Rozdział XXII

506 52 9
                                    

Z perspektywy Jamesa
Patrzyłam jak przez twarz Małej Mi przelewają się różne uczucia - złość, strach, zrozumienie, duma? Owszem, byłem w Mrocznym Zakonie. I jestem z tego dumny. Razem z Łapą przyszliśmy prosić Lorda o pomoc. Ja chciałem, żeby pomógł mi sprzątnąć kilka osób, a Łapa chciał szpiegów dla swojej rodziny. Voldi uznał, że jesteśmy "utalentowani" i że przydamy mu się w jego armii. I to mówił sam Tom Riddle!

- Ale... Ale jak...? - Lily najwidoczniej próbowała zrozumieć tok mojego myślenia, ale nawet ja go nie rozumiem.

- Lily, wiedziałem, że jesteś w Mrocznym Zakonie. Nie mogłem nic powiedzieć, bo twój wujek mi zabronił. Rozmawiam teraz o tym z tobą nielegalnie, bo nie mam pozwolenia. - wytłumaczyłem, a ona pokiwała głową.

- Nie martw się. Jeśli on się dowie, to wstawię się za tobą - powiedziała spokojnym tonem. Klasnąłem i zatarłem ręce.

- Dziękuje - powiedziałem cicho. - Lily... ?

Uważnie otaksowała moją twarz swoimi zielonymi oczami.

- Tak?

- Bo ja dawno chciałem ci to powiedzieć, ale po raz pierwszy w życiu nie umiałem dobrać słów - powiedziała, odwracając wzrok, żeby mnie nie rozpraszała. Usłyszałem cichy trzask łamanej gałązki. Odwróciliśmy głowy w tamtą stronę. Przybiegł... Wielki, czarny pies, trzymający w pysku gałąź z licznymi rozgałęzieniami (co). Przehasał za moimi plecami, drapiąc mnie kijem. Lily się zaśmiała.

- Nawet zwierzęta cię nie lubią, Potter.

Uśmiechnąłem się, a potem chwyciłem się teatralne za serce.

- Evans... Zraniłaś moje serduszko. A to nie pies, tylko Black! - wskazałem na psa, który drapał się za uchem w niedużej odległości od nas. Utłukę go kiedyś.

- Syriusz! Do nogi! - warknąłem na kundla. Pies podbiegł do mnie, polizał dziewczynę w dłoń i zaczął domagać się drapania po grzbiecie, co Mała Mi uczyniła. Wyszczerzył na mnie kły.

- Na mnie? Kły? Braciszku, przesadzasz - mruknąłem, a on zmienił się w człowieka i usiadł koło nas.

- Możesz mi łaskawie wytłumaczyć, co to jest ? - zdjął zaklęcie maskujące i oczom ukazały się cudowne wąsy i napis na czole. Zacząłem nie opanowanie chichotać, a Lily zaczęła mu majstrować tam zaklęciami.

- To.. To jest piękny przekaz artystyczny - wycharczałem, pokładając się na leśnej ściółce. Lily od niechcenia machnęła różdżką. Nic nie poczułem, więc usiadłem po turecku z drzewem za plecami. Lily i Syriusz płakali ze śmiechu. Obejrzałem się w dół. Wszystko okey. Sprawdziłem okulary - całe, bez żadnych kształtów. Pomacałem się po głowie i zacząłem wrzeszczeć - miałem jelenie rogi. Może nie powinienem się rak unosić, no ale - mam rogi! Klęknąlem na obie kolanka przed Lily i złożyłem ręce jak do modlitwy.

- Lily moja, która stoisz nade mną, niech trwoży imię twoje. Niech boją się wszyscy, jako w Hogwarcie tako i w życiu. Całusa mojego poprzedniego daj mi dzisiaj i odpuść mi moje winy, jako i ja odpuszczam ci twoje fochy. I nie uwódź mnie do Toma, ale mnie zbaw od rogów, amen.

Przez dłuższą chwilę na polanie panowała cisza. A potem cała nasza trójka zaczęła tarzać się po ziemi. Ryczeliśmy ze śmiechu.

Jakieś piętnaście godzin później, gdy w końcu się uspokoiliśmy, usiadłem koło Liliki i położyłem rękę na jej ramieniu. Zamiast odsunąć się ode mnie i warknąć jakąś ciętą ripostęx wtuliła się, opierając się o mnie.

- Opadła szczęka, co Black? - uśmiechnąłem się złośliwie.

- Owszem. Rogaczu - zachichotał - jak ci się to udało?

O dziwo odezwała się Lily :

- Ludzie się przyciągają i czuje się po prostu to, kto ci jest przeznaczony.

Cholera, ale ją kocham.

Mała Mi, pokochaj mnie.. | Huncwoci [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz