Rozdział 17

118 17 3
                                    

-Caroline, słoneczko wchodź, bo zmarzniesz! - krzyknęła Helen. 

Weszłam do środka i zdjęłam kurtkę i buty. 

-Rany, jak zimno! Takiej zimy jeszcze nie widziałam. - sapnęłam i poszłam do kominka się ogrzać. -Cześć Harry! - powiedziałam ściskając go.

-Witaj, Caro. Jak Ci minęła podróż? Chciałem po Ciebie przyjechać, ale byłem na spotkaniu i... 

-W porządku, rozumiem. Utknęłam w korku, jak przejeżdżałam przez centrum... na Boga ludzie oszaleli chyba w te święta! - zaśmiałam się. 

-Caro, mogłabyś mi pomóc?! - krzyknęła Helen z kuchni. 

Pomagałam właśnie z jedzeniem, gdy poczułam ciężar na nodze. 

-Cara, Cara, Cara, stęskniłem się! - krzyczał mały. 

-Andy! - roześmiałam się i wycałowałam malca. -Ale jesteś już duży! Nie widzieliśmy się tylko pół roku, a ty się tak zmieniłeś. 

-Mój mały tak szybko dorasta... - zaczęła mówić Helen, ale przestałam jej słuchać po paru chwilach i zaczęłam bawić się z Andym. 

-A gdzie jest Max? - zapytałam o mojego najstarszego kuzyna. 

-Nie mógł przyjechać, bo ma jakiś projekt do zrealizowania... - powiedziała Helen ze smutkiem. 

Biedna, wiem jakie to dla niej ważne, aby cała rodzina była w komplecie, chociaż w święta. 

-Jak mu idzie na studiach? - pytałam. 

-Z tego co wiem, ma bardzo dobre oceny. Jestem z niego taka dumna...

-Och, już się tak nie rozczulaj, tylko dawaj ten obiad, bo umieramy z głodu! - roześmiał się Harry i pocałował swoją żonę w policzek. 

Podzieliliśmy się opłatkiem i zaczęliśmy jeść. Dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się.

-Caroline, a jak tam w szkole? - zapytała Helen. 

Odwiedziła mnie wraz z Harrym po moim hmm... porwaniu i oczywiście nie obyło się bez pytań. To był jeden z najcięższych wieczorów w moim życiu. Musiałam przeżywać jeszcze raz to wszystko, co się wydarzyło... Właściwie tą historię wiedzą tylko oni. Są dla mnie niczym rodzina, zasługują na to by wiedzieć. 

-Wszystko dobrze, nie mam problemu z ocenami. - odparłam ze sztucznym uśmiechem. 

-Nie pytam o oceny, wiemy, że nie masz z nimi problemu. Jak Twoi przyjaciele? - pytała. 

Cała Helen. Zamartwia się czasem, aż za bardzo. Przeszła mi cała ochota na jedzenie. 

-Co to znaczy jak? Co by miało z nimi być? - mruknęłam niewyraźnie i zaczęłam grzebać w jedzeniu. 

-Rozmawiałam z dyrektorem i mówił mi, że do nikogo się nie odzywasz i jesz sama lunche. - powiedziała.

-A co on może wiedzieć? Nie spędza ze mną każdej wolnej chwili. - powiedziałam coraz bardziej zirytowana tą rozmową. 

-Caroline, my się po prostu martwimy o Ciebie...

-Ale nie musicie! Radzę sobie świetnie! Proszę was nie wracajmy do tego tematu i po prostu cieszmy się świętami. - burknęłam. 

-Prezenty! - krzyknął Andy i podbiegł do choinki. 

Uśmiechnęłam się do niego i zaczęliśmy roznosić prezenty, oczywiście mały dostał najwięcej. Uwielbiam go rozpieszczać. Jest moim chrześniakiem i kocham go najmocniej na świecie.

Zjadły Ci mózg?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz