Obściskiwanie

6.8K 426 93
                                    

Witam. Mamy kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Co do pewnej sprawy (domyślicie się o co mi chodzi) nie wiem do końca, jak to wygląda. O Psychopatach lubię czytać, mam książkę, więc nie do końca jestem w tym ciemna, ale te sprawy z ośrodkami... Nie wiem, dlatego dyby ktoś się znał i widział rażące błędy w logice... niech zignoruje </3

Przepraszam za błędy wszelkiego rodzaju.

Rozdział dedykuję Oliwii (http://je-subis-cette-cacophonie.blogspot.com/)

P.S. Gdyby ktoś chciał, to niech pisze na mojego fp: Marika Snape lub Snape Art. Wtedy stworzę konferencję i sobie porozmawiamy.




Była ciemna, burzliwa noc... Nie, wcale nie. Równie dobrze mógłby być chłodny mglisty poranek lub słoneczne, gorące popołudnie. Wiek III, XV lub XIX. Wiosna lub zima, luty, kwiecień czy listopad. Czas nie był ważny, w rzeczywistości nic się nie liczyło — tylko John.

John i jego ciepło. John i jego gładzące wnętrze słowa. John i jego uzależniający (herbata, cynamon, dżem truskawkowy, pot, proch, krew) zapach. Głos Johna... Sherlock nie potrafił, może nawet nie chciał, dostać się do biblioteki w Pałacu Pamięci, w celu odnalezienia słów zdolnych opisać barwę głosu Watsona. Wszystkie frazy, które zamieszczono w słownikach, byłyby zbyt pospolite, jeśli chodziło o doktora. Francuski, niemiecki, hiszpański, a nawet hebrajski, nie posiadały tego, czego Sherlock szukał.

Skoro poezja zawodziła, musiał odnaleźć odpowiedź w nauce.

Oddziaływania ciał są zawsze wzajemne. W inercjalnym układzie odniesienia siły wzajemnego oddziaływania dwóch ciał mają takie same wartości, taki sam kierunek, przeciwne zwroty i różne punkty przyłożenia (każda działa na inne ciało).

Trzecia zasada dynamiki Newtona nie mogła wyrazić genialności Johna, lecz idealnie ukazywała relację między Holmesem a Watsonem: przyciągali się z taką samą siłą. Nieważne jak daleko znajdowali się od siebie, nieistotne było, to co stało na ich drodze — musieli się w końcu dotknąć.

Sherlock był przekonany, że miał spotkać Johna i jeśli Mike Stamford nie przyprowadziłby go dwudziestego dziewiątego stycznia dwa tysiące dziesiątego roku do laboratorium, zapewne spotkaliby się w niedalekiej przyszłości. A może doktor już wcześniej powinien wpaść na Sherlocka? Mieli tyle okazji do konfrontacji za czasów studenckich. John jako ten pilny uczeń, który próbowałby okiełznać (na prośbę nauczycieli) buntowniczą naturę Holmesa, skończyłby w końcu wraz z Sherlockiem na tylnym siedzeniu samochodu. Jako dziesięciolatkowie mogliby razem chodzić do szkoły i wymieniać się ołówkami. Sherlock analizowałby każde dziecko, oczywiście ku uciesze Johna. Robiłby to przez kolejne piętnaście lat, aż w końcu zamieszkaliby razem na Baker Street 221b.

Nieważne, w jakich okolicznościach się spotkali lub mogliby to zrobić, dla Sherlocka najistotniejszym faktem było to, że w końcu się dotknęli.

Sherlock nie czekał na Johna, ponieważ nie wiedział, że John jest dla niego. Detektyw mógłby przebiec przez całe swoje życie, nawet nie zastanawiając się nad tym, co mogłoby go ominąć, gdyby odrzucił w pewnym momencie Watsona przez złą decyzję. Dopiero w chwili, kiedy Sherlock umierałby gdzieś w brudnej i zapomnianej uliczce Londynu, uświadomiłby sobie, że czegoś, a właściwie kogoś mu brakuje. John. Co takiego musiał uczynić Sherlock, aby w końcu stanąć twarzą w twarz ze swoim największym słabym punktem, pozostanie na zawsze ukryte w pokoju Johna Watsona.

Holmes chciał powiedzieć przyjacielowi...

— Zmieniłeś całe moje życie — wyszeptał Watson.

Zdobyć Johna WatsonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz