Rozdział 35.

734 77 2
                                        

Kate

Aiden nie wrócił na noc do domu. Julie ciągle pytała o niego, a ja już nie miałam żadnych wyczerpujących wymówek dla niego.

Nie zdaje sobie sprawy, że rani tą dziewczynę, tak samo jak mnie, Willa czy resztę.

Bohater Aiden jak zawsze sam, chciał rozwiązać swoje problemy. A przecież ma nas! To mnie w nim wkurzało. Był cholernie uparty. Nie dawał sobie pomóc.

Dostrzegłam ból w jego oczach, kiedy brat Jasmine wspomniał o niej. Na cholerę to wszystko.. ten kretyn musiał mu przypominać o bólu, stracie...

Jak Christian mógł to powiedzieć...przeciecz to jego siostra..nie powinien roztrząsać jej historii. Jeśli ją kochał, nie powinien zadawać sobie kolejnego bólu, wspominając o niej. A zadał ból... który będzie kosztował bardzo dużo i nie tylko jego.

- Co się dzieje Kat?

Siedzący obok mnie, na kanapie Will, patrzył na mnie zatroskanym wzrokiem.

- Martwię się o Dena. Nie daruję sobie, jeśli..

- Kat, proszę nie zadręczaj się. To nie twoja wina. Niczyja. Tym bardziej nie jego.

Pocałował mnie w czoło i przytulił. Rozpłakałam się.

Nie dość, że z powodu brata, to jeszcze przez okazanie czułości jaką obdarzał mnie chłopak, który w tym momencie podtrzymywał jasność mojego umysłu.

-  Ja też martwię się o niego. To mój najlepszy przyjaciel. Kocham go jak brata. Nie pozwolę, żeby zniszczył sobie życie roztrząsając stare...traumy i odpychając od siebie ludzi którym na nim zależy.

Chłopak, po chwili namysłu wstał i wziął kluczyki z ławy.

- Znajdę go...i nie pozwolę, żeby spieprzył sobie życie.

Pocałował mnie i wybiegł z domu, zostawiając mnie samą w smutku. Wiedziałam, że sobie poradzi.

Zerknęłam na telefon. Miałam nieodebraną wiadomość od Julie. Było mi jej żal. Ona niczemu nie była winna, wręcz przeciwnie. Należały jej się wyjaśnienia.

Kate, napisz mi co z Aidenem. Martwię się, do cholery! Jak tylko go zobaczę, nie wiem.... chyba go zabiję.
Dobra nie przeszkadzam ci, ale proszę..napisz do mnie jak wróci. Całuski. Twoja Julie.

Była cudowną przyjaciółką. Mogłam jej powiedzieć o rzeczach, o których normalnie nie mogę porozmawiać z bratem. Była jak siostra. Odpisałam jej, ale usunęłam wiadomość i postanowiłam z nią porozmawiać. Wybrałam numer.

- Wrócił?- usłyszałam jej przygaszony głos.

- Nie, kochanie. Will pojechał go poszukać. Będzie dobrze. Wpadniesz może? Poczekamy razem na niego, a wtedy dostanie mu się od nas wszystkich!- zaśmiała się.

- Nie mogę, posprzeczałam się z babcią. Poza tym już późno. Nie wiem czy to...

- Proszę, odwiozę cię. Tylko teraz...potrzebuje przyjaciółki. Mam jakieś lody...

Przekonała mnie. Lody lekarstwem na wszystko jak to mówią. I trzymałam się tego stwierdzenia. Działały jak antidotum na smutek.

- Dobra, przyjadę...poczekaj chwilkę- tak?- usłyszałam- Już idę...- Babcia mnie woła. Za jakieś 20 minut będę.

- Czekam...Dziękuje.

Rozłączyłyśmy się.

-------------------------------------------------------------

Upadła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz