Prolog

2.4K 143 27
                                    

Ciemnymi, długimi korytarzami w potężnym gmachu łudząco podobnym do jakiegoś staroświeckiego zamczyska, których ściany były ozdobione jedynie chłodno namalowanymi portretami, kroczył młody chłopak. Przeczesywał raz po raz swoją czarną jak węgiel czuprynę. Jego pewność siebie ocierająca się o zwykłą pychę i próżność nie pozwalała mu dostrzec tego, co go czeka, ale zarazem nie wzięła się znikąd. Chłopak był dobry... Diabelnie dobry w tym co robił. Gdy dotarł do ciężkich i bogato zdobionych podwójnych drzwi pchnął je bezceremonialnie. Przy kominku w fotelu przewyższającym naszego bohatera siedział dobrze zbudowany mężczyzna z siwą, gęstą brodą i ostrymi rysami twarzy niepewnie chowającymi się pod subtelną warstwą zmarszczek.
- Czas minął - powiedział spokojnie swoim barytonem.
Chłopak przeczesał odruchowo włosy palcami.
- Oj, słuchaj staruszku, ja...
- MINĄŁ! - Ryknął ten drugi, wstając z siedzenia i ciskając w niego jakimś bibelotem z etażerki, którego chłopak zgrabnie uniknął. - Wiesz ile mnie kosztuje szkolenie i utrzymywanie takiego darmozjada?! Minął! Twój. Czas. Minął!
Czarnowłosy wiedział, że tym razem już nie zbajeruje swojego szefa. Westchnął głęboko i przejechał dłonią po lekko spoconym karku. Musiał grać na zwłokę... Albo przynajmniej spróbować.
- Słuchaj szefuńciu, po co te nerwy? Zawsze moglibyśmy...
Mężczyzna ryknął i walnął pięścią w etażerkę, która nie wytrzymała uderzenia. Wziął parę głębokich wdechów i rozmasował dwoma palcami lewej dłoni swoją skroń.
- Słuchaj, lubię cię - zaczął starszy mężczyzna, silnie starając się utrzymać nerwy na wodzy. - Ale ciebie to również dotyczy. Może jesteś lepszy od co po niektórych, ale nie masz żadnych taryf ulgowych czy przywilejów. Musisz...
- ... Znaleźć posłusznego mi śmiertelnika - dokończył chłopak.
- Każdy demon czy bóstwo trudniące się Śmiercią jak ty, musi to zrobić. To poszerza nasze pole działania w świecie górnym, rozumiesz?
Yato Ukarashi, młody demon, syn Lilith i Apolla wiedział, że już się nie wywinie z Obowiązku Kontraktu. Przykucnął, kładąc łokcie na kolanach.
- Ile mam czasu? - Zapytał, głośno wydychając powietrze.
- Tydzień. A na spakowanie się masz 10 minut.
- No jasne... - Mruknął pod nosem i wyszedł, aby chwilę później rozwalić jedną z waz stojących na korytarzu.
Dlaczego chłopak tak bardzo chciał tego uniknąć i unikał przez tyle czasu? A bi posiadanie kogokolwiek do pomocy uwłaczałoby jego godności, niezależności i samodzielności. Yato bowiem był najmłodszym członkiem świty Lorda Onkora ( tak, tego starucha, którego poznaliście przed chwilą), a tym samym najmłodszym i najlepszym mordercą. Nie potrzebował przetaczać swojej, przecież niemalże błękitnej krwi, pierwszemu lepszemu ludzkiemu pomiotowi! Gdy dotarł do swojej "komnaty" spakował do worka większość swoich rzeczy, wściekły z takiego obrotu spraw. Świat na górze jakoś nigdy go nie pociągął. Ludzie zawsze byli dla Yato niczym margines społeczny. Uważał, że tak boskie istoty jak te piekielne nie powinny się płaszczyć przed ludźmi - przecież to właśnie ich chcieli zgładzić! Warknął i wymierzył ścianie porządnego kopniaka.
8 minut później otrzymał od Lorda Onkora klucz do świata górnego. Wyszedł na balkon i z westchnięciem i przekręcił klucz w powietrzu. Przed nim ukazał się rozmazany obraz jakiego zaułka. Onkor kiwnął na niego głową, a Yato, przewracając oczami, wszedł do obrazu.




No i jest Prolog! Pierwszy wpis sprawdziłam dokładnie, więc błędów być nie powinno ;) Miłej lektury!
Całuję i podpisuję się krwią.

Mistrz I UczennicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz