Nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji ani rozdziału od Mariki tak szybko! Wiem, jesteście zaskoczeni. Ale moim motywatorem było moje nowe Słońce (oby moje stare słońce się nie obraziło, bo je kocham jednak najbardziej). Więc jest! Nie wiem czy dobre. Trochę próbowałam z ekhm poezją i jeszcze czymś, ale do tego dojdziecie potem. A i Sherlock nie jest socjopatą. Po prostu on tak o sobie lubi myśleć. Gdyby ktoś się zastanawiał.
I jeśli ktoś bardzo lubi moją twórczość, to dodajcie proszę "Informacje" do swoich bibliotek. Ponieważ będę czasami tam o coś pytać i wasz głos jest istotny.
Nie przedłużając: przepraszam za wszystkie błędy i miłego czytania!
_
Sprawdziliśmy każdą osobę, która w tym momencie ma bliższy lub dalszy kontakt z Doctorem Watsonem. Są czyści, nie mają żadnych powiązań z Moranem ani Moriartym. — MH
Jutro moi ludzie odbiorą go ze szpitala. Możesz im towarzyszyć, jeśli zmienisz zdanie. Sam muszę nadrobić pracę w Rządzie. — MH
Przydzieliłbym i tobie ochronę. — MH
To zbędne. — SH
Nie zrób niczego głupiego, Sherlocku. — MH
Będę cię obserwował. — MH
Nie powiedziałeś mi niczego nowego. — SH
Na Baker Street było cicho. Oparty o drzwi wejściowe, nasłuchiwał krzątaniny pani Hudson. Kobieta nie mogła znaleźć sobie zajęcia: była podenerwowana, a po zapachach Sherlock mógł wywnioskować, że znowu upiekła jego ulubioną szarlotkę. W tle leciała audycja o Beatlesach. Westchnął, zamykając na chwilę oczy, po czym zdjął z siebie płaszcz i skierował się do 221A.
U pani Hudson było domowo. Od zawsze traktował ją jak drugą matkę, nie tylko przez jej zachowanie, nietypowy sposób bycia oraz miłość (którą nieustannie czuł; nieważne co zrobił, ona zawsze istniała), ale także przez jej zbliżony gust w wystroju wnętrz do pani Holmes. Kiedy Sherlock przekraczał próg mieszkania swojej gospodyni miał wrażenie, że wrócił do rodzinnego domu, do mamusi, i chociaż przez chwilę odczuwał spokój.
— Sherlock! — wydała okrzyk, gdy go spostrzegła. Złapała detektywa za ręce. — Nic mi nie chcieli powiedzieć. Czy coś się stało? Dziwni mężczyźni tutaj przychodzą. Chyba panowie od Mycrofta. Co się dzieje?
— Są tu by pani pilnować. Niech da im pani pracować. — Usiadł przy stole. Kobieta postawiła przed nim talerz z kawałkiem ciasta. Nie mógł na niego patrzeć. Nie mógł patrzeć na żadne jedzenie. — Postrzelili Johna. I wszystko już z nim w porządku — dodał szybko. — Będzie leżał w szpitalu do jutra.
— Och, Sherlocku, to musiało być dla ciebie straszne. — Kobieta stanęła nad mężczyzną i objęła go silnie ramionami. Holmes przymknął oczy. — Wróciłam już po wszystkim. Siedziałeś na ziemi w salonie, przytomny, ale nie mogłam do ciebie dotrzeć. Niczego nie słyszałeś. Mycroft cię zabrał. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, tak bardzo się o was bałam.
— Nic nam nie jest. — Odsunął kobietę od siebie, wymuszając z siebie krztę uśmiechu. — Nie chciałaby pani wyjechać na trochę do siostry? Byłoby bezpieczniej.
— Mój drogi, sam powiedziałeś, że jeśli opuszczę Baker Street, to Anglia upadnie. Nie mogę na to pozwolić.
Sherlock naprawdę ją kochał. Nie tak jak Johna, lecz nie wyobrażał sobie życia bez pani Hudson.
— W takim razie zezwoli pani, aby agenci mojego brata...
— Sherlocku Holmesie — przerwała mu stanowczym tonem — to moje mieszkanie i będę nim rządzić jak mi się żywnie podoba. Mogą mieć na mnie oku poza budynkiem, ale żaden z nich nie będzie mi się pałętał po kuchni. Zrozumiano?
CZYTASZ
Zdobyć Johna Watsona
FanfictionSherlock wie, że John go kiedyś opuści, więc postawia coś z tym zrobić, konkretniej: pragnie zdobyć Johna. Zdobycie żołnierza nie jest trudne, a jednocześnie bardzo jest, ponieważ Sherlock zaczyna się gubić we wzorach matematycznych, języku i świeci...