— Siadasz na wózek, czy wolisz się męczyć?
— Czy Lestrade jest w szpitalu?
— Chyba jeszcze tak. — Spakował do torby codzienny garnitur Sherlocka, wyjmując swój sweter. Był większy od innych, czarny z granatowymi akcentami. — Pomyślałem, że ten będzie ci pasować.
— Wolę chodzić o kulach, nie chce, by Lestrade zrobił mi zdjęcia dla Andersona — prychnął. Usiadł na brzegu łóżka. — A co do twoich bawełnianych strojów, to mam pewne obawy.
John zasiadł na krześle przed Holmesem, podciągając nogawkę jego szpitalnej pidżamy. Zdjął opatrunek, oceniając stan rany.
— Jakie obawy? — mruknął, dalej przyglądając się obrażeniu.
— To nieszykowne... Nawet po domu chodzę w koszulach...
— Chryste... — jęknął załamany. — Sherlock, nie jesteś w teatrze ani się do niego nie wybierasz. Swetry są wygodne i ciepłe, a w tej chwili właśnie tego ci potrzeba. Jeśli chcesz kupię ci jakiś inny, nie musisz chodzić w moim, jeśli o to ci chodzi.
— Nie... Niech ci będzie.
John sięgnął po maść. Nałożył przezroczysty farmaceutyk na opuszki palców, zaraz potem wmasowując go delikatnie w ranę na udzie przyjaciela. Sherlock syknął, czując przyjemny chłód na skórze. Przymknął powieki, zachwycając się dotykiem ciepłych dłoni Johna na sobie. Holmes zastawiał się czy kiedykolwiek wcześniej czuł się tak głupio, a zarazem tak idealnie wspaniale.
— Boli cię? — zapytał, nadal trzymając rękę na nodze Sherlocka.
— Trochę. Nie bardzo. Mogę pewnie normalnie chodzić — odpowiedział beznamiętnie. W tamtej chwili to było najmniej istotną sprawą.
— Jesteś pewien? Wyglądasz jakbyś miał mi tu zaraz zemdleć. — Wyciągnął drugą rękę, dotykając czoła Sherlocka.
— Naprawdę nic mi nie jest, John. — Już lekko podirytowany, odtrącił dłoń przyjaciela.
— Dobrze, dobrze. Przebierzesz się sam, czy mam ci pomóc? — zażartował, zakładając nowy opatrunek.
— Dam sobie rade, nie mam pięciu lat — syknął zły. — Idź i zrób mi herbatę. — John całkiem zignorował żądanie Sherlocka, zapewne dlatego, że było to po prostu niemożliwe.
Rozpiął górą część pidżamy, rzucając ją niechlujnie na ziemię. Watson tylko przewrócił oczami, westchnął i podniósł materiał.
— Trzymaj — podał przyjacielowi sweter.
Bawełna była miękka, pachniała jaśminem, prochem oraz Johnem. Holmes włożył golf, przyzwyczajając się do nowego bardzo przyjemnego uczucia.
— Dziwne — skomentował.
— Nigdy wcześniej nie nosiłeś swetrów?
— Preferuję eleganckie stroje, John.
— Wyobrażam sobie siedmioletniego Sherlocka stającego przed lustrem i doradzającego się starszego brata czy dobrze wygląda w malutkim garniturze. — Watson nie mógł nacieszyć się wzrokiem Sherlocka. Szok, zniesmaczenie oraz odrzucenie ukazały się na twarzy detektywa.
— Czy mógłbyś wykorzystywać swoją absurdalną wyobraźnię to pisania bloga? Przysięgam ci, że przez tydzień będziesz chodził niewyspany do pracy.
— Chciałeś katować mnie skrzypcami? Świetnie. Tak się składa, że przez kolejne siedem dni nie odstąpię cię na krok. Wziąłem krótki urlop.
CZYTASZ
Zdobyć Johna Watsona
FanfictionSherlock wie, że John go kiedyś opuści, więc postawia coś z tym zrobić, konkretniej: pragnie zdobyć Johna. Zdobycie żołnierza nie jest trudne, a jednocześnie bardzo jest, ponieważ Sherlock zaczyna się gubić we wzorach matematycznych, języku i świeci...