Zakupy

4.9K 474 127
                                    


— Dobrze, że wstałeś, John. Nie mamy całego dnia.

— O czym ty... — Ziewnął, przeciągając się. Sherlock z zadowoleniem obserwował Porannego Johna. Watson oparł się o lodówkę, przecierając zaspane oczy. Jeszcze nie kontaktował ze światem.

— Nie musisz kończyć — zakpił. — Idziemy do sklepu.

— Jest dopiero ósma, Sherlock... — wyjęczał, zaparzając herbatę.

— Im wcześniej, tym lepiej! — W ostatniej chwili powstrzymał się przed zeskoczeniem z fotela. Zerwanie nadal świeżych szwów nie wydawało się najlepszym pomysłem. — Nie chcę co chwilę wpadać na idiotów, nieraz aż nazbyt spoconych. Istnieją antyperspiranty, dlaczego oni ich nie używają? — syknął, krzywiąc się z obrzydzenia.

Ubrany już w swój codzienny garnitur podszedł do przyjaciela. Stanął przed Johnem nie do końca pewien, czy między nimi było już wszystko w porządku. Poprzedniego dnia Sherlock ponownie spanikował (tak słaby, niedoświadczony). Podążał za wskazówkami Mycrofta, nie szczędził wysiłku na odczytywaniu znaków, jak i myśli Johna, lecz efektywność tych działań nie była stuprocentowa. Doktor nie był prosty; skomplikowana natura mężczyzny (którą tak bardzo Sherlock uwielbiał) utrudniała całe zadanie Holmesowi. Starał się nie narzekać, a uznać to za ciekawe wyzwanie. W głębi duszy pragnął, by dla niego samego to wszystko nie zamieniło się w zaledwie eksperyment — zraniłby tym nie tylko przyjaciela, ale i siebie.

Zdobycie Johna nie było łatwe — Sherlock nawet na to nie liczył. Zbliżali się do siebie, przekraczali pewną granicę, lecz doktor zaraz wyznaczał nową, którą detektyw zauważał za każdym razem. John ciągle nie był gejem i Sherlock wiedział, że tak zostanie — nie da się nabyć ani zmienić orientacji. Ciągle interesowały go kobiety, a swojego uczucia do Holmesa najzwyczajniej się bał. John potrafił pocałować przyjaciela w czoło, skroń czy dłoń. Zerkał na usta Sherlocka, dotykał go, przytulał. Wszystkie te gesty miały być czysto przyjacielskie, niedotykające sfery romantycznej. Gdyby naprawdę tak było, Sherlock nawet nie fatygowałby się z zatrzymaniem Johna. Jedyne czego pragnął to mieć go przy sobie do końca.

— Źle spałeś, hmm? — zapytał, wyciągając dłoń w stronę przyjaciela. Przejechał kciukiem pod oczami detektywa, uśmiechając się lekko.

— Zawsze źle sypiam. Mam niewygodne łóżko, chłodną sypialnię, nieprzyjemną pościel.

— Ech, nie wiem co ci na to poradzić — westchnął. — Może śpij przez jakiś czas w salonie?

— Mógłbym użytkować twoją sypialnie w czasie, kiedy ty byś z niej nie korzystał — zaproponował całkiem poważnie.

Pokój przyjaciela był ciepły, pachnący Johnem, przepełniony jego rzeczami; wszystko było w nim idealne. Sherlock z pewnością nie miałby tam kłopotów z zaśnięciem.

— To moja sypialnia — powiedział, opuszczając dłoń. Lustrował Holmesa spojrzeniem.

— Nie chce ci jej zabrać, John. Chciałbym w niej przebywać od czasu do czasu.

— Nie uważasz, że to naruszałoby moją prywatność? Potrzebuję jej jak każdy inny człowiek, a mój pokój jest jedynym miejscem gdzie...

— Wczoraj naruszyłeś moją przestrzeń osobistą, wskakując do mojego łóżka — przerwał mu z triumfującym uśmieszkiem. John zmarszczył brwi, a jego policzki lekko poczerwieniały. — Chciałem być sam, a ty się uparłeś i...

— Dobrze, niech ci będzie! Postawmy jak zawsze na twoim.

Pokręcił głową, unosząc wzrok ku górze. Wziął kubek z herbatą i zasiadł w fotelu.

Zdobyć Johna WatsonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz