09

571 70 5
                                    

Nie mogłam skupić się na zupełnie niczym. Nawet kiedy chciałam zrobić coś porządnie, nie udawało mi się, ponieważ do głowy raz po raz napływał mi obraz chłopaka ze sklepu z płytami, który zawładnął moim całym światem. Byłam całkowicie rozstrojona nerwowo przez tego człowieka, a nie minęło nawet tak wiele czasu, kiedy go pierwszy raz spotkałam, ponieważ o poznaniu nie było nawet mowy, ponieważ nadal nie znałam nawet jego imienia, nie mogłam powiedzieć, że go rzeczywiście znam. Chociaż nadal nie miałabym nic przeciwko bliższego poznania się z tym niewinnym szczeniaczkiem, który nazwał mnie ulubioną klientką. Tak więc wszystko kumulowało się i cały czas mnie nawiedzało. Końca tej na swój sposób pięknej katorgi, nie było widać.

-Emily, znowu odleciałaś -zaśmiała się mama, kręcąc głową z politowaniem dla mojego zachowania. Nie dziwię się, że denerwowałam ludzi swoim postępowaniem, sama byłabym wkurzona na osobę, która zachowuje się w sposób podobny do mojego, ale nie miałam na to najmniejszego wpływu.

-Nie odleciałam -mruknęłam niezadowolona, ale oczywiście w duszy zgodziłam się z jej opinią. -Po prostu moje myśli są zajęte czymś ciekawszym niż wasze rozmowy.

-Od kiedy nie interesują cię rozmowy na twój temat? -zapytała Charlyn, która była moją młodszą, wkurzającą siostrą.

-Od kiedy trzynastolatki mają prawo rozmawiać na mój temat? -odpowiedziałam, patrząc na zielonooką ze zdenerwowaniem i wyższością. Nie chciałam wdawać się w głębsze pogawędki, ale to było już nieuniknione.

-Emily, co to ma znaczyć? Proszę przeprosić siostrę w tej chwili -powiedziała surowym głosem mama, a Charles zaśmiał się na te słowa, chociaż nie było w nich nic zabawnego. On był kompletnym dziwakiem, chociaż nie chciałabym powiedzieć, że cała nasza rodzina nie była zdziwaczała do potęgi.

-Przepraszam cię niesamowicie bardzo moja kochana siostro. Lepiej idź sprawdź, czy nie jesteś adoptowana, bo te rude włosy nie są odziedziczone po naszej rodzinie. Coś czuję, że nie mogę się doczekać, aż w końcu odnajdziesz swoją rodzinę -zawołałam z przekąsem, a ta uderzyła mnie w ramię. Charlie zaczął śmiać się jak skończony idiota, a mama złapała się za głowę.

-Emily, nie przesadzaj, bo zaraz dostaniesz szlaban! -mama powiedziała dobitnym głosem, ale ja już się rozkręciłam za bardzo, żeby teraz przestać, a na dodatek Charles wydawał się zadowolony na tyle, że wesprze mnie w tej głupiej wymianie zdań.

-Elizabeth -rzekł mój starszy brat, patrząc na naszą mamę, a ta tylko spojrzała na niego z powątpiewaniem. -Dobrze wiemy, że u nas w domu nie istnieje coś takiego jak szlaban na cokolwiek. To nigdy nie działało, nie pamiętasz?

-Masz na myśli to, jak zabarykadowałeś drzwi do pokoju szafą, ponieważ dostałeś karę na komputer, a musiałeś dokończyć tą niesamowitą grę? Oczywiście, że pamiętam, ponieważ gdybyś zapomniał, nie potrafiłeś odsunąć szafy i w końcu wyważyłeś nią drzwi. To nie jest coś, o czym mogłabym kiedykolwiek zapomnieć -stwierdziła poważnie, a ja i Lyn zaczęłyśmy się śmiać, ponieważ uprzykrzanie sobie nawzajem życia było w naszej rodzinie czymś na porządku dziennym.

-Wiesz co Lyn? -spojrzałam na swoją siostrę, a ta uniosła brew pytająco, czekając, aż oświecę ja czymś niesamowitym. -Pamiętasz tego kota u tej dziwnej sąsiadki, która nigdy nie chciała odpowiadać na dzień dobry i nikt nie wiedział, jak się nazywa?

-No tak, pamiętam. Taki rudy -wymamrotała i wtedy zrozumiała co chciałam jej przekazać.

-Czyżby zaginiony brat?! -zawołałam, a ta momentalnie kopnęła moje krzesło, które zachwiało się do tyłu. -Bez agresji! Ja nic ci nie zrobiłam, prawda?! Nigdy nic ci nie zrobiłam. Jestem twoją starszą siostrą, należy mi się trochę szacunku, nie uważasz? Chyba nie chcesz, żebyś na starość została sama bez siostry.

-Giń za twoje głupie gadanie! -zawołała z diabelskim uśmiechem i kolejny raz kopnęła krzesło, tylko teraz uderzyła ze zdwojoną siłą, a mebel, na którym siedziałam, odchylił się do tyłu i upadłabym, ale silne ręce złapały moje ramiona, oszukując grawitację.

-Co wy wyprawiacie? Bójka beze mnie? -zapytał głośno tata, a ja i Lyn zaczęłyśmy się śmiać, ponieważ szybko objął nas obie i przyciągnął do siebie. Obie spadłyśmy z krzeseł i uniosłyśmy się troszkę ponad ziemię. -Jestem kompletnie stary, koniec podnoszenia naszych małpek. Siadajcie do śniadanka i bez żadnych wyzwisk, chyba że ja też mogę brać w tym udział.

-Aaron, nie powinieneś być bardziej rodzicem niżeli dzieckiem? -mama upomniała swojego męża, a ten tylko pocałował ja w policzek i zaśmiał się cicho.

-Przecież nie jesteśmy normalną rodziną, Lizzie, przestań oczekiwać, że ja lub nasze dzieci, które odziedziczył po mnie charakter, staniemy się normalni -podsumował ojciec i poczochrał włosy swojego najstarszego dziecka.

-Zostaw mnie -jęknął Charlie z niezadowoleniem, a tata kolejny raz rozwalił jego włosy. -Tato, czy ty w ogóle mnie słyszysz? Nie mogę się doczekać, aż wyjadę na uczelnię, wy jesteście tacy dziwni.

-Jak dobrze, że postanowiłeś mieć aż rok przerwy przed tymi studiami, przecież byłoby nam bez ciebie tak smutno! I nie jestem jedynym dziwnym mężczyzną w tym domu, synku.

-Nie tak bardzo, jak adoptowany, rudy wilk! -zawołałam i kolejny raz rozpętałam kłótnie przy stole, której teraz nie było sposób zatrzymać.

Wszyscy się przekrzykiwali, uderzali lekko, szczypali, atakowali łaskotkami czy rzucali w siebie jakimiś okruchami, czy innymi rzeczami znalezionymi na stole i w tym wszystkim siedziała mama z głową opartą na rękach.

-I jak ja mam tutaj przeżyć jeden dzień dłużej?



calum hood // record shop 2.0Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz