25

698 63 8
                                    

Przyśpieszony rytm serca, trzęsące się ręce i paniczne spoglądanie w lustro.

- Przecież wyglądam dobrze - poprawiłam grzywkę patrząc w swoje odbicie. Czy spodobam się mamie ? Czy takiej mnie by się spodziewała ? Poczułam dłonie delikatnie oplatające mnie w pasie.

- Wyglądasz idealnie - broda chłopaka spoczęła na moim ramieniu. Na jego ustach widoczny był uśmiech, ale w oczach widziałam, że coś go gryzie. Od tego wszystkiego przeszła mi złość na niego. Jeszcze pół godziny temu byłam na niego tak bardzo zła, ale teraz nie było to już ważne. Żołądek mi się skręcał z nerwów na wszystkie możliwe sposoby i strony. Ważniejsze teraz było dobre wrażenie na rodzicielce, która, jak było mi to wmówione, niedawno jeszcze była martwa, a teraz ona żyła i nie miałam ochoty zawieźć jej.

- Przepraszam - mruknął mi w ucho, a na ciele pojawiły się ciarki. Sam jego dotyk pomógł mi i w pewnym stopniu uspokajał mnie.

- Już jest dobrze Lu. Tylko przemyśl czasem to co robisz i mówisz. Martwię się o ciebie.

- Wiem. Jestem idiotą.

- Tak, jesteś.

- I nie zaprzeczasz ?

- Nie. Jesteś idiotą, ale moim i to ma czasem swoje plusy.

- Serio ? Niby jakie.

- Nie mam z tobą nudno kochanie - pocałowałam go w policzek. Usłyszałam dzwonek do drzwi.

- To Sam ! - wyrwałam się chłopakowi z objęć i zaczęłam biec na dół. Skoczyłam bratu w ramiona i przytuliłam z całych sił. Brat przytulił mnie jednak nie tak mocno jak ja jego. A jego twarz nie była tak uśmiechnięta jak powinna.

- Co jest ?

- Dzisiaj nie wyjdzie.

- Co ? Czemu ?

- Mama wyjechała rano w delegacje. Na tydzień.

- Nie pierdol ! - słyszycie to ? Właśnie moje serce rozpadło się na milion kawałków. Miałam ją spotkać, wyglądałam jak to stwierdził Luke "idealnie". Cholera jasna. Miałam ją zobaczyć. Puściłam brata.

- No cóż tak musiało być. Kiedyś może się uda - starałam się nie pokazywać, że przejęłam się tym, ale wątpie, że wyszło - idę do góry się przebrać - ruszyłam na górę mijając Lu na schodach z całych sił powstrzymując łzy. Nie umiałam. Rzuciłam się, po drodze zrzucając z siebie sukienkę, na łóżko i odpuściłam. Łzy zamiast spływać po policzkach wsiąkały w poduszkę, którą ściskałam z całych sił. Ktoś wszedł do pokoju, jednak nie interesowało mnie to zbytnio.

- Skarbie - chłopak delikatnie pocałował mnie w nagie ramię, a ja dalej nie potrafiłam ruszyć się ani o milimetr. Miałam dość wszystkiego.

- Co się stało ?

- Nie jadę do mamy.

- Dlaczego ? Przecież tak się...

- Pojechała w delegację ! - rzuciłam poduszką przed siebie i spojrzałam na Brooksa - akurat teraz pojechała w tę głupią delegację. Nie jutro, nie pojutrze, akurat dzisiaj ! - przyciągnął mnie do siebie i w ciszy kołysał nami. Zanosiłam się powoli od płaczu. Cała roztrzęsiona spojrzałam na bruneta cała czerwona i pewnie opuchnięta już od płaczu.

- Czemu to mi się musiało przydarzyć ?

- Skarbie spotkasz ją. Jak wróci to się uda. Musisz być cierpliwa.

- Mogłam teraz ją przytulać.

- Wtedy będziesz się jeszcze bardziej cieszyć.

- Wystarczająco się już przecież naczekałam Lu. Ja chce spotkać ją teraz.

- Kochanie...

***

- Puszczamy film ? - James wyskoczył z kuchni jak duch. Nikt go nie słyszał, nikt nie widział, a nagle stał obok nas.

- Big J ! Ogarnij ! - Beau rzucił w niego poduszką. Wtuliłam się w Lu

- No już, już. Chciałbym wam kogoś przedstawić - wyciągnął dłoń w kierunku korytarza i wciągnął do salonu dziewczynę. Skulona szatynka weszła do pokoju nerwowo pocierając dłonią o przedramię.

