie obyło się bez niezadowolonej miny Wdowy.

- Mamy dokładnie dziesięć minut...

- Ale czym tam się dostaniemy?

- Tym oto cacuszkiem- powiedział z dumą w głosie Stark.

Usłyszeliśmy szczęk metalu za nami. Odwróciliśmy się,a naszym oczom ukazał się wielki statek podobny do tych na Helikarierze. Miał napis Avengers  prawym boku.

- Ale jazda!

- Ja prowadzę! - krzyknął Clint

- No chyba sobie żartujesz! - Natasha ruszyła za nim.

- Ja ruszę przodem i oczyszczę miejsce na lotnisku,a ty Steve zajmij się nią!

Tony odsunął się od nas trochę i wzbił w niebo, a my z Kapitanem ruszyliśmy do statku.

- Claro, chciałbym żebyś wiedziała, że zrobimy wszystko co w naszej mocy aby ci pomóc. - powiedział delikatnie się uśmiechając. Złapał moje spojrzenie, a jego oczy jakby jeszcze bardziej pojaśniały. Nachylił się delikatnie.

- Wiem o tym, wiem...



Hero// Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz