40

1.9K 118 5
                                    


Jess:

Relaksowałam się przed podróżą, leżąc w wannie i bawiąc się telefonem, gdy ktoś nagle zaczął się dobijać do drzwi łazienki.

-Utopiłaś się tam? - To Harry.

-Tak, w wodzie do kolan. Pewnie. - Odkrzyknęłam i wywróciłam oczami mimo tego, że mnie nie widział.

Usłyszałam jego śmiech.

-W razie co, to zrobiłem gofry. -Oznajmił i chyba poszedł, bo usłyszałam oddalające się kroki.

Gofry?!

Wyskoczyłam czym prędzej z wanny i owinęłam włosy ręcznikiem.
Ubrałam białe szorty i szarą koszulkę, po czym wybiegłam z łazienki.

-Mówiłem, że zadziała? - Prychnął mój od siedmiu boleści chłopak.

-Nareszcie mogę iść siku. - Westchnęła Maddie i wyszła z kuchni.

-Serio tak długo tam siedziałam? - Zajęłam miejsce przy stole, a Harry podał,mi talerz z gorącymi i pachnącymi goframi. Mniam.

-Jest dwunasta, a poszłaś wziąść kąpiel wpół do jedenastej. Siedziałaś tam cholernie długo. - Piwiedział, akcentując słowo cholernie.

-Cóż. - Skomentowałam. - Podasz mi syrop klonowy? - Zpytałam go.

Zayn podał mi butelkę, a ja wylałam dużą ilość syropu na moje pięć gofrów.

-I jak? - Harry zwrócił się do mnie jak tylko wzięłam pierwszego kęsa.

-Mhm...-Przeżułam. -Będziesz mi je teraz robił codziennie. - Wyszczerzyłam się.

-Marzenia. - Postukał się palcem w czoło, a ja posłałam mu przesłodzony uśmieszek.

***

-Czy ty właśnie mnie oplułaś?! - Warknęłam na Emily, która parskała śmiechem (plując mi przy okazji w twarz lodami), po tym jak Zayn powiedział jej jakiś w ogóle nie śmieszny dowcip.
Siedzieliśmy na ławce przed Sturbucksem i to była chyba ostatnia chwila w Londynie, bo zaraz po tym mieliśmy zamiar jechać na lotnisko. Dzień był dosyć pochmurny, ale na szczęście jeszcze nie padało.

Mała widząc moje poirytowanie zrobiła winę niewiniątka, a ja tylko wywróciłam oczami i spowrotem wlepiłam wzrok w ekran telefonu.

-musimy się powoli zbierać. - Harry mówiąc to wstał od stolika i zarzucił na siebie czarną kurtkę mimo tego, że jest środek lata, bo Zrobiło się chłodno i zbiera się nadeszcz.

Dopiłam moją kawę i poszłam szybko za wszystkimi w kierunku parkingu, gdzie stał samochód mojego brata.
Wsiedliśmy wszyscy do środka, a Harry włączył radio. Ja, Zayn i mała, skazani byliśmy na tylnie siedzenia, bo Maddie oczywiście ze względu na chorobę lokomocyjną musi siedzieć sprzodu.

Wróżbita Harry, przepowiedział deszcz. W połowie drogi zaczęło lać jak scebra. Oby tylko nie odwołali lotu. A może jednak, chcę aby go odwołali?
Nie wiem.
Nie mam pojęcia, czy to przez pogodę, czy zdenerwowanie, ale nie czuję się za dobrze.
Denerwuję się lotem.
I to nie tak, że wcześniej nigdy nie latałam, ale ja po prostu cały czas mam w pamięci to, że jeszcze nie dawno moi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej.
Przecież to wydaje się tak bardzo nierealne. Nadal nie potrafię sobie uświadomić jak to się stało.
Dlaczego akurat ja?
Dlaczego akurat oni...

Oparłam głowę o ramię Zayna, cicho wzdychając.

-Wszystko w porządku? - Szepnął mi do ucha, tak, że tylko ja mogłam to usłyszeć.
Pokręciłam głową, na znak, że nie chcę rozmawiać, a on po prostu to uszanował i o nic już nie pytał.
Przez resztę drogi czułam jego dłoń, głaszczącą mnie po włosach, co choć odrobinę mnie uspokajało.

Good Bad GirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz