Rozdział 4

164 24 17
                                    


-Demonem? Cóż... wybacz ale ci nie wierzę.
- Wiem że to nie jest łatwe do zaakceptowania, ale taka jest prawda. Mogę ci to udowodnić, jeśli się nie boisz.
- Nigdy nie będę się ciebie bać - nie wiem czemu to powiedziałam
- Noro. Chodź za mną do klifu.
- Znowu? To nasze miejsce na "schadzki"? Nie potrzebujemy przyzwoitki? - zakpiłam a on parskną śmiechem i oto chodziło, był zbyt poważny
- Moja droga, idziemy? - zapytał z głupim, czarującym uśmiechem i podał mi ramię.

Gdy doszliśmy na wzniesienie Murph wziął mnie w ramiona i spadaliśmy. Ufałam chłopakowi którego znam raptem tydzień. Skoczyłam za nim w przepaść, matko jak to głupio brzmi. W jednej chwili zmieniliśmy się w dwa cienie, woda nie dotknęła mnie nawet a już poczułam słodką adrenaline. Ku zdziwieniu mojego towarzysza zmieniłam się SAMA z powrotem w postać materialną i upadłam na martwą tafle.

Siedziałam na tronie zrobionym z mroku. Naprzeciwko mnie o litość błagały dusze zmarłych. Ubrana byłam w czarną szatę z kapturem pod którym nie było widać mojej twarzy, gdy uniosłam dłoń zauważyłam że jest wytatuowana imionami, podeszła do mnie młoda kobieta - czułam odrazę, gardziłam nią. Prosiła mnie o dodatkową szanse. Nie dałam jej, Beth zamieniła się w kolejny tatuaż. Widziałam jej dotychczasowe życie. Znęcała się nad chorym synem. Zasłużyła na śmierć.

-Noro, Noro proszę obudź się! - krzyczał przerażony Murphey.
- Uspokój się. Jeszcze żyje.
- Ale mnie przestraszyłaś... - dalej już nie usłyszałam co mówił bo wtuliłam się w jego szyję.

Nie przywiązuj się. Chłopak
niedługo umrze a twoja
dusza wraz z nim.

Jak poparzona oderwałam się od Murph' a.

- TO NIE PRAWDA, STUL PYSK!
- Noro spokojnie. Nikogo tu nie ma. Poszedł sobie. Chodźmy, musisz odpocząć.
- Słyszałeś go? - powiedziałam z nadzieją
- Nie. Wyczułem gnoja. Nie martw się. Proszę nie płacz - powiedział ocierając mi każdą łzę która spłynęła po moim policzku.

Poszliśmy do mojego pokoju. Zapytałam się go czy jest jakiś sposób na szybę która nie daje mi kszty prywatności, w odpowiedzi wyjął z plecaka puszkę farby w spreju i zaczął zamalowywać gładką powierzchnię.

- Dziękuję. Czy mógłbyś ze mną zostać?

Lekko zdziwiony wziął mnie na ręce i położył się ze mną. Nie byliśmy oficjalnie parą ale to co do niego czułam nie mogło być tylko przyjaźnią. Zasnęłam. Miałam wiele koszmarów, głównie o Su. Tak bardzo za nią tęskniłam. Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wtulona w Murphey'a nie chciałam z nikim rozmawiać.

- Noro czy chcesz dziś porozmawiać? - zapytała przez zamknięte drzwi Ann, czy ta kobieta nigdy nie da mi spokoju?!
- Nie chce nikogo widzieć, musze sobie wszystko poukładać. - odpowiedziałam dość ostro, poszła sobie.
- Dzieńdobry. - mruknął seksownie na przywitanie.
- Dzieńdobry - szepnęłam
- Noro czy dasz mi szansę?
- Pytasz o twoją naturę czy o chęć przebywania ze mną?

Wybiegł szybko z mojego pokoju. Zostawił mnie. Mimowolnie zaczęłam płakać. Kolejna osoba mnie opuściła.

- Ej, przepraszam - powiedział delikatnie
- Nie można zostawiać dziewczyny w takiej chwili! - roześmiał się
- Noro Creswel czy zechciałabyś być moją wybranką? Moim kawałkiem marnej duszy?
- Czyli najpierw uciekasz, a potem przychodzisz do mnie na kolanach z bukietem czarnych róż?
- Tak. To właśnie zrobiłem, odpowiesz mi wreszcie? - zapytał zniecierpliwiony
- Chciałabym odpowiedzieć tak... ale chyba wyrażę się bardziej oficjalnie. Oczywiście mój drogi - uśmiechnęłam się ciepło i pocałowałam go jak nikogo dotąd.

Przykro mi, wiem kim jesteś.
Czeka cię zguba.

Wiem, jestem okropna że przerywam w takim momencie. Ale musze wzbudzić waszą ciekawość żuczki. Znowu nabazgrałam długi rozdział! Mam nadzieje że wam się podoba. Piszcie kto jest waszym ulubieńcem.
P

rzepraszam za błędy ale pisze na telefonie i czasem poprostu coś mi może się pokręcić.

Jestem normalna (Zawieszone )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz