Rozdział 16

99 10 3
                                    

   -Jestem... światłem, połączeniem każdego gatunku poprzez zmieszanie krwi. Rok temu gdy byłaś zamknięta ja zostałam porwana, to wtedy uzyskałam dar. Wiem że widziałaś Ronalda, wilkołaka który zrobił mi tę bliznę. Jest moim przeznaczeniem, moim partnerem. Nie mam wyboru - muszę się z nim związać. Tak jak każdy jestem w czymś lepsza. Urodziłam się alchemikiem, mam już równo 104 lata.
  - To dlatego byłaś taka świetna na chemii... oszust. Pani cię uwielbiała!  Szkoda że to ja dostawałam zawsze uwagi.
  - Nigdy cię nie zrozumiem Noro. Właśnie dowiedziałaś się że mam 104 wiosny i  martwisz się o Holy Doly?! Serio? - spytała
  - Zawsze wyglądałaś na wredną staruszkę. To nie nowość, nie zauważyłaś zmarszczek? - Vi pobiegła do lustra - Niby tyle już przeżyłaś, a codziennie cię nabieram. 

  Do pokoju wpadł zdyszany Damon. Jego ubrania były pokrwawione i poszarpane. Jednym słowem wyglądał okropnie.

  - D. co się dzieje? Nie ubrudziłeś się przypadkiem? - zakpiłam
  - Nie tylko my jedziemy do San Francisco. Demony się zjednoczyły. Zostałem trochę... poturbowany więc nie żartuj. Musimy uciekać. Ruszcie swoje zgrabne dupy bo nie chce dziś odejść - drugi raz.
 
  Wybiegliśmy tylnym wejściem, już miałam iść do "głosu" gdy oczywiście ktoś walnął mnie w twarz. Świetnie.  Dzięki. Będę wyglądać jak bita żona. Nie myśląc za  dużo, zamachnęłam się łokciem i uderzyłam w żebra napastnika. Kolejny demon. W prawdziwej postaci był dość obleśny, cały w śluzie z zębami wzdłuż kręgosłupa... Zmieniłam się w Śmierć i odesłałam go w kajdany wieczności. Łatwizna, znam swoje pieprzone szczęście, w chwili triumfu Vi, upadła ranna na ziemię. Cudownie, zabije, i to boleśnie sukinsyna który to zrobił. Wzięłam bezwładne ciało przyjaciółki (nie miałam czasu na sentymenty) i wzbiłam się w powietrze. Demony atakowały D. - nie mogłam go zostawić. Odstawiłam Victorie na dach wieżowca no i  runęłam w dół. Mój przyjaciel był w środku zasadzki, jak zwykle musze ratować mu skórę. Skoczyłam na plecy najsilniejszego z bandy tępych osiłków i wbiłam mu sztylet w gardło. Niestety musiałam postawić na walkę w ręcz, bo moce zostały w uśpieniu.  Wszyscy momentalnie obrócili się ku mnie, już wyciągałam sztylet gdy czyjeś szpony przebiły mi brzuch.

  - Zaszczypało. - syknęłam z uśmieszkiem na ustach - Tatuś cie nie nauczył że Śmierci się nie bije? - no i koniec jego żywota - Też mam pazury... - powiedziałam i wyszarpałam mu serce z piersi. - Kolacja - oznajmiłam po czym wepchnęłam mu to do gardła.  Pozostałe Demony zostały już zabite.
  - Noro żyjesz?
  - Nie wiesz? Mam w zwyczaju być żywym trupem . Chodźmy  bo ta kaleka jest w złym stanie.

   Nad jej ciałem pochylał się wilkołak, dokładniej ten z mojej wizji. Czy on... płakał? Nie, to nie możliwe.

  - Ej! - krzyknęłam -  Odejdź okey? Mam już dość krwi na rękach, nie potrzebuje jeszcze twojej.
  - Czy ona... możesz ją uleczyć? - zapytał miękkim, a jednocześnie ciepłym głosem.
   Podeszłam do 'nowego' i złożyłam pocałunek na ranie jego ukochanej. Za kilka godzin będę wiedziała czy przeżyje.

Rozdział do dupy. Jestem na siebie zła bo nie mam kompletnie weny. Nie chce dodawać rozdziałów i mam ogólnie dosyć. Jednak nie mogę opuścić niedokończonej historii, to tak jak odstawić na półkę Nie przeczytaną w całości powieść. Mam nadzieje że wybaczycie mi ślimaczki taki rozwój wydarzeń. ;) do następnego ♡♡♡

Jestem normalna (Zawieszone )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz