Obudziła mnie pielęgniarka, dostałam śniadanie w postaci jajecznicy z bekonem, kawy zbożowej i ciepłych bułeczek. Gdy skończyłam jeść Zabrano mnie na badania. Szłam długim korytarzem aż do "pokoju przesłuchań" jak to pozwoliłam sobie nazwać. W pomieszczeniu siedziała niska brunetka, na plakietce widniało imię Ann - nawet ładnie pomyślałam - wyglądała na całkiem sympatyczną.
-Witamy Noro. Czy zechciałabyś odpowiedzieć na kilka pytań?
- Dzień dobry. Chyba nie mam wyboru, więc tak, zgadzam się.
- No to zaczynajmy. Jak się nazywasz?
- Nazywam się Nora Creswel.
- Ile masz lat?
- 17 ale czy mama nie napisała moich danych?
- Owszem ale to rutynowe pytania. Czy masz jakieś dziwne przypadłości? Na przykład częste zawroty głowy, koszmary?
- Chyba mam... Nieustannie słyszę głos w mojej głowie, mam czasem wizję, miewam też Déjà vu.
- Dziękuję. Czy masz może jakieś potrzeby? Zeszyty, książki?
- Poprosiłabym o szkicownik jeśli nie sprawi to problemu.
- Dobrze, załatwię to jak najszybciej - uśmiechnęła się do mnie - Noro czy chciałabyś kontynuować naukę z rówieśnikami?
- Jest to możliwe? - zapytałam szczerze zdziwiona, w końcu to szpital psychiatryczny, a nie internat.
- Oczywiście. Zapewniamy naszym pacjentom w miarę normalne życie.
- Byłabym wdzięczna za możliwość kontynuacji nauki. Bardzo pani dziękuję. Chciałabym się poczuć choć trochę normalna.Jesteś normalna Noro.
- Przepraszam czy mogę już iść do pokoju?
- Tak, pewnie. Przy okazji... mów mi Ann.
- Do zobaczenia. - odparłamWyszłam szybkim krokiem. 'Głos' mnie zaskoczył, miałam ochotę zaszyć się w łóżku i zasnąć.
☆☆☆
Zostałam obudzona... Znowu. Jakaś dziewczyna, ( około 20 lat ), przyszła wręczyć mi szkicownik nie wyglądała na opiekuna. Zeszyt był ładny, obity czarną skórą. Podziękowałam i zabrałam się za puste kartki. Dopiero teraz poczułam jak bardzo doskwiera mi samotność. Rysowałam moje rodzeństwo, portret Vi, mojego psa. Zatęskniłam za rodzinnymi okolicami. Mieszkałam przedtem w ładnym, białym domku z widokiem na wodę. Do miasta mieliśmy 5 kilometrów więc do szkoły jeździłam rowerem. Byłam szczęśliwa, teraz czuję tylko pustkę.
Podczas obiadu poprosiłam o wyjście na zewnątrz, o dziwo zgodzili się mnie puścić samą, ufali takiej dziewczynie jak ja. Pogoda była idealna. Ubrałam się w mój ulubiony płaszcz, szalik, czapkę i rękawiczki. Na dworze była mgła, nie wiedziałam do końca gdzie idę. Po piętnastu minutach marszu poczułam silną, morską bryze. Stanęłam na krawędzi klifu i zaczęłam krzyczeć. Byłam wykończona. Tyle zmieniło się w ciągu kilku dni, kiedyś snułam plany na przyszłość - teraz nie wiem co ze sobą zrobić.- Przepraszam, czy mogłabyś odejść od klifu? To niebezpieczne, grunt może się osunąć - szepnął ktoś za mną, przestraszona potknęłam się i poczułam że spadam. Nie bałam się, coś ciągnęło do śmierci taką osobę jak ja. Nagle ktoś złapał mnie za rękę i podciągnął
- Nic ci nie jest? - zapytał niebieskooki chłopak
- Nie nic. Dziękuję za ratunek, jestem w lekkim szoku. Przepraszam
- Za co mnie przepraszasz? To ja cię przestraszyłem, przez moją lekkomyślność mogłaś zginąć. Nazywam się Murphey, też jestem pacjentem.
- Miło mi. Jestem Nora, przywieźli mnie tu dwa dni temu. Długo mieszkasz w szpitalu?
- W tym roku mijają trzy lata. - odparł lekko speszony.
- Czy mogę zapytać dlaczego tu jesteś? Wydajesz się całkiem... normalny.
- Nie chce o tym mówić, może jeszcze porozmawiamy ale teraz szukają cie. Lepiej już idź.Lekko zdezorientowana wróciłam do swojego pokoju. Byłam padnięta.
Hej. Widzicie? Poprawiam się, ten rozdział jest dłuższy. Przepraszam za niedoskonałości, nikt nie sprawdza tego za mnie a ja pewnie pomijam błędy. Rysunek załadowany w mediach jest odnośnie zeszytu bo ( zdradzę wam coś) odegra on ważną rolę w dalszej historii Nory. Proszę go nie kopiować ponieważ jest to mój rysunek. Czekam na komentarze ♡
CZYTASZ
Jestem normalna (Zawieszone )
FantasyJestem uwięziona w klatce. Wszyscy myślą że zwariowałam, że jestem potworem. Dwa lata temu trafiłam do ośrodka dla chorych psychiczne... moje życie drastycznie się zmieniło. Ludzie mnie unikają, jedyna osoba na której mi zależy nie żyje. Nigdy nie...