JEDNOGŁOŚNIE ZADECYDOWALIŚCIE ŻE 052A MA BYĆ NARRATOREM TEGO ROZDZIAŁU
Do moich nozdrzy dotarł okropny smród, musiałem się odwrócić od drzwi. Z nosem w rękach czekałem, aż przywyknę do tego przykrego zapachu. Jeszcze raz pociągnąłem nosem. 5 osób, jedna żywa. Odwróciłem się ponownie. Peter stał i patrzył w ciemną pustkę.
-Widzisz coś? - Spytał się mnie.
Pokręciłem głową i krzyknąłem. Krzyk był tak głośny, że Peter się wystraszył.
-Co ty robisz?! - Krzyknął zasłaniając mi rękę usta.
-Słyszałeś?
-Niby co?
-Echo
-Nie
-Czyli że pomieszczenie jest albo tak duże że nie słychać echa, albo czymś wyłożone.
-Stawiam na to drugie - odparł i wszedł do pomieszczenia. - Musimy się rozejrzeć. Znaleźć fiolki, wodę, jedzenie i inne rzeczy.
-Najpierw zobaczmy tą osobą, która ocalała. - Powiedziałem
-Tu ktoś żyje? - Zdziwił się Peter - Gdzie?
Włączyliśmy latarki i zaczęliśmy penetrować wnętrze.
-Tam! - Krzyknął gdy zobaczył jak coś się rusza.
Podeszliśmy do kobiety. Wyglądała tragicznie. Jedną nogę miała urwaną, wytworzyła się gangrena. Brzuch i jedna pierś były rozcięte. Na szczęście zaschnięta krew, zatamowała krwawienie. Kobieta ledwo co oddychała.
Peter zbadał jej funkcję życiowe. Zachowywał się tak, jakby robił to od dziecka.
-Znajdź jakiś stół, albo coś płaskiego. - polecił
-Chcesz ją operować?
-Nie, ale może jak ją przytrzymam przy życiu to może jakoś nam pomoże.
Zacząłem rozglądać się za stołem. W końcu znalazłem punkt sanitarny, Ogrodzony brudną płachtą stał duży metalowy stół chirurgiczny. Posprzątałem wszystkie naczynia ze stołu i zawołałem go.
-Przyjdź i mi z nią pomóż! - Krzyknął, tak że aż mnie uszy zabolały
-Nie musisz tak krzyczeć. Doskonale cię słyszę
-Przepraszam - wyszeptał tym razem
Razem zanieśliśmy kobietę na stół.
-Dobra, ja się nią zajmę. A ty szukaj fiolek i czego tam jeszcze.
-Pamiętaj o lekarstwie. - Przypomniałem mu i zacząłem przeszukiwać bunkier.
Ten był zupełnie inny od Ósemki, było to jedno olbrzymie pomieszczenie, pełne półek i walających się rzeczy na podłodze. Zgasiłem latarkę, bo była mi zbędna i szedłem wzdłuż regałów. W pewnej chwili natrafiłem na ścianie. Wymacałem ją dokładnie i znalazłem dużą wajchę. Pociągnąłem za nią. Bunkier zapłonął intensywnym światłem. Na chwilę straciłem wzrok. Ale w miarę prędko go odzyskałem
-Dziękuje! - Krzyknął Peter ze stołu.
Teraz mogłem się dokładnie rozejrzeć. Pierwsze na co natrafiłem to buty. Nie one mnie interesowały, lecz sznurówki. Wyciągnąłem z dwóch par sznurówki i jedną przełożyłem do swoich. Drugą parę schowałem do kieszeni dla Petera. Rozglądałem się dalej. znalazłem butelki wody, broń. Paczkę z jedzeniem. Fiolki były w metalowej skrzynce. Też je zabrałem i schowałem do plecaka.
-Thomas! - Krzyknął Peter - Chodź tu!
Gdy do niego dotarłem poczułem że coś dziwnego się dzieję. Kobieta na stole się telepała. Jakby miała jakiś wstrząs.
-Co jej jest? - Spytałem się patrząc jak leci jej piana z ust.
-Ma atak. - Wyjaśnił a teraz daj rękę, pobiorę ci krew.
-Po co?
-Chce coś zbadać. Możesz dać mi rękę?
Zdjąłem kurtkę i podwinąłem rękawy bluzy. Peter owinąłem i ramię mocnym sznurem i zacisnął. Następnie wyciągnął strzykawkę i wbił ją w zagięcie łokcia. Następnie przyłożył mi kawałek gazy i kazał trzymać.
Obserwowałem co robi. Najpierw przyjrzał się obu fiolkom pod światło.
-Ta druga to krew kobiety?
W odpowiedzi kiwnął tylko głową. Później wziął trzecią strzykawkę i wypełnij ja połową mojej krwi, a drugie pół krwią kobiety. Delikatnie potrząsnął.
-Pomóż mi ją przytrzymać - powiedział do mnie. Pokazał mi jak mam ją trzymać. Chodziło mu głównie o unieruchomienie ręki. Przytrzymałem jej rękę a Peter wbił igłę w żyłę. Kobieta natychmiast się uspokoiła. Wzięła głęboki drapiącą oddech.
-DPK! - Krzyknęła tak nagle, że się wystraszyłem. - DPK DPK DPK! -Powtarzała to jak mantrę - DPK DPK DPK! - W końcu umilkła, na zawsze.
-DPK? - Zdziwił się Peter - To jakiś skrót?
-Widziałem takie litery w poprzednim bunkrze - powiedziałem. - Nie miałem pojęcia co znaczą.
-Teraz też nie wiemy.
-Mam wszystko wracamy się?
-Zostało nam jeszcze z 40 minut, rozejrzyjmy się może natrafimy na coś ciekawego. - odparł Peter - A właśnie muszę zadzwonić do Bonnie, by już się zbierali. Wykręcił numer i wyjaśnił dokładnie wszystko co potrzebowali wiedzieć.
Rozglądając się po pomieszczeniu, znalazłem drzwi wyjściowe, zatarasowane metalową półką. Razem z Peterem udało mi się odsunąć półki. Kopniakiem wyważyłem drzwi, były dziwnie stare.
-Skąd masz sznurówki? - Zdziwił się.
-A znalazłem - pogrzebałem chwilę w kieszeniach i znalazłem jego parę sznurówek. - Proszę, te są dla ciebie.
-Dziękuje - Odparł i zaczął się brać do przewiązywania ich przez dziurki.
-To co wychodzimy? - Spytał się gdy już skończył wiązać.
Wzruszyłem ramionami i wyszliśmy na pustynię.
-Uwaga! Uwaga! Uwaga! - Odezwał się dziwny metaliczny głos. - Zlokalizowano intruza! Powtarzam! Zlokalizowano Intruza! Jednostki obronne gotowe do akcji! Włączam system zabezpieczeń!
Nagle wielka kula jakieś 10 metrów od nas spadła prosto z nieba. Była tak ciężka, że zapadała się piasek.
-Uciekaj! - Krzyknąłem do Petera i zaczęliśmy biec.
Biegliśmy po piasku, co niezwykle utrudniało nam to zadanie. Nastał już świt, więc było też bardzo zimno. Kule spadała niczym ogromny deszcz. Jedna spadła tak blisko mnie że aż krzyknąłem. Biegliśmy dalej, by jak najszybciej oddalić się od bunkra. W pewnej chwili się wywróciłem. Jedna z kul spadła prosto na moje nogi. Zmiażdżyła mi wszystkie kości od stóp do bioder. Dodatkowo reszta ciała zaczęła się zapadać w piasek
-PEEETEER! - Krzyknąłem. Nie wołałem o pomoc i tak wiedziałem że zginę. Chodziło mi o zawartość plecaka, który teraz trzymałem przy piersi.
Chłopak podbiegł do mnie i złapał mój plecak. Chciał mi pomóc, jednak go odepchnąłem. Bo mój szósty zmysł wyczuł, że kula leci prosto na moją głowę czyli na Petera. Ostatnie co widziałem to buty Petera.
OKAY ZNOWU MAMY ZMIANĘ NARRATORA POWIEŚCI DO WYBORU SĄ TAKIE POSTACIE
Ellie
Noah
Courtney
Peter
Bonnie
CZYTASZ
Obiekt 071A
Science FictionWyobraź sobie, że budzisz się w białym pokoju i nie masz żadnych wspomnień. Nie wiesz jak się nazywasz a ni jak wyglądasz