Adrenalina wzrastała. Byłem w tym cholernym Chamonix i wciąż nie wiedziałem gdzie zacząć. Mogła znajdować się wszędzie. Ale już jestem bliżej niż dalej, to pewne. Zrobiliśmy błąd, że przylecieliśmy tu wieczorem, kiedy nie ma przechodniów. Zapytałbym się o nią, może powiedzieliby mi coś o jakiejś blondynce. Oczywiście nie mogę pytać czarodziejów, bo na pewno mnie rozpoznają. To wszystko jest trudniejsze niż mi się wydawało mimo, że znam jej miejsce zamieszkania. Na szczęście to małe miasteczko, chyba nie spotkamy się z większym problemem.
Miasto składało się głównie z przytulnych o architekturze śródziemnomorskiej, domków, położonych bardzo blisko siebie. Widok na góry był z każdej strony wręcz doskonały. Ośnieżone szczyty i lasy tuż pod nimi wprowadzały mnie w zachwyt. Staliśmy właśnie przed przysadzistym domem, z drzewami cytrynowymi przy płocie. Zapach docierał do moich nozdrzy i nabrałem ochoty na lemoniadę. Ale nie będę się teraz zajmować jakimiś górami, czy lemoniadą. Nie po to tutaj jestem.
- Patrzcie jaki słodki piesek! - szepnął Zab z uwielbieniem i podbiegł do niezwykle pięknego husky'ego. Jego czarna, a miejscami czarna sierść odznaczała się w mroku panującym wokoło. Pies był przestraszony, ale dał się głaskać Blaise'owi. Nie mogłem się oprzeć, by również nie podejść do zwierzęcia. Coś ciągnęło mnie w jego stronę, coś chciało, żebym właśnie do niego podszedł. Ukucnąłem, a husky utkwił we mnie wzrok. Miał cudowne, głębokie niebieskie oczy. Kolor idealnie się zgadzał z tęczówkami Melissy. Dziwne... Polubiłem tego psa. Chyba nawet zabiorę go do domu, bo nie ma obroży. Rodzice i tak mają gdzieś to co robię, więc dlaczego by nie?
- Ej stary, wziąłbym go ze sobą. Ładny jest - Zabini pokiwał głową i nadal drapał psa za uchem. Pies zaskomlił i usiadł. Jednak nie odrywał ode mnie wzroku. Mam jakieś jedzenie po kieszeniach? Chyba nie... Podeszli do nas Isis i Nott. Isis zapiszczała i również rozpoczęła pieszczoty. Ten pies zdecydowanie coś w sobie miał. Na gacie Merlina, nie mogłem odgadnąć co to takiego. Nie ma opcji żebym go tutaj zostawił.
- Biorę cię do domu, mały - Nim się obejrzałem, puścił się pędem przez chodnik. Bez słowa ruszyliśmy za nim. Przecież to zwierzę, jak mogło zrozumieć co mówię? Dyszeliśmy, ale nie odpuszczaliśmy gonitwy. Tu zdecydowanie coś było nie tak.
- Jak to się stało, że zrozumiał? - zapytałem ich, nadal biegnąc.
- Nie rozumiesz Malfoy? To pieprzony animag! - wrzasnęła Isis, a ja przełknąłem ślinę. To prawda, wszystko by pasowało. Zrozumiał to co powiedziałem i spanikował. Tylko dlaczego się we mnie tak wpatrywał? Kto to jest? Jaki ma cel? Jak nas znalazł?
*
Cholera, cholera, cholera. Usłyszałam tą rudą. Już wiedzą, że jestem animagiem. Jestem szybka, ale męczę się jak człowiek i za długo nie pociągnę. Jasny gwint, co teraz? Serce biło mi tak, jakby chciało się przebić przez skórę i wyskoczyć z mojej piersi. Zdecydowanie zareagowałam zbyt pochopnie. Ale co by się stało, jakby nagle mnie złapał i teleportował do Hogwartu? Zdecydowanie wolałam teraźniejszą opcję. Mimo, że krzyczą za mną, że mam się zatrzymać, bo wiedzą kim jestem i nie odpuszczą. Albo ucieknę, albo będę musiała się im pokazać. Zdecydowanie wolę pierwszą opcję. Zaczęłam biec jeszcze szybciej, wbiegając w osiedla aby zgubić ich jak najszybciej. Nie mogą mnie dorwać. Nie ma opcji.
*
- Zatrzymajcie się! - wrzasnął Diabeł, a ja przystanąłem wyrównując oddech. Co on wyczynia? Upadł na głowę? Prawie go mieliśmy!
- Zgubimy go! - zaprotestował Nott, a Isis oparła się o jego ramię i oddychała ciężko. Miałem ochotę wydrzeć się na nich i ponaglić, ale Zabini musiał jakoś usprawiedliwić swój bezgraniczny debilizm w tym momencie. Przeczesałem włosy ręką i spojrzałem na niego znacząco.
CZYTASZ
Isolated
Fanfiction*druga część fanfiction "Sunflower"* Czasami czekam, wpatruję się w szybę. Rozglądam się, szukam wzrokiem. Czego? Ciebie. To naiwne? Nic poza naiwnością i nadzieją mi nie pozostało, skarbie.