Rozdział IV

818 77 12
                                    

- Rany, ile ja mam przedmiotów... - wysapała Lily. Właśnie musiała przyklęknąć na schodach, żeby zapiąć torbę. Kiedy udało jej się to uczynić, wstała i zaczęła iść w górę, ale po chwili dobiegł ją głośny trzask dartego materiału, a jej książki uciekły przez wielką dziurę w torbie.

- Cholera jasna! - z gardła Lily wyrwał się cichy okrzyk. Usłyszała szyderczy śmiech.

- No, no, no, kto by pomyślał, że moja Evans używa tak zbereźnego języka - powiedział James, szczerząc się do Lily, która zmierzyła go groźnym spojrzeniem.

- Po pierwsze, Potter : nie jestem TWOJĄ Evans. Jestem niczyja, swoja. Po drugie : nie powinno cię obchodzić, co i jak mówię. Więc albo mi pomóż, albo rusz ten swój rozczochrany tyłek i spieprzaj, bo nie mam ochoty za twoje głupie gierki i wiesz c.. - nie zdążyła dokończyć zdania, bo James chwycił ją w ramiona i mocno pocałował. Dziewczyna po chwili bezruchu, oddała pocałunek, zarzucając mu ręce na szy... Co?! Lily Evans NIE całuje się z Jamesem Charlusem Porterem! Dziewczyna odepchnęła go od siebie i szybko zaczęła zbierać po sobie książki. Chłopak zatoczył się lekko, a potem chwycił ją za jeden z jej nadgarstków i zmusił do spojrzenia w swoje oczy. Czekoladowe oczy były mieszanką dumy z siebie, zawstydzenia i miłości. Evans nigdy nie sądziła, że ten bezczelny i przystojny chłopak sprawi, że w żołądku zaczną jej fruwać motyle. Po chwili jednak, oczy Okularnika znów były pełne huncwockich błysków, natomiast oczy (tak wiem, milion powtórzeń. Jakby w tym opowiadaniu były tylko ich oczy dop. Autorki) dziewczyny znów zaczęły ciskać błyskawice.

- No i co, Lilka, nie powiesz mi, że ci się nie podobało - przywdział swój bezczelny, zawadiacki uśmieszek, co dostatecznie wkurzyło Lily.

- Masz szlaban. Z Filchem. Jutro o 18 w Sali Zapomnienia. Za bezczelnie całowanie Prefekt Naczelnej - wycedziła dziewczyna, naprawiła torbę zaklęciem, zapanowała do niej książki, wyminęła zdezorientiwanego chłopaka i popędziła do dormitorium. Kiedy tam weszła, zauważyła, że nikogo nie ma. Ani Dorcas, która pewnie poszła się z kimś lizać, ani Calissie, która siedzi na błoniach i rysuje, ani Alice Standford (OC dop. Autorki), która poszła do składziku z Frankiem Longbottomem. Rzuciła się na łóżko i zaczęła sobie powoli układać wszystko w głowie.

~~~~~~~~
James stał nadal, jakby go wmurowano w schody. Prawie tak było. Podrapał się w zadumie po brodzie.
'Ki Voldzio mnie podkusił do pocałowania Lily?', zadawał sobie idiotyczne pytania w duchu. 'Przecież teraz ona jeszcze bardziej mnie znienawidzi. Merlinie, dlaczego?!'.


Mała Mi, pokochaj mnie.. | Huncwoci [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz