Rozdział XXVII

476 40 8
                                    

Z perspektywy Sherlity

Szpieg z Hogwartu powiedział tacie, że ja i Lilka jesteśmy uznane za martwe. Szlag by trafił Trzmiela. Na szczęście mamy plan.

Wsadziłam mały, czarny pistolet do kabury przy pasku. Założyłam szatę Hogwartu i zmieniłam swój wygląd na bardziej rozpoznawalny. Znów miałam czerwone włosy. Na nos wsadziłam okrągłe okulary przeciwsłoneczne i włożyłam różdżkę do kieszeni szaty.

Dzisiaj jest wielki dzień. I to ja miałam być kluczowym momentem. Aż mnie rozsadzało, chciałam działać już, teraz. Cieszyłam się, że Lilka już wyszła z dołka. Przynajmniej nie musiałam działać sama.

Weszłam do jej pokoju. Siedziała na łóżku i przygotowywała się do misji. Jak ja. Usiadłam koło niej i objęłam ją ramieniem.

- I jak się czujesz? -mruknęłam. Spojrzała na mnie zimno.

- Nareszcie mam coś do roboty - jej głos był wyprany z emocji. Położyłam jej głowę na ramieniu i odpowiedziałam jak ona :

- Wiesz... Nie mogę się doczekać.

~~~~~~~~~~~

Deportowaliśmy się na skraju zakazanego lasu. Ja i Lily miałyśmy zasłonięte twarze kapturami.

- Lily, Sher, powtórzcie plan - zarządził mój tata. Teraz miał zielone oczy i miodowe, krótkie włosy. Moje białe zęby błysnęły w zabójczym uśmiechu.

- Mamy stanąć w Wielkiej Sali, zrzucić kaptury, zrobić 'madafaka, my żyjemy!', podejść do zamurowanego Dropsiarza i powiedzieć 'Nie zrobimy ci krzywdy'. A potem go zabić na oczach zdumionej sali. Wtedy wejście zrobisz ty. - wyrecytowałam jednym tchem, a na koniec, zadowolona, wzięłam do ust gumę do żucia. Tata kiwnął głową.

- Bardzo dobrze. Zabijacie tylko Dumbledore'a. Nikogo więcej - spojrzał na mnie krytycznie. Wzruszyłam ramionami.

- No co? Jak się nawinie pod różdżkę...

Zostałam zrugana spojrzeniem kuzynki i ojca. Wzruszyłam ramionami i zrobiłam balona z gumy.

- No dobra. Możecie iść.

~~~~~~~~~~~~~

Z perspektywy Lily

Stałyśmy przed drzwiami do Wielkiej Sali. Czułam podniecenie, które wypełniało mnie od środka. Nareszcie. Po tylu latach kłamstw. Mogłam wejść i zabić go. Tak jak on zabił moją mugolską rodzinę.

Sherlity popchnęła dębowe drzwi i weszłyśmy. Wszyscy odwrócili się w naszą stronę. Na szczęście nie widzieli naszych twarzy. My za to lustrowałyśmy ich uważnie. James i Syriusz trzymali w rękach różdżki, które leżały koło ich talerzy. Remus patrzył na nas oniemiały. Avery chciał się podnieść, ale Sher posłała mu spod kaptura złowieszczy błysk obecnie czerwonych oczu. Mój wzrok utkwiony był w dyrektorze, który patrzył na nas z lekkim strachem, który próbował skrzętnie ukryć. Oh, jak mi przykro.

Sunęłyśmy w jego stronę. Stanęłyśmy na wprost niego i zauważyłyśmy ciała dziewczyn uderzająco podobnych do nas.

- Oh... Lily i ja nie żyjemy? - zapytała cynicznie Sher. W tym samym momencie zrzuciłyśmy kaptury, przyprawiając niektórych o zemdlenie i krzyki. Odwróciłam się i uciszyłam spojrzeniem salę.

- My żyjemy. To była propaganda zrobiona przez naszego KOCHANEGO dyrektora - mówiłam z zaciśniętymi zębami. Odwróciłam się do przyszłego denata - Kochany dyrektorze, może pan się przyzna teraz, zanim będzie za późno?

Albus przełknął nerwowo ślinę.

- Panno Evans, jest pani opętana... Tom Riddle... Voldemort... - jąkał się. Roześmiałam się.

- Opętana? Nie... Mój wujek nałożył mi dobre bariery na główkę. I nie ma powodu, żeby mnie opętywał - uśmiechnęłam się. Jego oczy były wielkie jak spodki.

- L...Lily... - wyjąkał.

Jego słowa wzbudziły mój piskliwy śmiech.

- A nie 'panienko Riddle'? - warknęłam. Odwróciłam się w stronę sali i skinęłam głową Sherlity.

- Dyrektor zabijał mugolaków. Okłamywał Zakon Feniksa, że to śmierciożercy. Tak naprawdę nieoficjalna nazwa Zakonu to Blood Knifers, a członkowie to potocznie kniferowie. - uśmiecha się złowieszczo - to Tom Marvolo Riddle prowadzi oryginalny Zakon Feniksa. Dumby podpieprzył mu pomysł. Spropagował, że to my jesteśmy 'ci źli'.

Wielka Sala zawrzała. Wybuchły kłótnie, oskarżenia, płacze... Uciszyłam ich uniesieniem dłoni.

- Spokojnie. Jak tylko dyrektor pójdzie spać z aniołkami, odpowiem na wszystkie pytania. Pozwolę sobie podać veritaserum. Więc uspokójcie się. - powiedziałam spokojnie i odwróciłam się do dyrektora. - Panie dyrektorze. I po co to panu było?

Obie przystawiłyśmy mu różdżki do skroni z obus stron.

Błysnęło zielone światło, a dyrektor osunął się na ziemię z głuchym tąpnięciem.

Mała Mi, pokochaj mnie.. | Huncwoci [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz