29

2.1K 123 4
                                    

Harry:

Powolnym krokiem ruszyłem w kierunku salonu, gdzie moje małe szczęście oglądało nudne bajki. Zastanawiam się co ona w nich widzi. Jakiś niedźwiedź właśnie przygotowywał obiad. To jakieś bzdury, a później wszyscy się dziwią, że dzieci są takie naiwne, jak od małego wmawia im się, że niedźwiedzie są jak ludzie.

Okej, moje rozmyślania są totalnie bez sensu. Przecież właśnie po to jest dzieciństwo.

-Co tam robi moja księżniczka?- Poczochrałem jej blond włosy, na co się zaśmiała i zrobiła to samo z moimi lokami.

-Harry...nie rób!- Powiedziała w końcu, bo chyba przeszkadzałem jej oglądać. Tak zbaczając z tematu, to pozwalam jej mówić do siebie po imieniu. Przechodzą mnie dreszcze na myśl o tym, że miałaby zwracać się do mnie coś w stylu "tato". Czułbym się cholernie staro, sorry, ale nie.

-Dobra już dobra...- Ostatni raz połaskotałem Emily po brzuchu i wstałem z kanapy, udając się do kuchni, aby zrobić sobie kawę.

Wyjąłem kubek z górnej szafki i włożyłem do ekspresu do kawy. Kiedy po minucie moja kawa była gotowa, wziąłem ją i usiadłem przy stole obok Jessici, jedzącej właśnie płatki z mlekiem.

Swoją drogą to nadal nie mogę oswoić się z tą beznadziejną myślą, że cały ten miesiąc to było jedno wielkie kłamstwo. Jak mogłem nie zauważyć, że Maddie za cholerę nie jest podobna do Jessici?

Może dlatego, że ostatni raz widziałem ją gdy miała siedem lat?

-Mogę w końcu dowiedzieć się o co chodzi? Co to była za akcja dziesięć minut temu i co to dziecko robi w salonie?- Szczerze to Maddie, była tą wygodniejszą opcją jako siostra, no ale cóż, rodziny się nie wybiera.

-Nie będę ci się tłumaczyć- Mruknąłem, ale zaraz potem dodałem trochę łagodniejszym tonem - Mam córkę. Emily. A Kim, jest moją dziewczyną...tak można to ująć.

-Kurwa, żartujesz?!- Prawie zachłysnęła się płatkami. - Ty...ty zdajesz se sprawę, że rodzice będą tutaj za jakąś godzinę? I coś mi się wydaję, że nie spodoba im się ta radosna nowina.

-Tak. Zamierzam im wszystko powiedzieć.- Wywróciłem oczami. To nie jej pierdolona sprawa, więc po co się przejmuje?

-Będą źli.

-No i super.- Westchnąłem i wstałem od stołu.

Włożyłem kubek do zmywarki i już miałem iść do pokoju, w którym pracuję nad moją książką, ale zatrzymał mnie komunikat wygłaszany w radiu

-Wielka katastrofa samolotu, który miał dziś wylądować w Londynie. Zginęło dwudziestu pasażerów, a pozostałe piętnaście jest rannych. - Ogłosił głos w radiu. Miałem wrażenie, że serce na chwilę przestało mi bić. Zamknąłem na chwilę oczy, aby uspokoić myśli, oraz samego siebie. Co do cholery?!

Jak najszybciej poszedłem po laptopa, aby sprawdzić czy piszą coś w internecie na ten temat.

Przecież tym samolotem wcale nie musieli lecieć rodzice. Wiele samolotów lata do Londynu. No kurwa, przecież to nie tylko jeden jebany samolot kursuje, więc muszę przestać panikować i ogarnąć mieszkanie, bo za godzinę moi rodzice staną w drzwiach i się kurwa zdziwię.

Odłożyłem laptopa i poszedłem obudzić Maddie, która odsypiała wczorajszą przygodę u Oliviera. Śmieszy mnie fakt, że Jessica wstała szybciej pomimo tego, że jej stan wczoraj był gorzej niż zły, a Maddie śpi do tej pory, jakby nie wiadomo co robiła.

-Hej...- Potrząsnąłem jej ramieniem, na co mruknęła coś nie wyraźnie. - Pomóż mi posprzątać.

-To twój dom...

- W którym ty mieszkasz.- Zaśmiałem się. - Więc wstawaj. - Zabrałem jej kołdrę, na co jęknęła niezadowolona, ale po chwili wygrzebała się z łóżka. Ma szczęście, że zdecydowała się wstać, bo inaczej zmusił bym ją wiadrem wody. Tak.

-Słodko wyglądasz. Ten artystyczny nieład na głowie.

-Zamknij się Styles!- Warknęła. - Nie wyglądasz lepiej po przebudzeniu. Uwierz.

-Wyglądam bosko kochanie. - Powiedziałem, na co zostałem uderzony w ramię. Nie powiem, że nie zabolało.

***

Gdy mieszkanie było wysprzątane na błysk, opadłem zmęczony na fotel w salonie i wykręciłem numer do mamy.
Nie odbierała. Może mam zły numer? Tak dawno do niej nie dzwoniłem.
Nie utrzymywałem bliskich kontaktów z rodzicami od kiedy wyjechałem do Londynu do szkoły z internatem.

Powinni być tutaj za jakieś pół godziny. Maddie i Jessica poszły kupić jakieś ciasto.
Kurwa. Jeszcze nigdy się tak nie stresowałem.

-Emily! - Zawołałem małą, bo gdzieś się zapodziała, a z doświadczenia wiem, że jak jest cicho dłużej niż dziesięć minut to znaczy, że coś kombinuje.

Przeklnąłem w myślach aby nie robić tego przy niej, kiedy zastałem ją w kuchni, siedzącą na podłodze i całą umazaną w lodach czekoladowych. Ktoś mi wytłumaczy jak wyjęła je z zamrażarki? To dziecko ma dopiero trzy lata...

-No choć - wziąłem ją na ręce. - Idziemy się wykąpać i przebrać, tak? - Westchnąłem a mała klasnęła w ręce i zachichotała.
No serio. Bardzo kurwa śmieszne, szczególnie, że lada chwila mają tutaj być moi rodzice.

-Wychodzimy? - Zapytałem Emily, która w najlepsze bawiła się w wannie, topiąc właśnie swoją lalkę.

-nie-e. - Pokręciła głową i mnie ochlapała. Kurwa zaraz zwariuję.

-Emily! - warknąłem, na co mała wytknęła mi język. Nie wychowany bachor. Po kim ona to ma? Na pewno to nie moje geny.

-Wychodź. -Powiedziałem stanowczo i w tym samym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. DO JASNEJ CHOLERY NIE TERAZ!
Ile ja bym dał za jeszcze marne pięć minut.

-Zostaniesz tutaj, a ja zaraz przyjdę i cię ubieżemy, jasne?

-Ziemniak!

-Co? - Nie zrozumiałem. Emily miała czasami tak, że mówiła słowa, które nie miały najmniejszego sensu i to chyba właśnie ten moment. Gdyby nie to, że pod drzwiami najprawdopodobniej czekali MOI RODZICE, śmiał bym się teraz z tego co powiedziała.
Zamiast tego, zostawiając Emily w wannie, popędziłem otworzyć drzwi. Przejrzałem się w lustrze poprawiając koszulę (Tak Maddie kazałam mi ją założyć i wyglądałem chujowo), a potem biorąc głęboki oddech chwyciłem klamkę. Dam radę.

WAŻNA NOTKA

MIAŁAM JAKIŚ PROBLEM Z OPUBLIKOWANIEM ROŹDZIAŁÓW, WIEC JEŻELI KOLEJNY ROŹDZIAŁ TO 31 , A NIE 30, TO PRZECZYTAJCIE NAJPIERW 30, KTÓRY JEST PO 31!!!
Mam nadzieje, że ogarniacie o co mi chodzi xD

Good Bad GirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz