Rozdział XXIII

516 55 8
                                    

Z perspektywy Sherlity

Po ataku na Hogsmeade, poszłam z tatą pospacerować. Spędzamy ze sobą za mało czasu przeszło mi przez głowę.

- Aż dziw mnie bierze, że święty Trzmiel razem ze swoim kółkiem różańcowym, nie przybiegł, żeby nas powstrzymać - mruknęłam. Tata się zaśmiał.

- Zgadzam się z tobą. W końcu zabijaliśmy jego ludzi - podkreślił słowo jego. Po chwili stanął przede mną i położył mi ręce na ramionach.

- Sherlity, musisz być bardziej profesjonalna...- zaczął, ale nie dałam mu skończyć.

- Ja? Nieprofesjonalna? - strząsnęłam jego dłonie. - Przypomnę ci tatusiu, że Arkę Noego zbudowali amatorzy, a Tytanica profesjonaliści.

Przeszłam koło niego i poszłam w głąb lasu. Dogonił mnie.

- Nie o to mi chodziło. Jesteś świetna, nawet bez szkolenia, które przrchodziłaś. Ale więcej finezji w torturowaniu ich - zaśmiał się - kółka różańcowego. Jesteś dla mnie bardzo zaufana. Nie tylko ze względy na nasze pokrewieństwo, ale też dlatego, że ... no po prostu - widać, że nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa. Rzuciłam mu się w objęcia. Przytulił mnie czule i pogłaskał mnie po włosach. Bądź co bądź, był ode mnie wyższy. Wtuliłam się w jego tors. Po co mi chłopak, skoro mam najwspanialszego tatę na świecie?

~~~~~~~~~~~~~

Szłam z uśmiechem przez Hogwart. Tata już się deportował, razem z poddanymi, a mi - mimo moich gróźb i próśb - kazał wrócić do szkoły. Poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię, wyrywając z zamyśleń.

- Panno Capline, jest pani proszona do dyrektora Dumbeldore'a - powiedziała opiekunka mojego domu. Westchnęłam.

- Teraz?

- Natychmiastowo.

- Czy mogłaby mnie pani zaprowadzić?
- Proszę za mną - powiedziała surowo i poszła energicznie przed siebie. Ruszyłam leniwie za nią. Czego stary Dropsiarz ode mnie chce?

W końcu stanęłyśmy przed kamienną chimerą.

- Hasło - powiedziała głębokim głosem.

- Cytrynowe dorpsy - powiedziała moja profesorka. Chimera ustąpła miejsca i naszym oczom ukazała się klatka schodowa ze spiralnymi stopniami. Weszłyśmy na nie i po chwili wspinania się, dotarłyśmy do dużych, mahoniowych drzwi. Profesor McGonagall pewnie w nie zapukała. Po usłyszeniu cichego 'proszę wejść' przestąpiłyśmy próg. Pomieszczenie w środku było piękne : duże biurko, żerdź z pięknym feniksem, dużo dziwnych przyrządów. A to wszystko było utrzymane w ciemnej tonacji barw. Usiadłam wygodnie w ciemnym, głębokim fotelu naprzeciw starca w okularach. Popatrzył na mnie dobrotliwie zza prostokątnych szkieł. Starałam się patrzyć na niego neutralnie (no hej! Wszyscy mi powtarzają, że jestem dobrą aktorką).

- Witam panią - powiedział i uśmiechnął się do mnie ciepło. Siłą powstrzymywałam się, żeby nie podnieść mojej ironicznej brwi. Odwzajemniłam uśmiech.

- Czy wie pani, po co panią wezwałem?

- Nie wiem, choć się domyślam - pogłębiłam uśmiech.

- No to po co? - zapytał uprzejmie.

- Bo jestem nowa i trzeba wszystko wyjaśnić. - obdarzył mnie jeszcze jednym dobrotliwym uśmieszkiem. Merlinie, co za koleś.

- Owszem, o to chodzi. Jak ci się podoba Hogwart?

Pokręciłam się delikatnie na fotelu. Jak on mnie mocniej przyciśnie, to pęknę.

- Hogwart... Jest pięknym i dumnym zamkiem, panie profesorze - powiedziałam, starannie ważąc słowa. Widać było, że ucieszył się na ten komplement.

- Profesor McGonnagal, czy mogłaby pani opuścić to pomieszczenie? - profesorka skinęła głową i posłusznie wyszła. - Słyszałem o tragedii związanej z pani mamą... - zaczął. Aha, i tu cię mam, dziadku! Czyli, że wypytujesz mnie o rodzinę? Dobrze, dobrze. Machnęłam ręką.

- Proszę nic nie mówić. Bez mamy radzę sobie całkiem dobrze.

- A można wiedzieć kto jest pani ojcem? - Osz ty, chujem podszyty kutasiarzu. Czyli o to ci chodziło. Moje włosy stały się całkowicie czarne.

- Nie powinno to pana obchodzić! - warknęłam i chwyciłam za gałkę od drzwi. Wtedy zostałam od nich odepchnięta.

- Proszę mnie stąd wypuścić! - powiedziałam groźnie. Obdarzył mnie kolejnym dobrotliwym uśmieszkiem.

- Nie sądzę, żeby nasza rozmowa została zakończona - powiedział, a w jego oczach zatańczyło zło. Cholera, on mi zaraz krzywdę zrobi!

- Ale ja nie mam panu nic więcej do przekazania - naburmuszyłam się. Nie będzie mi Drosiarz mówił, co mam robić!

- Ależ panienko Riddle, myślę, że pani ma mi więcej do przekazania, niż się pani zdaje - powiedział. Udawałam, że zainteresował mnie sufit, ale tak naprawdę musiałam pozbierać myśli.

- Skąd pan wie?

- To moja sprawa. Albo będziesz posłuszna, albo Tom zostanie poddany najsurowszym torturom. - zdziwiłam się, gdy warknął do mnie tę groźbę. Zaśmiałam się.

- Tata umie się bronić. Lepiej od takiego starego Trzmiela! - krzyknęłam i zmieniłam się w kruka. Wyleciałam przez okno i poleciałam do wieży Gryffindoru. Oł jea, zostawili jedno okno otwarte! Wpadłam przez nie, zmieniłam się w człowieka i nastała ciemność.

Nie chce mi się robić nic ;-; nawet pisać. Przepraszam za opóźnienie, ale to przez szkołę. Wybaczajcie, ludzie za brak Jily i Wolfstara, ale chciałam Wam przybliżyć moją Sher. No to komentujcie, gwiazdkujcie i do napisania!

Mała Mi, pokochaj mnie.. | Huncwoci [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz