Pierwszy raz

5.2K 368 56
                                    


Naprawdę nie jestem dobra w pisaniu kryminałów. Może pisanie ff do Sherlocka, to nie najlepszy pomysł. W każdym razie mam nadzieję, że wszystko jest do zrozumienia. Przepraszam za błędy wszelkiego rodzaju.

— Powiedz mi, John, jak mam cię zmusić do zostania w mieszkaniu.

— Dlaczego chcesz mnie zmuszać? Wystarczy mnie podejść. Przecież nieraz to robiłeś — odpowiedział Watson, uśmiechając się przekonująco.

— Sytuacja nie wygląda tak jak zazwyczaj. — Ułożył w charakterystyczny sposób dłonie pod brodą — Teraz ty jesteś głównym celem, nie ja. Reagujesz na niebezpieczeństwo inaczej. Włączył ci się Tryb Żołnierza i nie chcesz go wyłączyć, chociaż na chwilę.

— Drugi ja wie, co robi. Nie zmieniaj jego natury, a wykorzystaj ją. Jest gotowy na każdy atak, nie wątp w jego umiejętności.

Sherlock siedzący do tej pory w fotelu wstał i podszedł do okna. Obserwował wiktoriański Londyn zza szyby okna, wypatrując chłopców, których wcześniej wysłał do biblioteki.

— Sherlock.

— Hmm? — mruknął, nie odwracając wzroku od ulicy.

— Zajmij się tym, czym powinieneś.

— Moje tajne służby, jeśli tak mogę nazwać te dzieci, zaraz się zjawią. Musiałem odbyć z tobą tę rozmowę.

— Dlaczego tak trudno porozmawiać ci z drugim Johnem? — Watson z Pałacu Pamięci podszedł do Holmesa. Dłoń doktora spoczęła na ramieniu Sherlocka.

— Wiem, jak to się skończy: kłótnią. Podejrzewam, że John za niedługi czas, prawdopodobnie za dwadzieścia minut, będzie chciał opuścić Baker Street. Co jest niemożliwe, ponieważ ludzie Mycrofta znajdują się na dole i nie pozwolą mu wyjść. Wtedy wróci na górę i zrobi mi awanturę. Gdybyś powiedział mi, jak mam wybrnąć z tej sytuacji, mógłbym nie tracić czasu na słuchanie bezsensownych argumentów Johna.

— Powiedz mu prawdę.

Na środku drogi pojawiły się drzwi. Jedna z dorożek zatrzymała się, czekając, aż te znikną, lecz nikt nie wydawał się, być zdziwiony zaistniałym zjawiskiem. Kilka głów przechodniów odwróciło się, aby spojrzeć na trzech chłopców wybiegających z „portalu", jednak zaraz powrócili do swoich zajęć. Wysłannicy Sherlocka kiwnęli w geście przeprosin do damy w dorożce, po czym skierowali się do mieszkania 221b na Baker Street.

— Już są — poinformował Johna detektyw. — Będę teraz zajęty.

— Mam cię nie rozpraszać, tak? — Posłał Sherlockowi wyzywający uśmieszek. — Jak sobie życzysz.

Zanim doktor zdążył opuścić salon, Sherlock złapał go za nadgarstek i przyciągnął mężczyznę do siebie. W końcu mógł sobie pozwolić na dotyk, na pocałunki oraz inne intymne doznania, którymi nie był zainteresowany przed poznaniem Johna Watsona. Nareszcie był uprawniony do wykonywania tych wszystkich czynności, nawet w Pałacu Pamięci. Sherlock miał swoje pozwolenie na dotykanie Johna ze swojego umysłu. Wcześniej tego nie robił: męczenie się rzeczami, które nie mogły się ziścić, było zbyt bolesne i niszczyło samokontrolę, którą detektyw tak długo budował.

Pogładził Johna po policzku, ściskając silnie dłoń doktora.

— Rozpraszasz się — zauważył Watson z rozbawieniem. — Musisz zająć się jak najszybciej tą sprawą. Dla mnie. Dla Johna.

— Nie pozwolę cię skrzywdzić.

— Wiem.

John złożył delikatny pocałunek w kąciku ust Sherlocka i zniknął za drzwiami sypialni. Sypialni na dole. Holmes pokręcił głową, starając się skupić na Moranie. Moran. Sebastian Moran.

Zdobyć Johna WatsonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz