Rozdział XX

12.4K 650 559
                                    

Spojrzałem na nią, ale nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Stała przede mną, ona, właśnie ona. Jej rozpuszczone blond włosy opadały na ramiona, lecz widać było zaniedbanie. Ubrania, nieschludne, trochę brudne, pogniecione. Ona sama? Przepiękna. Mimo szramy na policzku, mimo worów pod oczami. Oczy miały wciąż ten sam blask, ten sam wyraz. Wpatrywałem się w nią jak w obrazek. Kiedy ochłonąłem, rzuciłem się jej na szyję. Tęskniłem, Melissa.

- Hej, wilczku - mruknęła, kiedy obejmowałem ją najmocniej jak tylko potrafiłem. Na razie nie zadawałem żadnych pytań, choć miałem ich całą masę. Liczy się tylko to, że widzę ją po tylu miesiącach tęsknoty. Przyzwyczaiłem się do jej obecności. Nie da się ukryć, po prostu się przywiązałem.

- Wallace! Mów do mnie, bo się boję, że coś jest nie tak! - zaśmiała się, a ja dosłownie "odkleiłem się "od niej, znów wpatrując się w jej oczy, które teraz były pełne radości. Takie najbardziej je lubiłem. 

- Jak się tu znalazłaś? Czemu tu jesteś? Musisz mi wszystko opowiedzieć! - żachnąłem się będąc całkiem podekscytowany. 

- Stęskniłam się za tobą! - Serce zabiło mi kilka razy szybciej. Nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu. Nie spodziewałem się czegoś takiego z jej strony.

- To tym bardziej się cieszę, że cię widzę - powiedziałem, a ona nagle posmutniała. Zrobiłem coś nie tak? 

- Co się stało? - smutne oczy zamieniły się w te bez wyrazu. To dla mnie coś nowego... Z jej oczu można było wyczytać emocje, to właśnie było w nich magiczne. A teraz? Nie widziałem nic.

- Mam problem, a ty musisz mi pomóc.

*

Przechadzałam się po ulicy Pokątnej, która od jakiegoś czasu była strasznie zapuszczona. Ciocia Bella wspominała mi o tym, że przenieśli ją w inne miejsce, w takie, którego nie znajdzie żaden mugol. Podobno jakiś się dostał do środka. Ciekawe jak to zrobił? Między zapuszczonymi, zniszczonymi sklepami zabitymi deskami, tylko jeden budynek zawsze ociekał radością. Sklep Weasley'ów. Teraz nawet on był zamknięty. Chciałam tam kupić coś, by rozbawić Blake'a, ostatnio chodzi taki smutny. Tak strasznie go kocham, że nie mogę na to patrzeć. Stwierdziłam, że skoro ja nie mogę tego zrobić, to może chociaż jakieś śmieszne przedmioty go rozweselą? Jednak nie miałam teraz takiej opcji, westchnęłam ciężko, i skierowałam się z powrotem ku wyjściu z Pokątnej. Mój nastrój pogorszył się w jednej chwili. Pragnęłam po prostu, żeby Blake był szczęśliwy, czy to tak wiele? Szurając nogami, z opuszczoną głową, mijałam przechodniów śpieszących się do pracy. Zaczął wiać silny wiatr, więc zapięłam mój bordowy płaszcz i skierowałam się z powrotem do domu. Nie miałam to już niestety nic innego do roboty. Trzej nastolatkowie szli w moim kierunku, a ja kojarzyłam jednego z pewnych plakatów, więc postanowiłam do niego zagadać. Miał chyba na imię Harry, ale o tym zaraz się przekonam.

- Hej! To ty jesteś tym z plakatów? - zapytałam wesoło, a trójka spojrzała po sobie i dyskretnie zaczęli wyciągać różdżki. Czemu to robią? Nie chciałam zabrzmieć groźnie, chciałam się tylko przywitać. Tym bardziej, że bardzo często widziałam te plakaty i dobrze go zapamiętałam. 

- Nie miałam na celu was przestraszyć, po prostu cię kojarzę - uśmiechnęłam się do nich promiennie mając nadzieję, że zrozumieją, że nie mam wobec nich wrogich zamiarów.

- Czekaj, kim jesteś? - zapytała brunetka, bardzo podejrzanie na mnie patrząc. Nie rozumiem, co zrobiłam źle?

- Nazywam się Amanda Lestrange - wyciągnęłam rękę w ich stronę, ale nikt jej nie przyjął. Na prawdę nie wiem, czym sobie zasłużyłam, żeby aż tak nie darzyli mnie zaufaniem? Brunetka pociągnęła mnie za rękaw, i weszliśmy w czwórkę, w jakąś ciemną uliczkę, przez którą nikt nie przechodził. Trochę się przestraszyłam.

IsolatedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz