Rozdzial XIV

5.4K 449 71
                                    

Czekając pod drzwiami do pokoju Slendera (Nie Slendy'ego) i czekając aż ten zakończy swój jakże cudowny monolog, który słychać nawet na dole, usłyszałam krzyki Jane typu "Ty porąbany gołodupcu". Z ciekawości poszłam w kierunku krzyków..
Szczerze mówiąc..
Mogłam tam nie iść..
Po pokoju biegał śmiejący się Jeff a z nożem za nim biegła Jane umazana cała (dosłownie) zieloną zmieszaną z różem farbą. Na kanapie, niczym Hadziuk i Pietrek z Rancza siedzieli L.Jack i E.Jack, (szkoda, że nie na ławce), tylko zamiast pić mamrota E.Jack wpierdzielał całą torbę nerek a śmiejący się Jacek (Czyt. L.Jack) śmiał się i jadł cukierki (pewnie dragi).

Wolałam już wrócić do zdesperowanego papy. Niezauważalnie weszłam spowrotem na górę i zapukałam do drzwi pokoju Papy.

- Proszę. - Usłyszałam i weszłam bez słowa do środka nie wspominając już o sytuacji mającej miejsce kilka minut temu.

- Mam nadzieję, że teraz już nikt mi nie przeszkodzi. Ah. Życie mnie nie lubi. - Gadał Slendy nawet nie wiem do kogo.

- Więc dowiem się w końcu o co chodzi? - Westchnęłam i popatrzyłam na pape, który był już na skraju załamania nerwowego.

- Chcę tylko wytłumaczyć ci co będziesz robić, jakie będziesz miała obowiązki jako jedna z Proxy.

Papa wsztstko mi wytłumaczył. Myślałam, że moje zajęcia będą. No cóż.. bardziej interesujące, niż tylko wieszanie kartek..itp..itd.. Ale cóż, czego można się spodziewać po Slendy'm na skrawku załamania nerwowego.

- I to wszystko? - Spytałam.

- Tak możesz już wyjść, tylko podaj mi rękę..

Na początku nie wiedziałam o co chodzi, mimo to podałam rękę. Zanim się zorientowałam na moim nadgarstku widniał "wyryry"znak Proxy.

- Woo..

- Już możesz iść. - Papa położył głowę na biurku . - Dlaczego ja.

Bez słowa wyszłam z pokoju. Ciekawość wzięła górę i zeszlam na dół do reszty towarzystwa.

Las mordercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz