Rozdział XVII

618 60 14
                                    

Z perspektywy James'a

Minął tydzień, od kiedy Lily poprosiła mnie o randkę. Przez cały ten czas mnie unikała, a ja skakałem z radości. Ustaliliśmy, że spotkamy się w naszym ulubionym pubie, czyli Pod Trzema Miotłami.

Obudziłem się wyspany, co zwykle mi się nie zdarza. Przeczesałem włosy palcami i założyłem okulary. Spojrzałem na łóż... legowisko Syriusza. Jest jedyną znaną mi osobą, która śpi zwinięta w kłębek jak pies. Teraz przeniosłem moje spojrzenie na Remusa. Kochany Lunatyk. Śpi jak zwykle - nienagannie, ale... Wait, co?! Zauważyłem, że po jego drugiej stronie coś się porusza, jakby oddychało... Uzbrojony w skarpetki Syriusza (trzymałem je w czymś, co mugole nazywają "szczyjzami") i delikatnie podszedłem do tego dziwnego wybrzuszenia. Rozsunąłem delikatnie kołdrę u o mało na zawał nie zszedłem. To. Był. Syriusz. Cholera jasna! Co tu się stało? Czemu oni śpią razem w łóżku Lunatyka? Huu... Usiadłem cicho na podłodze i odrzuciłem szczypce wraz ze skarpetkami. Wziąłem pisak permanentny (tak, znam trudne słowa) i narysowałem im wąsy. Potem na czole napisałem im : Remusowi I <3 SB, a Syriuszowi I <3 RL. Zachichotałem cicho. Ah, taki ze mnie śmieszek.

Wślizgnąłem się do łazienki i ogarnąłem się. (Nie, nie napiszę, że zrobiłem poranną toaletę, bo to robią tylko dziewczyny, geje i Syriusz, jak czesze te swoje włosy). Założyłem mój czerwony T-Shirt, wyciuchrane jeansy i trampki, tak rozklapane, że były najwygodniejsze na świecie. Na to założyłem szatę, a gryfoński krawat, przypiąłem do ćwiekowego paska. Taki piękny zszedłem na śniadanie. Pełne serce i pusty brzuch to niezbyt dobre połączenie - szczególnie u mnie. Ale pełne serce i pełny brzuch to zajebisty dzień z zajebistym facetem jakim jestem ja.

~~~~~~~~~~
Z perspektywy Lily

Była piąta rano. Jednak jestem najlepszym człowiekiem na świecie. Wczoraj z Dorcas i Calissie piłyśmy Ognistą do drugiej w nocy. A moje bycie najlepszą w tym przypadku, to uważenie eliksiru łagodzącego kaca. Nie smakował najlepiej, ale ból głowy, senność i inne objawy dla ludzi w tym stanie zniwelował bardzo szybciutko. Postanowiła zrobić poranną toaletę. Gdy w końcu się ogarnęłam, usiadłam przy swojej toaletce i aż jęknęłam z rozpaczy. Zamiast włosów miałam wielkie, kudłate monstrum, w które wpleciona była niebieska gumka. Westchnęłam i z zacieśniętmi zębami ( i łzami w oczach) zabrałam się za pogromcę owłosionego demona. Gdy w końcu mi się to udało, otarłam łzy i przeczesałam ostatni kosmyk. Postanowiłam, że wyprostuję włosy (użyłam do tego zaklęcia prostującego) i zwiążę je w kitkę. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Wtedy zabrałam się za makijaż. Hmm... Co by tu zrobić, co by... Wiem! Chwyciłam cienie do powiek Calissie (mamy zasadę - co moje to twoje, ale nie psuj, bo odkupujesz... Albo obudzisz się z jakąś przykra karą) i wypaciałam sobie powieki. (Jest w medii dop. Autorki) Efekt całkiem mi się spodobał. Do tego założyłam top, luźną bluzkę, ulubione rurki i czarne, wychodzone trampki. Założyłam na to szatę Hogwartu i krawat z godłem Gryffindoru. Postanowiłam, że zejdę na śniadanie, bo mój brzuch zaczął domagać się papu. Zostawiłam na wierzchu kociołek z eliksirem dla moich siostrzyczek i skocznie zeszłam po schodach, nucąc jakąś randomową piosenkę Sabbatonu. Gdy weszłam do Wielkiej Sali, zauważyłam, że adekwatniejsze byłoby gdybym nuciła "Highway to hell" AC/DC.
.............................................
W Wielkiej Sali siedziały trzy osoby - Smarkerus, który patrzył na mnie głupio, Potter, który był pogrążony w rozmowie z jakąś dziewczyną o czerwonoczarnych włosach. Podeszłam do nich i usiadłam naprzeciw. Dech mi w piersi zaparło, gdy zobaczyłam twarz rozmówczyni chłopaka. To moja kuzynka, Sherlity!

- Sher!! - pisnęłam na całą Wielką Salę, a echo mojego głosu jeszcze przez chwilę wibrowało. Stanęłam na naszym stole i ostrożnie wcisnęłam się między nich. Moja kuzynka spojrzała na mnie podejrzliwie.

- Kim ty jesteś? I nie mów do mnie Sher - warknęła - tak mówiła do mnie moja kuzyneczka, Lily, a ona jest przecież mała...

- Mała to jest twoja pała, Capline - udawałam, że warczę na nią. Uśmiechnęła się do mnie.

- No co ty? Moja pała jest całkiem spora, chcesz zobaczyć? - poruszyła sugestywnie brwiami. Udałam, że się zastanawiam. - W sumie, to czemu nie. Tylko pozbądźmy się tego pacana zza nas.

- Ey, nie jestem pacanem! - krzyknął Potter i wszyscy zatrzęśliśmy się ze śmiechu.

- Ale, podziedz, Sherry : co cię tu sprowadza? - spytałam. W końcu moja kuzynka chodziła do Beauxbatones. Westchnęła.

- Nie docenili głośnej muzyki na przerwach... Ani dymu z papierosów... Ani pyskówek... - zaczęła wyliczać, ale przerwał jej pan Idiota - Palisz?

Uniosła brew i nachyliła się do mnie, mówiąc konspiracyjnym szeptem :

- Weź powiedz swojemu chłopakowi, że nie należą do tych grzecznych.

Potter się napuszył i zaborczo objął mnie ramieniem i ucałował w policzek.

- Widzisz, Lilusiu? Nawet we Francji wiedzą, że jesteśmy razem.

Wyplątałam się z jego ramienia, a tam gdzie mnie cmoknął, wytarłam wierzchem dłoni i z udawanym obrzydzeniem wytarłam o jego szatę.

- Nie jesteśmy razem, Potter.

Sherlity roześmiała się.

- To zaraz będziecie...

Wiem, cztery dni rozdziału nie było ,_, Jak dla mnie to hańba. Dzisiaj trochę pierdolenia, bo nie miałam o czym napisać. Aha i Sherlity nie będzie epizodem, bo to postać, w którą wcielam się ja :3 hyhy, jestem w swoim opowiadaniu #podjarka
Dobra, czekam na komentarze ^^ Branox ;*

Mała Mi, pokochaj mnie.. | Huncwoci [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz