18- Deargwen

360 22 0
                                    

Przygotowywaliśmy się do wyjazdu, no przynajmniej większość. Kesty siedział i oglądał swoje katany, a Sag nie wiem co robił, ale bardzo przypominało to medytacje. Sag od zawsze był taki inny, a Kesty żywy i nieprzewidywalny. Maksy skończył pierwszy, nie liczą tych dwóch, potem Diego i Stuart. Ja też się nie pakowałam, nie miała co zabrać. Bracie weszli już do odrzutowca, mnie zatrzymał Danny.

- Gdy tygrys umiera, nie traci godności.- powiedział bardzo cicho, ledwie co usłyszałam

- To, że czasem potrzebujemy pomocy, nie znaczy, że jesteśmy słabi.- odpowiedziałam na jego słowa

Uśmiechnął się lekko, prawie nie widocznie i pozwolił mi wejść. Nasza podróż trwała długo i cicho.

Na miejscu była już Strzała, ale nie wyglądała jak na wakacjach, czy po długim wypoczynku. Czasem w Hemikalierze mnie odwiedzała, ale nie mogła być dłużej niż kilka godzin, przez swoje pokazy. Sonik to samo, ale on miał szkolenia. Sonik wybiegł ze środka jak poparzony, nawet nie wiedziałam, że tam był. W rękach trzymał własnoręcznie wykonaną skrzynkę z mutagenami. Smoki latały nad wodą, lub siedziały na ziemi, były przerażone. Inne zwierzęta schowano w specjalnym pokoju. Pomału weszłam do środka, Maksy i Sag poszli do zwierząt, a Diego, Stuart i Kesty pilnowali podwórka. Poczułam dym i pobiegłam w jego stronę. Zatrzymałam się przed czarnym tygrysem, kończącym obgryzać nogę jednego ze strażników. Zmieniłam się w tygrysa, zauważył to i zaatakował. Walka w postaci tygrysów nie miała celu, ponieważ mieliśmy te same moce, ale on mógł pływać i był odporny na ogień, a ja nie. Zmieniłam się w człowieka i zaczęłam uciekać, ale płonąca, gruba deska zablokowała mi drogę. Użyłam Wagangy, by zmniejszyć ogień, ale to nie podziałało, a potem Sagny. Ogień nadal płonął. Nie był zwykłym ogniem, zwykły już dawno by zgasł, a jeśli nie to na pewno był by mniejszy. Czarny tygrys był coraz bliżej. Wbiegłam do szybu wentylacyjnego, by na chwilę odpocząć. Było tam strasznie gorąco. Zobaczyłam przez szparę jak tygrys próbuje się dostać na górę i zaczęłam iść przed siebie. W labiryncie szybu szybko się zgubiłam, a gorąco sprawiało wrażenie ognia. Nagle poczułam zimne powietrze i poszłam w jego stronę. Wyszłam z drugiej strony i wpadłam do wody. zimna woda dobrze mi zrobiła i od razu ożyłam. Wyszłam na brzeg, ale nie zatańczyłam ze szczęścia. Na kamieniu siedziała postać w czarnym kapturze z dusz. Obok niego stał pies, a raczej inny stwór pieso-podobny. Pazury miał długie, tak jak kły i dużą paszczę. 

- Cohite Tirblagrenco.- powiedziała postać

Głos był mi znany i do bardziej niż komukolwiek innemu. 

- Deargwen.- szepnęłam do siebie

- Miło cię znów widzieć.- powiedział- Ile to już lat? Osiemnaście? Dwadzieścia? 

- Osiemnaście.- powiedziałam znów szeptem

- Wyrosłaś jak na taki czas i znalazłaś nowych znajomych.- powiedział z uśmiechem zdejmując kaptur 

Nie miał włosów, a na łysej głowie miał tatuaże, które ozdabiały mu też kawałek twarzy. 

- Znasz te... Bestie?- spytał

- Jakbym mogła zapomnieć?- odpowiedziałam już głośniej

Uśmiechnął się i zniknął w portalu dusz. Upadłam na trawę czując mocny ból w klatce piersiowej.

Ja - Biały TygrysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz