Obudziłem się w szpitalu oślepiony przez białe światło z lamp. Głowa mnie bardzo bolała i praktycznie nie mogłem się ruszyć. Mój nagi tors podłączony by do jakiejś maszyn, która nieustannie pikała przez co moja głowa bolała jeszcze mocniej. Przy moim łóżku siedziała zapłakana mama.
-Lou, słonko całe szczęście, że żyjesz- powiedziała przez łzy- wszyscy się martwiliśmy -dodała chciałem coś powiedzieć ale nie mogłem na mojej twarzy była maseczka, która pomagała mi oddychać. Nie mogłem dłużej utrzymać powiek w górze dlatego też postanowiłem je zamknąć
*Hope's prov*
-On nie żyje rozumiesz! Jak mogłeś go zabić?! -krzyczałam na Jonathana
-Zamknij się suko albo ciebie czeka to samo-odpowiedział
-Zabiłeś człowieka! Za to się idzie do więzienia! Nienawidzę cię !
-Kazałem ci się zamknąć!-wrzasnął po czym uderzył mnie pięścią w twarz. Upadłam a z mojego nosa zaczęła lać się krew- Masz tu siedzieć cicho inaczej ciebie czeka to samo! Rozumiesz?
Nie miałam sił żeby odpowiedzieć popatrzyłam na niego a on zamknął drzwi piwnicy i wyszedł. Zostałam sama na zimnym bruku z najprawdopodobniej złamanym nosem.
Dziś mikołajki a to taki mały prezent dla Was :* Nie mam pojęcia czy się spodziewaliście takiego obrotu spraw ale myślę,że to coś nowego :D
W każdym razie wiecie co robić
namelesstysza xx