Przebrania

4.7K 314 89
                                    

JEST. Są też pewnie błędy WSZELKIEGO rodzaju, więc przeprasza. Dosłownie skończyłam przed chwilą i od razu dodaję. Z jednego fragmentu jest bardzo dumna i nawet jeśli ktoś napisze, że jest beznadziejny... to dalej będę z niego dumna.

Niektóre informacje zaczerpnęłam z Wikipedii.

No nic, miłego czytania. Jeśli coś jest nielogiczne... To wybaczcie.

Rozdział miał być wcześniej, ale od trzech dni mnie boli brzuch i jeśli dzisiaj było znośnie, to poprzednie dwa dni było trochę straszne.



— Mamy pół godziny, zanim zjawi się Mycroft wraz z Lestradem — poinformował Sherlock, siadając w fotelu.

— Mhm. Jak wykorzystamy ten czas? — zapytał John, zrzucając swoją kurtkę na sofę.

— Popracuję.

— Przestań. — Stanął nad Sherlockiem i skrzyżował ręce na piersi. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz zamknął je po chwili. Odwrócił wzrok zrezygnowany, zmarszczył brwi, po czym w końcu odezwał się pewnie: — Przepraszam. Pracuj. Oczywiście, że powinieneś pracować. Moran nie może już więcej nikogo zabić.

— Tak. Masz racje. Nie może zabić przede wszystkim ciebie, John — syknął Holmes. — W swoim zawodzie, ku zaskoczeniu zapewne każdego, kieruję się przede wszystkim sprawiedliwością. Chcę złapać człowieka, który zabił dwie niewinne kobiety. Chcę także zapobiec kolejnym morderstwom. Jednak najważniejszy jesteś ty, Johnie Watsonie.

— Sherlock...

— Nie — przerwał mężczyźnie. — Sytuacja na basenie. Ty owinięty ładunkiem wybuchowym. Snajper, który w każdej chwili mógł pociągnąć za spust. Ty w niebezpieczeństwie przeze mnie. Proszę, błagam cię, John, nie każ mi więcej na to patrzeć.

— To nie twoja wina, Sherlock. — Nachylił się nad Holmesem, układając jedno kolano na fotelu między nogami detektywa. Chwycił twarz mężczyzny w dłonie. — To nigdy nie było twoją winą. To, co się teraz dzieje... także nie jest przez ciebie. Jak możesz się w ogóle obwiniać za coś takiego. — Pokręcił głową, nie dowarzając. — Teraz naprawdę przestań. Nie bądź idiotą.

— Nie jestem. Jestem geniuszem, czyż nie? Czy to nie przez to mogę cię stracić?

Sherlock westchnął rozdrażniony i odwrócił wzrok. Mamusia nie popełniła błędu, zapoznając go z innymi dziećmi, wręcz przeciwnie — Sherlock, w końcu miał porównanie.

Przy Mycrofcie czuł się normalny, nawet jeśli irytował go fakt, iż starszy Holmes był zdolniejszy i o wiele bardziej spostrzegawczy. Drażnił się z Sherlockiem, sprawiał, że ten nieraz czuł się nadzwyczajnie idiotycznie, ale Mycroft także uczył oraz udzielał wszelakich rad, które doprowadziły Sherlocka do jego pierwszej rozwiązanej sprawy. Lecz przed Carlem Powersem wydarzyło się kilka ciekawych i nieprzyjemnych wydarzeń.

Sherlock wiedział, że jest inny. Z początku po prostu nie zwracał na to uwagi, gdyż wszystko nudne było małe istotne, a takie okazały się jego opiekunki — nadzwyczajnie mdłe. Młodszy Holmes zdawał sobie sprawę z tego, jak kobiety na niego patrzyły, podobnie prywatni nauczyciele, rzadziej ojciec i Mycroft. Zanim nauczył się mniej więcej kontrolować obrazy oraz prądy myśli, one po prostu już były i Sherlock czasami (a potem coraz częściej) mówił za dużo. Nie krzyczał, nie obrażał nikogo, bardziej niż powinien, używał poprawnej angielszczyzny, a co najważniejsze był szczery, ale i tak, a może właśnie przez brak kłamstw, zawsze dostawał to spojrzenie i niejednokrotnie to słowo.

Zdobyć Johna WatsonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz