Wjechaliśmy w las. Dobra, teraz naprawdę się boję.
- To z lasem to były żarty, prawda? - zapytałam drżącym głosem.
Cholera jasna. Dlaczego nie patrzyłam na znaki. Nie wiem nawet gdzie jestem! Helen ty skończona idiotko do kwadratu!
- A jak myślisz? - znowu to "seksowne" poruszanie brwiami.
- Wypuść mnie! Teraz! Już! Natychmiast! - wrzeszczałam jak wariat.
A ten co zrobił...? Śmiał się w głos! Ba! On się brechtał potwornie aż czerwone policzki mu się zrobiły!
Droga zrobiła się wąska, a drzewa roznące tu gęsto nieco przysłaniały światło.
I wtedy zobaczyłam dom. W środku lasu. Piękny. Komponował się z drzewami i gdybym nie była tak blisko mogłabym go nie zauważyć. (Zdjęcie domku na okładce rozdziału, tzn jego część).
Siedziałam w auce z otwartą buzią. Dłoń Styleca pomogła mi ją zamknąć. Dopiero wtedy dostrzegłam, że stoimy już chwilę.
- Jest nieziemski... - szepnełam wychodząc.