Rozdział 7

121 21 3
                                    

Jechałam za nim już dobrą godzinę, gdy ten zatrzymał się na jakimś parkingu. Przejechałam koło niego i zaparkowałam przy chodniku kawałek dalej. Wybiegłam szybko ze samochodu, żeby go nie zgubić i zauważyłam jak Scott wchodzi do lasu. Pognałam za nim z początku szybko, żeby go dogonić, a potem zwolniłam i uspokoiłam oddech.

Mój tata mawiał - "Chcesz być ninją to nie zachowuj się jak oni, bądź jak oni."

Z tymi słowami w głowie weszłam pomiędzy drzewa i szłam za chłopakiem. Szliśmy już jakieś 15 minut, gdy go zgubiłam. Nie powiem, wystraszyłam się. Nie wiedziałam gdzie jestem, nie miałam ze sobą kompasu, a do tego było tak ciemno, że nie wróciłabym po swoich śladach. Przyspieszyłam kroku i zaczęłam się gorączkowo rozglądać, gdy nagle ktoś powalił mnie na ziemię. Zaryłam szczęką w glebę i poczułam metaliczny smak w ustach.

Zrobiłam przewrót w przód i stanęłam z przeciwnikiem twarzą w twarz. Miał zarzucony kaptur na głowę, jak ja, ale nie zastanawiałam się kto to może być. Ten kto atakuje, nie może mieć dobrych zamiarów.

Jedno bicie serca później, celowałam strzałą prosto w jego głowę. Ten ściągnął kaptur i podniósł ręce do góry. Nie poznawałam go, ale chłopak musiał być zbliżony do mnie wiekowo. Dalej miałam go na celowniku. "Ten co atakuje pierwszy - pierwszy się nie poddaje" - przypomniałam sobie jedną z pierwszych lekcji mojego ojca.

-Cara? To ja Liam, znamy się ze szkoły. - powiedział. - Możesz opuścić łuk, nic Ci nie zrobię.

-Czemu miałabym Ci wierzyć? - myśli, że jestem głupia?

-Pomyliłem Cię z kimś, nie wiedziałem... - zaczął się tłumaczyć, ale przerwał mu tak dobrze znany mi głos.

-Caroline, już wszystko dobrze, myśleliśmy, że to Mściciele. - powiedział Scott i wyłonił się z lasu.

Ani drgnęłam.

-Opuść ten łuk do cholery, bo jeszcze coś sobie zrobisz! - krzyknął.

Spojrzałam na niego... był wściekły - opuściłam łuk. Scott podszedł do mnie sztywnym krokiem i stanął tak blisko, że moim pierwszym odruchem powinno być odsunięcie się, ale nie zamierzałam okazywać strachu.

-CZY JA CI NIE MÓWIŁEM, ŻE MASZ NIE JECHAĆ?! NIE ROZUMIESZ, ŻE TO NIEBEZPIECZNE?! - ryknął.

-A czy ja Cię kiedykolwiek posłuchałam? - powiedziałam i poklepałam go po policzku. - No już weź jeden głębszy wdech i wyluzuj. - Nozdrza mu zafalowały na ten komentarz, a chłopak, który się przedstawił jako Liam, parsknął śmiechem.

-Niezła z niej sztuka, Sinners. - powiedział.

Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Odeszłam od Scotta i podeszłam do nowego.

-To jak, co my tu właściwie robimy? - zapytałam mając nadzieje, że chociaż on da mi odpowiedź.

-Urządzamy rzeź dziewczyno. - błysnął uśmiechem.

Miałam coś odpowiedzieć, gdy Scott stanął pomiędzy mną a nim.

-Caroline, jedziesz do domu. - oznajmił głosem nieznoszącym sprzeciwu.

-Żadnej z Tobą zabawy. - odparłam. - Ale próbuj dalej, może kiedyś zrobię to o co mnie prosisz.

-Chodź mała przedstawię Cię wszystkim. - powiedział Liam i podał mi ramię.

Zaśmiałam się na ten gest i ujęłam je. Ruszyliśmy wgłąb lasu. Scott przez cały czas szedł za nami i nic się nie odzywał. To on ma problem, nie ja. - pomyślałam. Po 10 minutowym marszu, ujrzałam 5 osób. Co najdziwniejsze był tu mój nauczyciel biologi - o co tu chodzi? Liam odchrząknął, zwracając tym uwagę wszystkich.

Zjadły Ci mózg?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz