Ten rozdział właściwie nic nie wnosi. I pokazuje, jak bardzo nie potrafię opisywać scen erotycznych. W sumie, to pokazuje, jak bardzo nie powinnam pisać. Ale skoro jest i skoro jest na tyle odpowiedni, że nie wstydzę się go publikować, to niech będzie. Nie jest sprawdzany, zapewne jest mnóstwo zgrzytów i błędów, ale postaram się poprawić to jak najszybciej.
Miłego nowego sezonu Sherlocka.
Johnlock is coming
Sherlock wielokrotnie śnił o Johnie.
Gdzieś pomiędzy jawą, snem i Pałacem Pamięci mógł dotykać Watsona, poznawać, smakować, należeć do Johna, całować go i ponownie dotykać na miliony różnych sposobów. Badał skórę żołnierza pod lupą, liczył włosy doktora oraz po prostu był z Johnem.
Sherlock kochał te imaginacje, tak samo, jak ich nienawidził. Zawsze obok oczywistej złości, pojawiało się także zniesmaczenie, jak tylko detektyw uświadamiał sobie (po raz kolejny), że nie potrafi kontrolować snów podczas zbędnego odpoczynku. Poddawał się fantazjom, które nigdy nie miały zamiaru się spełnić oraz karmił fałszywą nadzieją, przyprawiającą go rankami o mdłości. Holmes zawsze po przebudzeniu, gdy nadal w głowie widniały mu obrazy pełne Johna, zastanawiał się, co zrobiłby Watson, gdyby się dowiedział. Odpowiedź była zbyt prosta. Sherlock zasłaniał oczy dłońmi, śmiejąc się przy tym cicho, histerycznie. Po odkryciu prawdy doktor spakowałby się w nie dłużej niż minutę, zadzwoniłby do Harry, żeby poinformować o swoim przybyciu, a przed opuszczeniem Baker Street 221b możliwe, że uderzyłby Sherlocka. Bo przecież John nie był gejem, prawda? Nie, oczywiście, że nie był.
Po takich nocach detektyw unikał Johna. Starał się nie patrzeć na skórę cieplejszą od słońca, bardzo pragnął uniknąć wdychania cudownej woni, będącej mieszanką potu, miodu oraz samego Johna Watsona, ale przede wszystkim nie chciał się zdradzić tęsknymi spojrzeniami, rzucanymi w stronę swojego współlokatora.
Sherlock żył w swoim zakłamaniu jeszcze długi czas, zanim zrozumiał, że kocha Johna.
Gdy wybudził się z kolejnej mary nocnej, gdzie John miał swój udział, przeklął cicho. Przed wyjściem do kuchni najpierw wypadało zapanować nad ciałem; uspokoić oddech, powstrzymać drżące dłonie, lecz ponad wszystko Sherlock musiał pozbyć się cholernej erekcji. Westchnął rozdrażniony, ponownie zawiedziony swoim słabym transportem. Już tak długo tego nie potrzebował, a teraz znowu...
— Sherlock, co się dzieje?
Holmes znieruchomiał. Otworzył usta z zamiarem odpowiedzenia, jednak zrezygnował ze słów: nie był pewien swojego głosu. Przekręcił się powoli na drugi bok, ocierając się tym samym o Johna. Dłoń doktora znalazła się na ramieniu Sherlocka, kolano mężczyzny wsunęło między uda Holmesa, usta żołnierza całowały knykcie detektywa.
John wpatrywał się w Sherlocka z zaspanym uśmiechem.
— Więc, co jest, ty cudowny geniuszu?
— Jesteś tu.
John był z nim. Nie sen, nie imaginacja, nie marzenia. Rzeczywistość. Ciepła, rozleniwiona, poranna rzeczywistość znajdująca się w łóżku Holmesa.
— Jak widzisz, jestem. Dlaczego miałoby mnie nie być? — John poruszył delikatnie nogą, na co Sherlock syknął cicho. — Dzisiaj ty masz problem.
— To nie problem, zaraz minie.
Sherlock zbliżył się do Johna. Na chwilę zapatrzył się w oczy przyjaciela, po czym zainteresował się jego szyją. Pocałował delikatnie skórę doktora, dotknął językiem miękkiej tkanki, przyłożył usta do wilgotnej powierzchni, żeby na końcu ugryźć zaróżowiony naskórek.
CZYTASZ
Zdobyć Johna Watsona
FanfictionSherlock wie, że John go kiedyś opuści, więc postawia coś z tym zrobić, konkretniej: pragnie zdobyć Johna. Zdobycie żołnierza nie jest trudne, a jednocześnie bardzo jest, ponieważ Sherlock zaczyna się gubić we wzorach matematycznych, języku i świeci...