Rozdział 2

129 22 2
                                    

Dzisiaj było rozpoczęcie roku szkolnego i powiem wam, że... było strasznie. Mówiłam wam już, że nie przywiązuje się do ludzi, ponieważ moja sytuacja nie jest temu, hmmm.. sprzyjająca, ale gdy stoisz sam na apelu, wśród obcych Ci ludzi i nie masz się do kogo nawet odezwać - po prostu to dziwne, ale spokojnie już dawno nauczyłam się nie pokazywać emocji. 

Dziś poniedziałek, idę na zwiady - może zombi wyjdą ze swoich kokonów tej nocy. Tak nazywamy miejsce gdzie śpią i przebywają zombi - kokony. Ten kto to wymyślił musiał być bardzo oryginalny jak widać.

21:23 - czas się zbierać. Ubrałam swoje ulubione legginsy do biegania, sportowy stanik i na to wielką bluzę z kapturem, który założyłam na głowę. Wzięłam ze sobą również łuk ze strzałami oraz siekierę. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak mawiał mój ojciec. Potem wstrzyknęłam sobie rycynę i mogłam iść.

Zapytacie: po co mi rycyna? Powiem wam, że to jedna z najsilniejszych trucizn świata, ale Łowcy rodzą się z genem, dzięki któremu to działa na nas jak woda, że tak powiem. Potrzebna nam jest byśmy mogli walczyć z zombi. Właściwie nie wiem dokładnie jak ona działa, po prostu po niej możemy walczyć z potworami, a bez niej są oni dla nas jak duchy, ale... stwory mogą nas uszkodzić, a my ich wtedy nie. Zombi mają w zębach jad, dlatego to ugryzienie byłoby dla nas śmiertelne, gdyby nie rycyna. Odczuwasz jej użycie jedynie rano, bo czujesz się jak na zajebistym kacu, ale mogło być gorzej.

Wyruszyłam lekkim truchtem na wzgórze, gdzie według zapisków taty tam powinny się znajdować. Zbliżałam się powoli, coraz bliżej celu i rzeczywiście. Na polanie był zombi - nawet dwóch. Wyciągnęłam strzałę i w biegu wypuściłam ją prosto w sam środek jego głowy, a drugiemu ucięłam łeb siekierą. Jedyna możliwość na zabicie zombi to ucięcie im głowy lub przebicie jej czymś. Chodzi tutaj o mózg, o ironio - karma to suka.

Następny chciał zajść mnie od tyłu, ale gdy już miał mnie ugryźć, zrobiłam unik i podcięłam mu kolana - gdy upadł wbiłam mu siekierę prosto w czaszkę. Piękny dźwięk wydała, tak wam przy okazji powiem. Czekałam, ale żaden więcej się nie pojawił. Trochę szkoda, ale zawsze 3 zombich lepszych niż żaden. 

Już miałam iść do domu, gdy coś lub raczej ktoś przykuł moją uwagę. Po mojej lewej stał człowiek - chłopak widząc po postawie i budowie ciała. Udałam, że go nie widzę i poszłam między drzewa, a gdy zniknęłam z jego pola widzenia, natychmiast pobiegłam w jego stronę. Zobaczyłam go, śmiał się - może to jakiś psychol? Stałam w cieniu i chciałam go zajść od tyłu, gdy nagle on się odwrócił i ujrzałam niesamowicie głębokie, niemal czarne oczy... albo może raczej jak gorzka czekolada? ZARAZ O CZYM JA MYŚLĘ?! 

Przez moją nieuwagę prawie mnie zwalił z nóg, ale na czas zrobiłam unik i próbowałam go kopnąć w zgięcie kolan, ale mój przeciwnik mnie zaskoczył - sprzedał mi kose w nogi i zwiał. UCIEKŁ. O CO TU CHODZIŁO? Dobrze, że było ciemno i miałam kaptur na głowie - za pewne nie widział mojej twarzy. 

Szybko pobiegłam do domu, zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod strumień ciepłej wody. Cały czas moje myśli zaprzątał brązowooki facet. Co on tam w ogóle robił? Kim był? Widział moją twarz? To tylko parę z miliona moich pytań. Zrezygnowana poszłam spać - na zegarku była 1:02 - po prostu świetnie, będę niewyspana już w pierwszy dzień szkoły. 

//Wstawiam już następny rozdział! Nie idę do szkoły jutro, więc chyba trochę popiszę. Zostawcie gwiazdkę lub komentarz jeśli się wam podobało! To mnie bardzo motywuje! - RockGirl//





Zjadły Ci mózg?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz