Rozdział 16

100 18 2
                                    

SCOTT

-Tato, co z nią, dlaczego się nie budzi? 

-Scott... nie mam pojęcia, nigdy się nie spotkałem z takim przypadkiem. - powiedział i rozłożył bezradnie ręce. 

Siedziałem i patrzyłem na jej trupio-blade ciało. 

-Co z Lucy? - zapytałem.

Mój ojciec westchnął i spojrzał na mnie. Zapadła cisza. 

-Mówi, że czuje się znacznie lepiej. Właściwie to zostało jej parę siniaków i rana po kuli. Martin zawiózł ją wczoraj do domu, ale dalej będzie pod moją obserwacją. Scott... nie wiem co zrobiliście, ale z medycznego punktu widzenia ona nie powinna żyć. To po prostu niemożliwe. 

-Tato, ja sam nie wiem jak to możliwe. Po prostu... rana się zasklepiła. - powiedziałem i pokręciłem głową dalej nie dowierzając. 

-Jadę do sklepu, chcesz coś? - westchnął i zaczął zbierać się do wyjścia. 

-Nie, dzięki. - odpowiedziałem. 

Westchnąłem i spojrzałem na Caroline.

-Proszę, Caroline. - błagałem. - Obudź się, proszę. 

Żadnej reakcji. Żadnej reakcji od tygodnia. 


CAROLINE

Mój Boże... moja głowa, o nie. Czuję się jakby ktoś walił w nią młotem i do tego to natrętne pikanie... O co z nim chodzi? Doktorek znowu robi mi jakieś badania? Pik, pik, pik, pik...

-Co z nią? - powiedział jakiś głos.

-Bez zmian. - odparł inny. 

-Scott nie chcę Cię martwić, ale nie wygląda jakby miała się...

Zaraz, zaraz... Scott tu jest?

-Liam nawet nie kończ. Ona się obudzi. - powiedział twardo. 

Tak! Chce się obudzić! Chce was zobaczyć, proszę. Próbowałam podnieść powieki, ale były takie ciężkie... Starałam się coś powiedzieć, ale nic. Byłam więźniem własnego umysłu. A może to sen? Albo kolejny test genu? 

Mówili coś jeszcze, ale głosy stawały się coraz bardziej odległe, a mnie pochłonęła ciemność.

***

Znów to pikanie. Wszystko mnie boli, czuję się jakbym spadła z jakiegoś wieżowca, bolą mnie nawet kości. Jęknęłam, ale zabrzmiało to bardziej jak niezrozumiały szept. Otworzyłam oczy. Byłam w jakimś pokoju i byłam podpięta do przeróżnych maszyn, ale to nie one zwróciły moją uwagę. 

Scott spał na fotelu obok mnie, a swoją głowę położył na moim łóżku. Wyglądał inaczej niż zazwyczaj. Miał wymięte ubranie i zarost na twarzy, a do tego wyglądał tak bezbronnie jak spał. 

Uniosłam rękę i pogładziłam go po policzku, na co on mruknął niewyraźnie i wtulił się w moją dłoń. Uśmiechnęłam się na ten widok. Dalej go głaskałam, gdy ten otworzył oczy i sapnął ze zdziwienia. 

-Cholera, w końcu. - powiedział i przytulił mnie mocno, a ja jęknęłam z bólu. - Przepraszam, zapomniałem. Jezu, Caroline wiesz jakiego nam napędziłaś stracha? Wiesz w ogóle gdzie jesteś? - zapytał. 

-Ja... - próbowałam mówić, ale miałam tak sucho w gardle, że nie dało rady. - Wody. - wychrypiałam. 

Chłopak podał mi szklankę z płynem, którą od razu wypiłam. Ręce tak mi się trzęsły, że ledwo trafiłam szklanką do ust. 

Zjadły Ci mózg?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz