Rozdział I

1.9K 131 18
                                    

Why can't people just think?

    
      
 
      Wypatroszona. Tak właśnie się czuła, kiedy stała w samym środku olbrzymiej kałuży na Piccadilly i starała się liczyć w myślach do stu. Jakby ktoś przeciągnął jej po brzuchu tępym nożem, a potem po kolei wyciągał wnętrzności. Leżąca obok walizka ociekała wodą, a z nieba tradycyjnie lał się deszcz.
   - Idealnie - syknęła, próbując szukać telefonu w torebce i jednocześnie szczelniej okryć się płaszczem. Wyjęła w miarę suchy aparat i wybrała numer.
      Odbierz, odbierz, odbierz. Uratowałam ci kiedyś tyłek, pamiętasz? No, to teraz odbierz ten cholerny telefon, powtarzała w myślach, zapominając o liczeniu. Usłyszała sygnał połączenia, potem kolejny, a potem jeszcze całą niesamowicie długą litanię pojedyńczych sygnałów. Jej zapasy cierpliwości powoli się kończyły.
   - Kretyn - mruknęła pod nosem, kiedy po drugiej stronie rozległo się całkiem spokojne:
- Słucham?
   - Tu Scarlett, jestem w Londynie - powiedziała z wyraźną ulgą.
- Proszę? Może się pani przedstawić jeszcze raz?
    Scarlett wypuściła powietrze ze świstem.

   - Scarlett, Scarlett Jennifer Woolbridge z Bidston Hill w Birkenhead - przedstawiła się najspokojniej jak umiała.

   - Scarlett! A co ty robisz w Londynie?

  - Krasnoludków szukam - warknęła - Lestrade na litość boską! Zadzwoniłeś, przyjechałam, a teraz stoję pod fontanną na Piccadilly i patrzę, jak moje rzeczy powoli się topią, więc może mógłbyś mi powiedzieć, gdzie o tej porze znajdę miejsce do spania?

  - Myślałem, że zatrzymasz się u matki - w głosie inspektora dało się wciąż słyszeć zaskoczenie.
Prychnęła do słuchawki.
- Już pędzę.
- Nie spodziewałem się... Myślałem, że za żadne skarby tu nie przyjedziesz - próbował się wytłumaczyć inspektor. Scarlett należała do wąskiego grona ludzi, którzy potrafili go onieśmielić nawet samym tonem głosu. Mimo, że wciąż widział w niej tylko zziębniętą dziewczynę z Biddy Hill, coś w jej osobie nakazywało mu traktować ją jak co najmniej swoich przełożonych. Koniec końców, gdyby nie ona, dziesięć lat temu zakończyłaby się jego kariera...

*~*~*

    
       Tamtego wieczora niebo było wyjątkowo zachmurzone, a gęsta mgła przesłaniała Londyn, powodując tworzenie się coraz dłuższych korków. Pogoda idealnie odzwierciedlała nastrój Grega. Oto rozwiązywał zaledwie czwartą związaną z morderstwem sprawę, a jego kariera już wisiała na włosku. Wyjątkowo cienkim...

        Przypadek Helen Oswald był o tyle skomplikowany,  że  żaden z wyżej postawionych od niego "kolegów z branży" nie chciał go wziąć na siebie.  Wszystko  wydawało się banalnie proste - zaginięcie, odnalezienie zakrwawionych ubrań, poszukiwanie ciała. Właśnie to czyniło całą sprawę pogmatwaną - szukanie ciała. Morderca, najprawdopodobniej jakiś klasyczny psychol, porzucił w paru różnych miejscach ciała kilku podobnych kobiet, co skutecznie zmyliło policję. Do tego stopnia, że zainteresował się tym Scotland Yard i wplątano we wszystko niczego nieświadomego Lestrade'a.

         Greg szukał jakichkolwiek wskazówek wszędzie, nawet w  najmniej prawdopodobnych miejscach, przyparty do muru przez przełożonych. Na darmo - kobieta, martwa kobieta, jakby zapadła się pod ziemię...

      Więc kiedy krążył bezskutecznie po ulicach Londynu, konkretniej po  Charing Cross Road, wpadł na nią.

IntuicjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz