- Mam białaczkę?- zapytała Alex patrząc bezładnie w jeden punkt.
- Wszystko na to wskazuje- powiedziała pani Amanda smutno. Pani Monica zaczęła zalewać się łzami. Oczy pana Juana przepełnione były rozpaczą. A Alex jedynie patrzyła. Nic więcej.
- Chcę być sama- powiedziała Alex.
- Kochanie...- zaczął tata Alex.
- Proszę- powiedziała łamliwym głosem córka.
- Jeżeli czegoś potrzebujesz to krzycz- powiedziała pani Monica, a dziewczyna jedynie przytaknęła.
Została sama. W ciszy. Nie było słychać nic. Czy tak będzie po śmierci? Nic? Cisza, która tak męczy? Choć dla niektórych cisza to najpiękniejszy dzwięk. Przez kilka pierwszych minut Alex wpatrywała się w jeden punkt. Następnie rozpłakała się. Właściwie szlochała. To był dla niej koniec. Koniec. Wszytko się dla niej skończyło. Nigdy nie zagra w koszykówkę, nigdy nie będzie miała pracy, nigdy nie będzie miała męża, nie zajdzie w ciąże, nie zostanie babcią, teściową. Nic. Już nigdy.
Telefon wciąż wibrował. Dzwonił na przemian Will i Sky. I wciąż ten dzwonek. One, two three drink... One, two, three drink...* Po trzydziestu minutach płakania w poduszkę i słuchaniu dzwięku telefonu, Alex postanowiła, że odbierze telefon i nawet nie spojrzy kto dzwoni.
- Halo, Alex- krzyczy do telefonu Sky.
- Cześć- dziewczyna starała się brzmieć jak najbardziej naturalnie.
- Nareszcie! Co z tobą? Czemu nie zostałaś jeszcze na balu?- zapytała Sky.- Zaczynałam się matwić! Wiesz ile razy dzwoniłam?
- Tak- powiedziała Alex wypuszczając powietrze.- To nie najlepszy moment. Pa
I rozłączyła się. Po chwili telefon znów zaczął wibrować. Nie odebrała. Znów słychać muzyczkę.
- Mówiłam Ci Sky, ze to nie dobry moment na jakieś bezsensowne rozmowy- krzyczy do słuchawki Alex. Sama nie wie co czuje. Huśtawka nastrojów.
- To ja Will- powiedział głos w słuchawce. Alex odsuwa telefon od ucha i sprawdza nazwę. Will.- Nie rozłączaj się, proszę.
- Nie mam siły- szepcze Alex do słuchawki.
- Przepraszam. Mam za długi język- powiedział Will.
- Wszystko ma swój koniec- odparła Alex zapłakanym głosem.
- Płaczesz? Nie powinnaś przez nas płakać- Will był zaniepokojony jej głosem.
- Ty i David nie jesteście pępkiem świata!- krzyknęła Alex do śłuchawki.- Na świecie są gorsze rzeczy niż złamane serce.
- Co się dzieje?- zapytał Will. Jego ton oznaczał, że zaczyna się martwić.
- Nic- odparła Alex i rozłączyła się.
Chłopak próbował dodzwonić się do Meksykanki jeszcze kilka godzin. Pisał SMS-y. Zaznaczał, że przyjdzie do niej do domu. Odpisała, że i tak go nie wpuści oraz, że musi zrozumieć, że chcę być sama.
***
Następnego dnia...
Alex nie poszła dziś do szkoły. Została w swoim pokoju. Czekała tylko na siedemnastą. Wtedy miała być przyjęta do szpitala.
Wpadła na pewien pomyśł. Wyszła z pokoju i poszła do salonu. Zastała rodziców w ciszy oglądających wiadomości.
- Coś nie tak?- zapytał pan Juan.
- W porządku- odparła Alex, choć w myślach dodała 'oprócz tego, że mam białaczkę'.- Idę na trening.
- Kochanie, nie możesz...- zaczęła spokojnie pani Monica.
- Wiem- powiedziała Alex.- Chcę się pożegnać- zaszkliły jej się oczy.
- Nie musisz się żegnać- powiedział stanowczo pan Juan.- Żyjesz.
- Jeszcze- oparła Alex. Wiedziała, że nie powinna tak mówić, ale była bezsilna.- Muszę się pożegnać, teraz kiedy mam siłę.
- Pokonasz tą białaczkę- zapewniała pani Monica.
- Zrobię wszystko co możliwe- Alex uśmiechnęła się lekko i przytuliła sięm do rodziców.
- Zrobimy tak, zawiozę Cię do szkoły i pogadam z twoim trenerem- zaproponował pan Juan.
- Nikt nie może o tym wiedzieć- poprosiła Alex.
- Nie powiesz chłopakom?- zapytała mama dziewczyny.
- Nie chcę, żeby codziennie zamartwiali się co ze mną- odpowiedziała Alex.
- Poproszę trenera by nic nie mówił.
***
Alex zapukała do męskiej przebieralni. Usłyszała 'proszę', więc weszła.
- Cześć- powiedziała ze smutnym uśmiechem.
- Hej- odparli wszyscy.
- Do szkoły to nie łaska przyjść?- zapytał Mike, chciał rozśmieszyć smutną dziewczynę.- Tylko na trening?
- Nie będzie mnie na treningu-powiedziała Alex i spojrzała na wszystkich po kolei.
- Co z tobą dzieczyno? Kosmici Cię porwali i zrobili pranie mózgu?- zapytał Liam i zaśmiał się z innymi.
- Nie- odparła krótko.- Nic mi nie jest. Mogę was o cos prosić?
- Zależy o co laleczko- powiedział Oliver.
- Mogę każdego z was przytulić?- zapytała nieśmiało.
- O to nie musisz pytać- zaśmiał się Logan. Każdy pokolei przytulił dziewczynę.
- Will możemy pogadać?- zapytała Alex.
- Jasne- odpowiedział bez zastonowienia Will/
- Uuuu- powiedzieli wszyscy 'mężczyźni' w szatni. Alex zaprowadziła chłopaka do damskiej szatni.
- Powiesz o co chodziło?- zapytał na wejściu.
- O nic.
- Przepraszam za wszystko- powiedział Will ze spuszczoną głową.- Nie możesz rezygnować przeze mnie.
- Myślisz, że to przez Ciebie?- Alex nie mogła uwierzyć, że chłopak tak pomyślał
- To dlaczego?- zapytał wymijająco.
- Kiedyś się dowiesz- powiedział Alex patrząc Willowi prosto w oczy. - Powininieś poszukać sobie jakiejś innej dziewczyny niż Kelly.
- Kocham tylko Ciebie- zadeklarował Will.
- To nie ma znaczenie- na te słowa chłopak przybliżył się do Alex i pocałował ją czule. Ręce położył na jej tali. Z oczu dziewczyny popłynęły łzy. Tak bardzo bała się choroby. Ko by się nie bał? Chłopak odsunął się od dziewczyny.
- Czemu płaczesz? Wiem, że coś nie tak. Doskonale wiem, że nie płaczesz z byle powodu- powiedział chłopak i starł pojedyncze łzy z policzków dziewczyny.
- Kidyś się dowiesz- Alex wtuliła się do niego.- Pamiętaj to co było. nie to co będzie.
- Martwię się o Ciebie- powiedział Will.
Alex odsunęła się od niego.
- Kocham Cię- wyszeptała.
- Kocham Cię- odparł chłopak i znów złożyl pocałunek na ustach dziewczyny.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej! Jak rozdział? Drama dalej jest i będzie :)
Dziękuje, że to czytacie :)
Do następnego!
*piosenka Sia- Chandelier
CZYTASZ
Jedna na piętnastu
Teen FictionZrozum, miłości nie da się opisać. Nawet jeśli powiesz do kogoś ,,Kocham Cię" to i tak w pełni nie wyraża twoich uczuć. Kiedy widzisz tą osobę, serce na moment staje, nogi są jak z waty. Chcesz tylko być z tą osobą, nic więcej. Nigdy nie wiesz kiedy...