Ile czasu minęło? Trochę dużo. Trochę słabo. Ale wróciłam. Nie wiem dlaczego mi tyle z tym schodzi. Jak przysiądę, to potrafię napisać pół rozdziału w kilka godzin. Szkoda, że pierwsza połowa idzie tak długo. Ale pamiętajcie, moje ff z HP nie było aktualizowane od sierpnia. Boli mnie to.
Zanim zaczniecie czytać, to:
- zapraszam na ff "Kopia Sherlocka", bo mało ludzi czyta
- jeden z fragmentów zaciągnęłam od Ralpha Kaminskiego z piosenki "Zawsze"
- jak kogoś, to będzie nudzić, to przepraszam, wszelkie rady można mi pisać w komentarzach lub na priv
- nikt mi nie poprawiał, więc za błędy przepraszam
- polecam zobaczyć na AO3, jak to wygląda bo wattpad rozjebał mi ułożenie niektórych zdań
— Zastanawiałeś się kiedyś, co by się stało, gdybym wtedy nie przyszedł na Baker Street?
— To obrzydliwe, John. Przestań.
— Nie mówię, że nie — przekręcił się na brzuch, żeby patrzeć na Sherlocka — ale czasami naprawdę o tym myślę. Mówiłem ci już, że jesteś dla mnie wszystkim. I trochę nie wiem, jakbym miał żyć bez Wszystkiego.
— I się nie dowiesz. — Wsunął palce we włosy Johna. — Jesteśmy Brytyjczykami: nie wypada nam rozmawiać o uczuciach, szeptać sobie do ucha słodkich słówek...
— Słucham? Wczoraj mi cytowałeś Szekspira. Romantyczniej być już nie będzie.
— Och, zamknij się. Chyba że chcesz czerwonych róż i kolacji przy świecach.
— Jadłem już z tobą przy świecach. Pierwszy obiad u Angelo.
— Prawda. Zaliczyliśmy wszystko.
— Wypad do kina, Słońce. Tego nam brakuje.
John ziewnął i wyszczerzył się do Sherlocka. Zbliżył się jeszcze trochę, aby pocałować detektywa w kącik ust.
— Dobrze, już dobrze. Nie patrz tak, nie zmuszę cię do tego. Siebie też. — Leżał już na Sherlocku całkowicie. Znowu się uśmiechnął i wsunął kolano między uda detektywa. — Przez dwie godziny siedzieć w ciemności obok ciebie i trzymać ręce przy sobie? Niemożliwe.
— Nie potrafisz kontrolować swojego ciała w najmniej wymagający sposób przez sto dwadzieścia minut. Trochę słabo.
Doktor prychnął i ugryzł przyjaciela za karę (nagrodę) w obojczyk.
— Teraz ty się zamknij. Gdybym wyglądał jak ty, też miałbyś problem.
— Wątpię. Mam problem za to z twoim wyglądem. Masz zamiar mnie pocałować, czy...
Zęby Johna uderzyły o zęby Sherlocka, gdy doktor z pewną siłą wychylił się do pocałunku. Holmes parsknął nieznacznie w usta Johna, na co ten ugryzł go w dolną wargę.
— Ukąsiłeś mnie... już drugi raz — wydyszał.
— I jakoś nie widzę, żeby ci to przeszkadzało. — Scałował zarozumiały uśmieszek z ust Sherlocka i zsunął wargami w dół do szczęki, i jeszcze niżej do szyi. — W ogóle nie narzekasz.
— Lubię to. I lubię, jak nazywasz mnie „Słońcem". Lubię, jak mnie adorujesz i tracisz przy mnie kontrolę. Lubię... Kocham, jak oczy zachodzą ci mgłą, gdy stajesz się drapieżny i chcesz mnie przycisnąć do ściany, ale jeszcze tego nie robisz, bo uważasz, że to za wcześnie i nie chcesz mnie przestraszyć, a mnie w ogóle by to nie przeszkadzało, bo uwielbiam cię czuć. I myślałem, że to wszystko — zrobił nieokreślony ruch rękami — to będzie za dużo, ale jest idealnie. Lepiej niż idealnie.
CZYTASZ
Zdobyć Johna Watsona
FanfictionSherlock wie, że John go kiedyś opuści, więc postawia coś z tym zrobić, konkretniej: pragnie zdobyć Johna. Zdobycie żołnierza nie jest trudne, a jednocześnie bardzo jest, ponieważ Sherlock zaczyna się gubić we wzorach matematycznych, języku i świeci...