Rozdział 5

120 23 6
                                    

-Co ty tu robisz, do cholery?! - krzyknęłam wściekła.

-Cześć, Caro. - odrzekł z uśmiechem i wszedł do domu.

-Zwariowałeś do reszty?! Wynoś się! - krzyczałam dalej, oniemiała. 

On nic sobie z tego nie robiąc wszedł do salonu, rozwalił się na kanapie i spojrzał na mnie.

-Ładna piżamka. - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem, lustrując moje ciało od góry do dołu i zatrzymując się w niektórych miejscach, trochę dłużej niż powinien. 

Byłam tak na niego wściekła, że już nic mnie nie obchodziło.

-Powiedziałam: wynoś się stąd, dupku. - wycedziłam przez zęby.

-Żadnej z Tobą zabawy, mała... - zaśmiał się. -Nie pójdę stąd, póki nie porozmawiamy. - dodał poważnym głosem. 

-Nie nazywaj mnie mała, to raz, a dwa... nie muszę z Tobą rozmawiać o niczym. - powiedziałam z chytrym uśmieszkiem.

-Więc nigdzie nie pójdę. - powiedziawszy to zaczął szukać pilota od telewizora. 

O cholera. - pomyślałam - On mówi poważnie.

-Więc ja Ci nic nie powiem. - odparowałam i siadając na fotelu, przykryłam się kocem. 

Patrzył na mnie oniemiały. O tak. - pomyślałam. - Nie ze mną te gierki.

-Mam, więc rozumieć, że Ty też nie masz żadnych pytań do mnie? - powiedział i popatrzył na mnie tymi swoimi, niesamowitymi oczami. 

Tu mnie miał. Miałam tyle pytań, że wylewały mi się uszami. 

-Tak myślałem. - powiedział i przysunął się w moją stronę. 

-Dobra. - syknęłam. - Mów.

-Skąd się wzięłaś w Denver, cukiereczku? - zapytał, a ja się zirytowałam na te zdrobnienia.

-Sprawy rodzinne. - powiedziałam i uciekłam wzrokiem. Od kiedy to ze mnie taki tchórz? Zreflektowałam się i spojrzałam mu prosto w oczy.

-Mieszkasz tu sama? - zapytał.

-Przestań pieprzyć bezsensu, co to ma do rzeczy? - odpowiedziałam, tracąc cierpliwość do tego typka.

-Widzę, że ktoś tu ma ostry języczek... - powiedział i nachylił się do mnie. - Mam dla niego lepsze zajęcie. - powiedział mi do ucha zachrypniętym głosem, a ja wystrzeliłam z fotela, i stanęłam przed nim.

-Jesteś chory, czy jak? - powiedziałam drżącym głosem. Odchrząknęłam i kontynuowałam. - Przejdź już do rzeczy, bo chce iść spać. 

-Zawsze możemy iść razem. - zaśmiał się i jeszcze raz zilustrował wzrokiem moje ciało. 

Zirytowana poszłam na górę i ubrałam dresy i stanik. Może to bezmyślne zostawiać go samego na dole, ale mam to teraz w dupie. Jeszcze nigdy, nikt nie działał mi tak na nerwy jak on. Zrobiłam głęboki wdech i poszłam na dół. Postanowiłam, że odpowiem jak najbardziej ogólnikowo na jego pytania, zadam swoje i pójdę spać. 

Poszłam do salonu, ale go tam nie zastałam. Zaczęłam panikować, gdzie ten psychol się podział, ale gdy wbiegłam do kuchni, ten jakby nigdy nic robił sobie kanapki. On tylko spojrzał na mnie, zaśmiał się z mojej reakcji i wrócił do smarowania majonezem chleba - fuj. 

-Pytaj, miejmy to już za sobą. - powiedziałam zdenerwowana, widząc jego swobodę w mojej kuchni.

-Od kiedy jesteś Łowcą? - zapytał.

Zjadły Ci mózg?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz