Tego dnia byłam naprawdę wesolutka, zresztą przez cały czas tak się czułam, ponieważ nie widziałam sensu w byciu smutnym, kiedy ktoś na kim zależy mi od tak dawna, również zaczął okazywać sympatię. To coś w rodzaju spełnienia życiowego. Byłam jak sim, który cieszył się, że osiągnął cel życiowy, został gwiazdą rocka czy łamaczem serc. Moją aspiracją było jednak zupełnie coś odwrotnego. Nikt tutaj nie chciał ranić, chodziło tylko o czyste uczucie.
Chodziło o miłość.
Odkąd przyznałam przed samą sobą, że zakochałam się w tym, wyglądającym azjatycko, pięknym aniele, mogłam bez problemu zauważyć, że byłam jeszcze bardziej pełna życia i żadne niepowodzenie nie było w stanie wyrzucić ze mnie tego ducha walki, który wpłynął do mojego wnętrza tamtego pamiętnego popołudnia z Jessicą, kiedy to piłyśmy herbatę, zupełnie nieświadome, że jestem zakochana po uszy w chłopaku sprzedającym płyty.
To brzmi rodem z filmu romantycznego. Miejmy nadzieję, że zakończy się on niezwykle szczęśliwie, bo inaczej nie byłabym w stanie się w ogóle pozbierać po tej całej sprawie. Już nawet nie chodziło o pieniądze za płyty, których nigdy nie odzyskam, ani o wstyd, który przyniosłaby mi porażka, ale o to, że Calum wpełzł niegrzecznie do mojego serca, uwił sobie gniazdko i teraz nie ma zamiaru go opuszczać. Po prostu naprawdę nie wyobrażałam sobie życia bez niego przy moim boku, nie byłbym w stanie żyć bez jego zaczepnych, kąśliwych i często zupełnie nieprzyzwoitych uwag czy gestów. Przecież to wszystko w pewien sposób nadawało sensu mojemu zwariowanemu życiu.
Chociaż wiedziałam dobrze, że nie powinnam się nastawiać od razu na ślub, czwórkę dzieci, kota, psa i złotą rybkę, to jednak robiłam to głęboko w moim umyśle, gdzie nikt nie ma dostępu i do czego nikt nigdy nie dojdzie, ponieważ to takie żenujące jakkolwiek by na to nie spojrzeć.
Jednak nikt nie posiada zdolności czytania w myślach, więc żadna osoba nigdy nie dowie się o moich planach, zamiarach czy marzeniach, tego typu, ponieważ tak, miałam je, tak, było ich wiele.
Dotarłam z moimi dziwnymi rozmyślaniami do sklepu i ostrożnie ominęłam próg, szeroko się uśmiechając w stronę chłopaka, który podniósł wzrok znad książki, którą uważnie studiował.
-Emily, cześć! -powiedział radośnie i przejechał szybko swoim wzrokiem po całej mojej sylwetce. -Nie przewróciłaś się w progu.
-Witaj, Calum. Dziękuję, że tak dobitnie mi to uświadomiłeś -przewróciłam oczami, ale nadal uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Chłopak zaśmiał się pod nosem i zaznaczając stronę w książce, zamknął ją szybko, po czym odłożył ją na bok. -Co tam tak chowasz? Czy to Kamasutra lub coś podobnego?
-Za kogo ty mnie masz? To tylko poradnik, jak wyrwać dziewicę -puścił mi oczko, wstał ze swojego miejsca i podszedł do mnie powabnie jak jakiś motyl.
-Wiedzę, że prawiczek edukuję się na przyszłość. Nie myślałeś nigdy, żeby zostać księdzem? -zapytałam zupełnie w żartach, a ten przewrócił teatralnie oczami.
-Kto tutaj wspominał kiedykolwiek o prawiczkach? Bo ja na pewno nie, ponieważ takowi nie istnieją w tym sklepie -stwierdził pewny siebie, a ja parsknęłam śmiechem, widząc jego chorą determinację, żeby mnie przekonać do swoich racji.
-Nadal ci nie wierzę, Cal. Jesteś zbyt niewinny na ktoś, kto, no wiesz -spojrzałam na niego wymownie.
-Nie mam pojęcia, powiedz mi -odparł z kąśliwym uśmiechem, który rozprzestrzenił się po całej jego twarzy. Szczerzył się jak głupi do sera, ponieważ chciał usłyszeć seks z moich ust. Postanowiłam jednak się z nim podrażnić.
-Kogoś, kto odbywał praktyki seksualne z innymi ludźmi -odpowiedziałam z grobową miną, a Calum skrzywił się na usłyszane zdanie, jakby właśnie jadł cytrynę.
-Urwałaś się z jakiejś katolickiej szkoły, którą prowadzą siostry zakonne? -zapytał niezadowolony, a ja tylko zaczęłam cicho chichotać.
-Tak, buntuję się przeciwko nim, słuchając rocka -rzuciłam, wzruszając beztrosko ramionami, a ten tylko pokręcił głową. -A co z twoim buntem? I co z tymi twoimi marzeniami na zostanie sławnym? Mówiłeś coś ostatnio.
-Nic wielkiego, gram z przyjaciółmi. Nie jesteśmy jakoś super utalentowani, ale i tak robimy to, bo czemu nie? Sprawia nam to wiele przyjemności -stwierdził spokojnym głosem.
-Chyba jednak coś wiesz o buncie, masz swój zespół. Tak bardzo niegrzecznie.
-Niesamowicie niegrzecznie, no wiesz. Te ciągłe próby i koszulki z różowymi konikami. To jest coś, czego boi się każdy i nikt nie pochwala -westchnął, udając smutek, a ja zaśmiałam się wesoło.
-Nie powiem, robi się coraz bardziej groźnie -posłałam mu uśmiech od ucha do ucha, który odwzajemnił. -A jak się nazywacie? Pewnie jakieś szatańskie słowa.
-5 Seconds of Summer -odpowiedział całkowicie poważnie, a ja nie mogłam wytrzymać i ponownie zaczęłam się śmiać. -Co mam ci odpowiedzieć? Założyliśmy zespół, mając po szesnaście lat. Jest nas czwórka i żaden nie jest kreatyny.
-No więc opowiedz mi coś o tym swoim wspaniałym zespole. Pewnie jesteście szybcy. Przecież macie tylko pięć sekund, współczuję. Jak wasze wakacje muszą wyglądać? -posłałam mu figlarne spojrzenie, a ten szturchnął mnie, przechodząc w stronę płyt, które przeglądaliśmy już tak wiele razy. -Tak w zasadzie, dlaczego pięć sekund? Macie pięcioro członków?
-Zabawne, naprawdę. Uśmiałem się niezwykle. Jest nas tylko czterech, ale wymyśliliśmy to pięć sekund przed dzwonkiem. Wiesz taki prosty myk, który jest kompletnie bez sensu, ale nadal jesteś niemiła! -udawał obrażonego, a ja od razu podeszłam do niego i uścisnęłam delikatnie jego ramię, jakbym chciała prosić go, żeby się nie gniewał.
-Oj nie gniewaj się, osobiście uważam, że pięć jest liczbą szczęśliwą i bardzo się cieszę, że macie ją w nazwie swojego super zespołu. Sprzyjają wam gwiazdy i takie tam, chyba. Poza tym to głupie mieć wakacje tylko przez pięć sekund! -powiedziałam, patrząc na niego wymownie, a ten tylko wyszczerzył się w moją stronę.
-Nie czepiaj się -odpowiedział, a ja zaśmiałam się cicho.
-Więc śpiewasz? Nie chciałeś zdradzić ostatnio -stwierdziłam niezadowolona, a ten spojrzał na mnie ponownie.
-Zmuszają mnie do tego czasem, ale jakoś nie bardzo uważam, że mój głos jest dobry -wzruszył ramionami beznamiętnie, a ja pokiwałam głową, przetwarzając jego słowa w głowie.
-Zaśpiewaj mi, ocenię -ujawniłam mu swój świetny pomysł.
-Nie, wybacz. Może jeszcze kiedyś mnie usłyszysz, ale na pewno nie dzisiaj -stwierdził spokojnie, a ja westchnęłam smutno.
-Usłyszę cię na waszym koncercie, kiedy staniecie się sławni. Będę stała w pierwszym rzędzie i krzyczała najgłośniej! -zachichotałam, a ten posłał mi rozczulony uśmiech. -Zrobię sobie transparenty, że cię kocham i chcę mieć z tobą dzieci, a ty będziesz śpiewał do mnie piosenki o miłości, dobrze?
-Oczywiście, ale coś nie czuję, że będziemy sławni, a ty raczej nie polubisz naszej gry -zaśmiał się, a ja posłałam mu zranione spojrzenie. -Jesteśmy nieźli, ale nie aż tak. Poza tym jestem tylko zwykłym kolesiem, który gra na basie, nie ma szans, żeby ktokolwiek tak szalał na moim punkcie.
-Zamknij się. Straciłeś w moich oczach swoją słodkość. Teraz chcę gitarzystę. Wiesz, co o nich mówią, prawda? Mają najsprawniejsze palce -poruszyłam dwuznacznie brwiami. -Lub perkusistę, robią to mocniej, więc jak dla mnie super.
-A jak z basistami? -zapytał, patrząc na mnie z zainteresowaniem, ale nie miałam zamiaru ujawniać mu mojej słodkiej tajemnicy.
-Nie wiem, powiem ci może kiedyś -wzruszyłam ramionami pewna siebie, a ten tylko posłał mi jednoznaczny uśmiech. -Muzyka musi być dla ciebie ważna, co?
-Muzyka jest moją jedyną miłością -odpowiedział poważnie. -Nikt nie będzie w stanie jej zastąpić. Jest zbyt dobra. Lepsza od wszystkich ludzi na świecie.
-Oh.
Może i tak myśli, ale przecież kobiety potrafią zmienić zdanie każdego, prawda?