- To jest Jessica. Moja dziewczyna - wszyscy zaczęliśmy robić wielkie "Uuuuuuu". James i dziewczyna ? Co prawda kiedyś miał dziewczynę i to nie jedną, ale po takim czasie był to dla nas wielki szok. Jednak sam wybór nas zdziwił. Nie chodziło o to czy była ładna czy nie, a o to, że odróżniała się od jego poprzednich wyborów. Jessica była niską, prześliczną szatynką skromnie ubraną. Jego poprzednie dziewczyny ubierały się wręcz odwrotnie. Eksponowały biust czy tyłek. Jess. Ona była ubrana w koszulę, bluzkę bez dekoldu i jeansowe rurki. Jak mówiłam. Przeciwieństwo, ale właśnie kogoś takiego James potrzebował. Kogoś kto wprowadzi w jego życie spokój. Jedyne co mnie w niej denerwowało to fakt, że zakrywała twarz w każdy możliwy sposób. To włosy, to ręka. Podczas filmu nawet raz okulary założyła, ale Beau zabrał jej je i powiedział, że paparazzi go śledzą i musi je nosić. Rozbawiło ją to, ale tylko na chwilę bo później znów zaczęła kryć się w objęciach swojego chłopaka.

- Są przesłodcy - powiedziałam cicho przerzucając wzrok z ekranu na ukochanego siedzącego nieco wyżej. Spojrzał na parę, a później na mnie.

- Wolę nas - zaśmiałam się pod nosem, a ja cmoknęłam go w linię szczenki ponieważ wyżej nie sięgałam.

- Kocham cię - powiedział tak cicho bym tylko ja to usłyszała - ale nie o tak cię kocham. Kocham cię bardziej niż siebie, braci czy nawet mamę. Bardziej niż kogokolwiek na tym świecie - podniosłam się i spojrzałam mu w oczy. Był poważny. Mówił na poważnie. Był pewien tego co mówił. Mówił prawdę. Tak. To było wszystko czego potrzebowałam. Prawdziwej, nieograniczonej i niekontrolowanej miłości. Nie potrzebna była odpowiedź "ja ciebie też". To by wszystko zniszczyło. Brzmiałoby jak zwykłe przytakiwanie. Bez żadnych uczuć. Poczułabym się jak jakiś kłamca, który daje komuś to co chce usłyszeć. Przysunęłam się bliżej niego i pocałowałam go. Nie jak jakaś desperatka, ale delikatnie z uczuciem. Wtuliłan się w niego z całych sił.

***

- Jaki był numer do pizzerii Ronnie ?

- Na lodówce ! - krzyknął z salonu.

- Nosz kurwa. I znajdź tu ten numer - spojrzałam na lodówkę obklejoną karteczkami z jakimiś numerami. Zaczęłam przegrzebywać je jednak zamiast numeru do pizzerii znalazłam numer Trevora.

- Co tu robi... - nie skończyłam zdania bo ktoś wszedł do kuchni. Szybko schowałam kartkę na swoje miejsce i udawałam, że dalej szukam numeru na żarcie.

- I masz ? - przyjaciel... chociaż teraz już sama nie wiem, wszedł do pomieszczenia i zaczął szukać razem ze mną. Spojrzałam w kierunku salonu. Jego telefon leżał na stoliku obok kanapy.

- Szukaj, a ja idę spytać reszty jaką tą pizzę chcą.

- Spoko nie ma sprawy - ruszyłam w kierunku aparatu i zgarnęłam go przelotnie pytając o smaki pizzy. Pobiegłam do toalety i panicznie zaczęłam przeglądać jego wiadomości jedna po drugiej. Moją uwagę przyciągnęła jedna z ostatnich.

Do : Trev
Są ciągle u mnie. Akcja dalej aktualna ?

- Nie, nie wierzę w to - powiedziałam cicho pod nosem.

x x x x x x x x

Ostatnio na facebooku spotkała mnie przemiła niespodzianka. Niniejszym moje opowiadanie było poszukiwane! Nawet nie wiecie jak mnie to ucieszyło. To było coś wspaniałego. Myślałam, że to opowiadanie jest już dawno zlane i praktycznie nikt tego nie czyrmta, a tu ktoś nagle poszukuje pierwszej części. Dziewczyno z facebooka jeśli to czytasz to wiedz, że sprawiłaś, że mam ochotę pisać i wrócić tu na stałe !

A teraz wypowiedzcie sie na temat rozdziału ;)

Kocham was ;*

Love is a sacrificeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz