Rozdział XI

583 60 8
                                    

Z perspektywy Lily

Pobiegłam do dormitorium, przeskakując trzy stopnie na raz. Na szczęście siedziała tam Dorcas i malowała paznokcie (na fiołkowo, o ile dobrze się zorientowałam). Kiedy, zdyszana, wbiegłam do naszego pokoju, przestraszona, odstawiła pędzelek i podeszła do mnie.

- Liluś, co jest? - zapytała, zmartwionym tonem. Objęłyśmy się, a potem zaczęłam się otrząsać z szoku i warknęłam :

- Potter, ot co.

Usłyszałam, jak Dorry złorzecze pod nosem. Zachichotałam.

- Ja naprawdę wątpię, czy to ten plemnik wygrał - westchnęłam.

- No skoro tak jest, to znaczy, że jego ojciec miał naprawdę słabe plemniki - zachichotała Dorry.

- A ty co? Skąd jesteś taką znawczynią spermy ojca Pottera? - zaśmiałam się. Euklipe odrzuciła blond włosy na plecy.

- A to moja słodka tajemnica, Liluś - mruknęła zmysłowo. Wtedy usiadłam na podłodze i zaczęłam się nie opanowanie śmiać. Dorcas popatrzyła na mnie z uśmiechem.

- Merlinie, jakie to było tępe - przyznała. Kiedy w końcu się ogarnęłam, usiadłam po turecku na podłodze. Moja przyjaciółka zrobiła to samo naprzeciw mnie. Położyłam dłonie na kolanach.

- Dorry, jak można się zemścić na moim braciszku i Potterze? - zapytałam złowieszczo. Na twarz siedemnastolatki wpełzł szatański uśmiech.

- Można by... - zamyśliła się - Czego się boją?

- Hmmm... - dołączyłam do myślenia. - Jeden się boi łyżek, a drugi długopisów.

Na to obie się roześmiałyśmy.

- Serio - parsknęłam - Black nigdy nie użyje łyżki (tak, wiem, to bardzo niepraktyczne), a Potter długopisu.

- No to chyba wiem, co zrobić - na nasze twarze powróciły uśmiechy, zwiastujące przykre rzeczy dla Huncwotów.

~~~~~~~~~~

Z perspektywy Syriusza

Cholera. Skąd mieliśmy wiedzieć, że Mała Mi nie trawi pajączków? Hmm...

Odwróciłem się w stronę drzwi do Wielkiej Sali, bo wtedy właśnie weszły przez nie Dorcas i Lily. Szły pod ramię, obdarzając każdego tajemniczym spojrzeniem. Usiadły naprzeciwko nas i spokojnie zabrały się do jedzenia.

- Em.. Lily... Bo James nas zmusił do tego żartu.. - zaczął się bronić Remus, patrząc na Rudą. Ona spojrzała na niego leniwie i powiedziała :

- Remusku, wiem to.

Aż mnie ciary przeszły. James zaczął się kręcić niespokojnie na ławce. Spoglądał co chwilę na dwie małe chodzące, jedzące zagadki.

- Ja się boję ich trochę, a ty? - wyszeptał do mnie. Wypiąłem dumnie pierś.

- Ja trochę też. Ale w końcu to my jesteśmy Huncami. Jedyne kogo się boimy to wujek Voldziu i Lily - odszepnąłem. Wtedy usłyszałem metaliczny stukot w Sali Wejściowej. Wymieniłam z Rogaczem zaniepokojone spojrzenia. To co się wtedy stało, przerosło i mnie, i moje mniemanie.

Tak, wiem : jestem okropna i okrutna, spalić, zjeść itp. Ostatnio mam wenę, ale nie mam kiedy - sprawy rodzinne, szkoła no i... Czasami mam ochotę umarnąć jak James x3
Cieszę się, że rozdziały się podobają, ale piszę coraz gorzej.. Chaotycznie i ogółem źle... Mam nadzieję, że wybaczycie mi nagłą "zapaść", no ale.. Piszę i to publikuje, bo muszę.
Przepraszam, postaram się poprawić.

Mała Mi, pokochaj mnie.. | Huncwoci [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz