Jechaliśmy dobrą godzinę. Wrosłam w siedzenie tej limuzyny! Ściskałam paski torebki, żeby rozładować napięcie.
Ludzie zaraz zejdę tu na zawał!
- Jesteśmy Panno McCarry. - drzwi limuzyny otworzył szofer.
Staliśmy przed wielkim budynkiem. Raz kozie śmierć.
Weszłam za kobietą, która stała przy wejściu. Wprowadziła mnie do holu, który służył też za poczekalnie. Kazała zaczekać i odeszła.
Zachciało mi się siku, a w korytarzu widziałam znaczek WC.
Biegnę szybko.
Niemal wybiegłam z kibla, korytarzem też w biegu wpadłam do holu. Nie ma nikogo uff! Wyciągnełam telefon, żeby zrobić zdjęcia. Kręcę się i kręcę. Jak oni tu traktują ludzi.
- cholera but... - mój convers się rozwiązał. Kucam więc by to załatwić. Podnoszę się i z bólem głowy padam na podłogę. A nad sobą słyszę jęki bólu.
- Ała! Jak łazisz pacanie! - masuję bolące miejsce.
- Grzeczniej, lala.
- Ja ci dam lala! - rzucam się na niego z pięściami.
- Ejj! Spokojnie bo mnie zarysujesz. - uniósł ręce - Twardą masz głowę.
- Faktycznie. - patrzę na jego zakrwawiony nos. - Idź z tym do lekarza.
- Chyba na policje.
- Chyba trzeba uważać jak się chodzi!
Wytarł nos. Do holu weszła ta sama kobieta. W towarzystwie mężczyzny.
- Harry! - ucieszył się - Poznałeś już pannę McCarry? Wygrała główną nagrodę. Jesteś dziś do jej dyspozycji.
- Rezygnuje. -mruknełam zbierając się.