POV Jeffa
Wepchałem go do krzaków,
Tak żeby ta dziwna "Postać"
Nas nie dopadła...
Nagle krzaki zaczeły się kiwać...
Dość mocno.
Nawet ja jako Jeff The Killer, troche się wystraszyłem,
Z krzaków wyszedł Jack.- Matko Bosko idioto...
Wyszedłem z krzaków...
Po chwili kapłem cie że to nie jest Jack, tylko ktoś za niego przebrany.
Odwróciłem sie byc zobaczyć czy ten męszczyzna dalej tam był,
Zwiał.
Niema nawet śladu...
Tylko kto to za tą maską?Podeszłem do tej istoty, delikatnie ściągłem mu maske.
Okazało się że to Ben.- Ben co ty robisz? -
- Próbuje ci pomóc go odnaleść -
- Eee... Ok, a skąd masz tą maske?-
- Znalazłem tam pod mostem -
- To chodz może jeszcze tam coś będzie -
Przeszliśmy pod mostem pare razy, lecz nie było niczego innego prócz rozbitych butelek, grafiti oraz śmieci.
- Jeff! -
- Co? -
- Chodz tu... Patrz... -
Pod biegłem do Bena, i zastałem plame krwi...- No... To po nim -
Obejżeliśmy się jeszcze pare razy, i siadliśmy pod mostem.
- I co teraz będzie - (Ben)
- Niewiem, stary... Musimy go znaleść, żywego lub nie -
- A wiesz przynajmniej dlaczego poszedł? -
- Nie... Niewiem -
Skłamałem, nie chciałem żeby uważał mnie za bez uczuciowego potwora...
Teraz mi szkoda Jacka, niewiem nawet czy biedak żyje, Ostatnio co go widziałem to pod tym drzewem, gdy postąpiłem jak debil i go tam zostawiłem, Ehh po co ja to zrobiłem? Co chciałem sobie pokazać? On teraz może nie żyć a to wszystko moja wina... Poczucie winy mnie przerosło.- Ben musimy go znaleść... JUŻ! -
.......,.......,.......,.......,.......,.......,......
HEY! Dzięki za tyle wyświetleń :)
Mam nadzieje że zostaniecie jak najdłużej :P ♥
Kolejny rozdział za nie długo ♥
Do następnego Paa ♥