Prolog

96 4 2
                                    

-"Nash! Ustaw się! Mama nas kręci!" - Krzyczy z telewizora mała, brunetka, ubrana w białą sukieneczkę i tego samego koloru buty. Falowane włosy na końcach, dodawały uroku jej pulchniutkim policzkom. Szarpie za łokieć wyższego i starszego chłopczyka o również brązowych włosach. Ubrany był w czarną koszulkę z wzorkami na klatce piersiowej, do tego krótkie, za kolano spodnie koloru żółtego i czarne buciki.

-"Hay, przestań to tylko ślub."- Po raz setny wybucham śmiechem na słowa Nasha, który nie rozumie jak "poważna" była sytuacja. W końcu staje przed dziewczynką i łapie ją za rękę.

W tle pojawia się jeszcze inny chłopczyk, jest starszy od dziewczynki ale młodszy od chłopca.

-"Hayley?! Jak możesz brać z nim ślub?!" - Krzyczy drugi chłopczyk, który wyglądem przypomina starszego dzieciaka.

-"Nie martw się, będziesz naszym dzieckiem." - Uspokaja go, podnosząc wolną dłoń do góry. Brunet, który pojawił się w środku "uroczystości", odszedł gdzieś poza kamerę.

-"Zaczynajcie dzieciaki." - Głos osoby zza kamery przypominał głos mojej mamy, która była właśnie w pracy, razem z ojcem.

-"Dobrze. - Dziewczynka przeniosła wzrok na chłopczyka, który trzymał jej dłoń.- Nash, chcesz być moim mężem i mieć ze mną dzieci i zamieszkać razem?" - Wybucham niekontrolowanym śmiechem, nasza przysięga była orginalna.

-"Oczywiście że chce. - Uśmiecha się błękitnooki w stronę mniejszej o głowę dziewczynki. Słychać było że osoba nagrywająca (w tym przypadku moja mama), była na skraju wytrzymałości. - A czy ty Hayley, chcesz zostać moją żoną i kochać mnie do końca życia a nawet jak nie ma końca to wieczność?" - Łapie drugą rączką dziewczynkę o szarych oczach.

-"No jasne że tak Ash." - Przytula go a moja mama wiwatuje. Ash to było jego zdrobnienie, On i jego brat nazywali mnie Hay.

Tak, na tym filmiku jestem ja i moi bracia cioteczni. Kiedyś byliśmy bardzo zżyci, ale ze względu na okoliczności nasza rodzina przeprowadziła się do Londynu.

Oglądam te filmy kilka razy w tygodniu, lub wtedy kiedy jest mi smutno.
Tęsknie za nimi, zawsze kiedy patrzę na tą bransoletkę od Nasha, która nawet dziewięć lat później jest na moim prawym nadgarstku.

- "To jest bransoletka ode mnie na znak mojej miłości." - Chłopczyk zakłada mniejszej mnie na prawą rączkę białą bransoletkę z materiału.

-"A to jest znak mojej" - Brunetka zakłada chłopcu naszyjnik z grubej nici, która przypomina siano. Zawieszka na niej jest biała, w kształcie serduszka.

Dzieci dają sobie buziaka w policzek i odchodzą gdzieś, trzymając się za ręce. Uśmiecham się ciepło, wyłączając telewizor i kierując się do kuchni.

-Hayley! Zrobisz mi coś do jedzenia?! - Drze się mój brat z góry. Tak, mam brata. Jest młodszy o dwa lata ale i tak daje popalić. Najlepsze jest to, że nie ma go na filmach z mojego dzieciństwa.

- Wal się, sam sobie zrób. - Podchodzę do lodówki i wyciągam z niej mój ulubiony sok bananowy, nalewam sobie trochę do szklanki i idę schować kasety do szuflady. W odpowiedzi dostaje tylko parsknięcie.

Gdy chowam ostatnią kasetę do szuflady, słyszę dźwięk przekręcanych kluczy.
Idę w stronę przedpokoju, opieram się o futrynę i czekam aż któryś z rodziców wejdzie do domu.

-Jackob, Mówiłam ci już że ich tam nie zostawimy...- Wchodzi do domu średniego wzrostu blondynka, ubrana w białą, koronkową sukienkę dosięgającą jej do połowy ud i tego samego koloru buty na wysokim obcasie. Przez rękę przewieszoną ma czarną torbę i czarny żakiet.

- Alice, a ja ci mówię że to będzie najlepszy pomysł...-Gdy zauważają mnie oboje, zaczynają się krępować. Za moją rodzicielką wchodzi mój ojczym. Ubrany w czarny garnitur i biały krawat. Najgorsze jest to że pracują w tej samej firmie, są jej założycielami i zawsze gdzieś wyjeżdżają.

-Gdzie, kogo nie zostawicie? - Krzyżuję ręce pod piersiami.

-Um.. No nigdzie? - Mama zawiesza żakiet na otwartym wieszaku, ojciec robi to samo.

-Nie kłamcie. - Wzdycham i idę usiąść na krzesełku barowym, bo wiem że zaraz tam pójdą nasi rodzice.

I tak też robią
Zjawiają się dokładnie w tym momencie, w którym siadam na krześle.

Blondynka patrzy sie na wysokiego Blondyna. Tak, nieźle się dobrali.

- Córciu...- Zaczyna Jackob. Mimo tego że nie jest moim biologicznym ojcem, nazywa mnie córką. - Razem z mamą musimy wyjechać z Londynu. Sprawy służbowe.- O nie. Zawsze tak mówią, i zawsze kończy sie tym że lądujemy u naszej cioci, która mieszka kilka kilometrów od nas.

Zaczynają się wakacje a oni chcą nam je zniszczyć, wysyłając naszą dwójkę w to znienawidzone przez nas miejsce.

-Nie mówcie mi tylko że jedziemy do cioci Margaret. - Patrzę na mamę, a ona ma takie smutne spojrzenie. -O nie. - Wzdycham, opadając na oparcie.

- Nie kochanie, tam nie jedziecie. - Tato podaje stojącej mamie szklankę gazowanej wody. Niebieskooka pije ją, a następnie odkłada do zlewu.

- Jedziecie do wujka Jack'a. Do Australii. - Mówi a ja wiem że moje serce przeżywa atak paniki i radości.

-------------

Matko jestem taka podekscytowana że publikuję te Fanfiction :))

Rozdziały będą miały po 1000 słów, czasami może zdarzyć się więcej :))

Kids Dreams|| N.G plOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz