Brzoskwiniowa cera. Jest takie określenie? Nie mam pojęcia. Zawsze ją tak u niej nazywałem. Bo była delikatna niczym skórka brzoskwini, wiem, bo jej policzki, czoło i nos były trzema miejscami gdzie zawsze dawałem jej delikatny pocałunek. Usta, zazwyczaj malinowe. Gdy je nawilżała, zawsze miały taki kolor. Kiedy było wręcz przeciwnie, miały kolor jasnego różu. Lubiła przegryzać wargi, zazwyczaj robiła to, kiedy powiedziałem jej jakiś komplement albo mówiłem jej ile dla mnie znaczy i jak bardzo ją kocham. Nos drobny, trochę podłużny. Dzięki niemu zawsze wiedziałem kiedy jej za zimno, bo wtedy jego czubek robił się czerwony. Miała kilka piegów. Na nosie i na policzkach. To dodawało jej uroku. Oczy? Nie posiadam dobrego przymiotnika na opisanie ich. Duże, niebieskie, przez które stawałem się miękki. Miały nieopisany blask, były kluczem do odgadnięcia jej uczuć w danym momencie. Długie rzęsy, który posiadała bez poprawiania ich tuszem, tylko podkreślały ich piękno. Włosy długie, czasem lekko pofalowane, a rzadziej zupełnie proste. Ten odcień blondu zdecydowanie podoba mi się najbardziej. Ciekawe czemu? Były gęste i grube, ale zarazem delikatne i cudowne w dotyku. Idealna w każdym calu. I nie mowa tu teraz o wyglądzie. Tylko o jej dobrym sercu, o trosce, chęci pomocy zawsze i wszędzie, o poświęceniu... Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność. Gdzie sens? Skoro może ona umrzeć? Gdzie jest sens tego wszystkiego, tej całej walki?
Jest. Kocham ją, i jeśli będę musiał za nią umrzeć, nie zawaham się ani na sekundę.
*
Właśnie stałam nad jakimś śmierciożercą z długą brodą, jasną karnacją, licznymi bliznami na twarzy i ciemnymi oczami, które patrzyły się na mnie przestraszonym wzrokiem. Zmrużyłam oczy i przekrzywiłam głowę lekko w lewą stronę, zastanawiając się, jakie zaklęcie na niego użyć. Po chwili, wpadłam na takie, dzięki któremu nikt się nie dowie o tym co tu się wydarzyło.
- Obliviate - szepnęłam w jego stronę. W kilka sekund jego oczy stały się mętne i bez wyrazu. Cofnęłam wcześniejsze zaklęcie, a on już nieoszołomiony, po prostu wstał i deportował się stąd. Kazałam mu pamiętać tylko to, że siedział w tym domku, nigdy nikogo się nie doczekał i wrócił. Lecz ja też nie mogę tu zostać, zbyt wielkie ryzyko. Lena podbiegła do mnie i objęła moją lewą nogę, i przestraszona, mocno ją ścisnęła. W końcu odetchnęłam z ulgą. Jak widać czeka mnie jeszcze wiele takich sytuacji.
*
- Myśl Zab. Kto zawsze był dobry z wróżbiarstwa? - poganiałem przyjaciela, a on wbijał sobie palce wskazujące w obie skronie, myśląc chyba, że to pobudzi jego mózg do myślenia. Próżne twe próby, przyjacielu.
- Wiem! Parvati! - Spojrzałem na niego jak na skończonego idiotę. Ona? Skąd taki pomysł?
- Zawsze miała W, z tych wszystkich śmiesznych ćwiczonek. Może jej by się zapytać? Bo Trelawney, tak średnio mamy okazję... - Jakby nie patrzeć, na razie lepszego wyjścia nie ma, a trzeba działać szybko. Nie śpię dwa dni, bo nie mogę. Może to głupota, ale to na prawdę może mieć sens. Boję się o nią i nie pozwolę na to, żeby ktoś ją skrzywdził.
- Dobra. To musimy się do niej dostać unikając przy okazji Daniela - westchnąłem ciężko, a Diabeł tylko zatarł obie ręce.
- Ja właśnie bardzo chętnie spotkam naszego przyjaciela. Jak myślisz, już wystawili te drzwi z futryny czy nadal tam są? - zaśmiał się gorzko, a ja uśmiechnąłem się przez chwile.
- Myślę, że już je wyrzucili bo nie mogli na niego patrzeć, jako rysunkową postać ze świecącym glutem w nosie - wybuchnął śmiechem, podczas gdy my, już kierowaliśmy się do naszej przemiłej koleżanki z Gryffindoru.
*
Siedziałam w bibliotece przy oknie i robiłam zadanie domowe z transmutacji. Jedyny przedmiot, który nie jest restrykcyjny, a nauczycielka po kryjomu nie dostosowuje się do nowych rządów. Bo jedynie ona jest w stanie sprawić, żeby nikt z Carrow'ów nie wszedł do jej sali. Westchnęłam ciężko, i kontynuowałam opis przemiany mebli w zwierzęta. Tak bardzo brakowało mi Melissy. Nie pisze do mnie już od miesiąca i strasznie się o nią martwię. W takich chwilach zawsze szłam na błonia, albo popatrzeć na trening Gryfonów, biorąc ze sobą jakąś książkę do poczytania. Niestety ani jedno ani drugie jest w tym momencie niemożliwe. Nikt już nie może trenować, a po siedemnastej nie można wychodzić z zamku. Kroki wybudziły mnie z zamyślenia. Przestraszyłam się, gdyż były one ciężkie i szybkie. Nie wiedziałam, czy uciekać, czy siedzieć w miejscu z nadzieją, że nikt mnie nie zauważy.
- Słoneczko! - Od razu polepszył mi się humor, a na mojej twarzy zagościł uśmiech. To Zabini! Wychylił się zza regału uśmiechnięty od ucha do ucha, razem z Malfoy'em, który jak widać, nie miał dziś humoru. Do tego miał podkrążone oczy i wyglądał jakby nie zmrużył oka już bardzo długi czas. Wstałam i podbiegłam by przytulić Blaise'a. On ścisnął mnie mocno i szepnął do ucha:
- Nadal ci ktoś dokucza? - pokręciłam przecząco głową, a on pocałował mnie w czoło i spojrzał mi w oczy.
- To dobrze. Słonko, musisz nam pomóc.
- Coś się stało? - Teraz spojrzałam się w stronę blondyna, który od razu przeniósł wzrok gdzieś indziej.
- Powiedz nam tylko gdzie możemy znaleźć Parvati. - Nie ukrywam, dosyć zdziwiło mnie ich żądanie. Co oni mogą od niej chcieć?
- Okej, poczekajcie - wyciągnęłam z kieszeni fałszywego Galeona, którym zazwyczaj się porozumiewaliśmy i obróciłam go dwa razy w ręce. Na jego reszce pojawiły się podświetlone pierwsze litery nazwisk członków Zakonu Feniksa. Od razu dotknęłam podświetlonej na czerwono litery "P".
- Jaki bajer! - krzyknął brunet, a Draco patrzył się na mnie ze zmarszczonym czołem.
- Tak się wzywamy, kiedy czegoś pilnie potrzebujemy - powiedziałam, chowając Galeona do kieszeni. Nawet nie czekaliśmy długo, a przestraszona Parvati wbiegła do bibliotego sapiąc ciężko.
- Na Merlina! Sprowadziłaś mnie tu dla Ślizgonów? - zapytała zdziwiona, wyrównując oddech.
- Musisz nam pomóc - odrzekł Zab, a ona zaśmiała się krótko.
- Podaj mi jeden sensowny powód dlaczego miałabym to robić - odparła kpiąco, zakładając ręce na piersi.
- Jak myślisz, kto był na tyle genialny, by narysować naszego super-przystojnego Prefekta Naczelnego niezmywalnym sprejem ze sklepu Weasley'ów? - Patil wytrzeszczyła na niego oczy otwierając lekko usta. Chwilę potem od razu doprowadziła się do porządku i zmieniła do nich nastawienie.
- Słucham więc?
*
- Co robisz? - odezwała się do mnie znad biurka, przynosząc mi herbatę, której zapach poczułem od razu. Cytryna i mięta. Bardzo dobrze mnie zna. Wpatrywała się w to jak przeglądałem książki w poszukiwaniach klucza do rozwiązania sytuacji.
- Szukam - odparłem mimochodem, kontynuując pracę. Niestety, ale nie za bardzo mam teraz dla niej czas. Westchnęła cicho, odwróciła się i skierowała się z powrotem w kierunku drzwi, ze spuszczoną głową. Wtedy do mnie dotarło co zrobiłem. Wstałem z krzesła jak oparzony, szybko do niej podszedłem i obróciłem w moją stronę. Popatrzyła na mnie zdziwiona, a ja natychmiast połączyłem nasze usta w długim pocałunku. Kiedy zakończyliśmy ten uroczy gest, ona wtuliła się w mój tors.
- To co robisz? - spytała, oplatając ręce wokół moich pleców. Co prawda, muszę ją utrzymywać w nadziei, że na prawdę ją kocham i robić te wszystkie słodkie rzeczy, aby nie wzbudzić jej podejrzeń, ale chyba nie muszę się jej spowiadać, prawda?
- Nic co by musiało zaprzątać twoją słodką główkę. - Dostała buziaka w policzek, a ja wróciłem do pracy. Zachichotała i zamknęła za sobą drzwi. Ech, jakie to naiwne. Aż mi jej czasem szkoda. Jednak, jest mi potrzebna, więc nie mogę jej na razie lekceważyć. Sprawianie wrażenia kochanego chłopaka wcale nie jest takie trudne. Szczególnie, jeśli trafisz na niezbyt inteligentną dziewczynę. Cóż, nie mogę się obwiniać za jej brak w charakterze, prawda? Zamknąłem księgę i wypuściłem głośno powietrze z płuc. Najchętniej poprosiłbym kogoś, żeby zrobił to za mnie, ale mój plan, to cały sukces móc zawdzięczać tylko sobie. Wszystko inne przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, kiedy w końcu mam szansę zaistnieć.
Zaistnieć w oczach Czarnego Pana.
Usprawiedliwienie? Brak weny. Nawet nie wiem jak mam was przepraszać, moje kochane... Będę się starać pisać jak najczęściej, ale też nie mogę pisać na siłę bo nic by z tego dobrego nie wynikło. Ktoś tu jest jeszcze? Mam nadzieje :(
Kto się domyślił o kim mowa w ostatniej części rozdziału, temu Kremowe Piwo!
CZYTASZ
Isolated
Fanfiction*druga część fanfiction "Sunflower"* Czasami czekam, wpatruję się w szybę. Rozglądam się, szukam wzrokiem. Czego? Ciebie. To naiwne? Nic poza naiwnością i nadzieją mi nie pozostało, skarbie.