Rozdział XXVIII

9.2K 561 297
                                    

Ona sama. Piękna.

Czy widziała mnie? Nie mam pojęcia. Ważne, że ja mogłem patrzeć na nią. Ukrywała się między budynkami, rozglądając się za śmierciożercami. Gdyby tylko wiedziała, że jednym śmierciożercą tutaj, jestem właśnie ja. Założyła kosmyk włosów za ucho. Obejrzała się za siebie i pobiegła ku nasepnemu budynkowi. Gdzie tak pędzisz? Ja niezauważony, dalej podążałem jej śladem. Biorąc dziś wartę w Hogsmeade zrobiłem najlepszą rzecz w moim życiu.

Czyżbym nie musiał być teraz z moją dziewczyną, Amandą? Oczywiście, że powinienem. Jednak, niepokojąco zacząłem odczuwać pragnienie bycia blisko tej zadziornej blondynki, która jeszcze parę godzin temu rzuciła na mnie Drętwotę. Ironicznie, aczkolwiek sprawiało to, że pragnąłem jej jeszcze bardziej. To, jak mnie odrzucała, sprawiało, że jeszcze bardziej chciałem znaleźć się tuż przy niej. Spoglądając na jej poczynania, uśmiechnąłem się do siebie. To jak grać w otwarte karty ze ślepym. Wiesz, że i trak wygrasz. Jedno moje skinienie palcem, a mogłaby znowu być w mojej pułapce. Ale trochę się pobawię. 

Nie martw się kochanie. Jeszcze do ciebie wrócę.

*

Usłyszałam charakterystyczne pyknięcie gdzieś w okolicy. Poczułam jak moje nogi robią sie jak z waty ze strachu i pokierowałam sie do zamku. Na Merlina, błagam, boy mnie nie zauważył. Założyłam na głowę kaptur i pędem pobiegłam do Hogwartu. Mojego domu. Po chwili biegu, poczułam kolkę, jednak nie dawałam za wygraną. Kwestia sekund i mogę znowu być pojmana. Siedzenie w lochu, to jedna z gorszych rzeczy, których doświadczyłam w życiu. Cudem stamtąd uciekłam w całości. Serce waliło mi jak szalone, ale wiedziałam, że to moja jedyna szansa. Miałam pełno obaw, strachu i czarnych scenariuszy. Nawet nie wiedziałam, czy w ogóle uda mi się gdzieś uchować przez chociażby chwilę. Pokój życzeń, to była moja jedyna alternatywa. Nawet nie chciałam myśleć, co się stanie, jak ktoś na patrolu się na mnie natknie. Oddychało mi się coraz ciężej, ale kiedy w końcu przekroczyłam próg budynku, zaczęłam przegryzać wargi. Mało było sytuacji, w których miałam tyle samo strachu w sobie, co teraz. Stawiając kroki jak najciszej mogłam, wchodziłam po schodach szkoły. Z jednej strony czułam przerażenie, a z drugiej niewiarygodną ulgę. Schodek po schodku, wspinałam się piętro po piętrze. 

- Zaraz, zaraz... Melissa?! - zawołał ktoś, a ja odwróciłam się automatycznie za siebie. Opuściłam ramiona, czując ulgę. To tylko Luna. Przyłożyłam palec do ust, a ona pokiwała znacząco głową. Dorównała mi kroku i wzięła za rękę, prowadząc w nie wiadomo jakim kierunku. Ufając jej na tyle, podążyłam za nią. Już po minucie domyśliłam się, że prowadzi mnie do Pokoju Życzeń. Po długiej rozmowie na temat tego gdzie się podziewałam, zacieśniła mocno splot naszych dłoni, dając mi tym niewiarygodną ilość wsparcia i zrozumienia. Kiedy znalazłyśmy się przed Pokojem Życzeń, Krukonka zamknęła oczy, skupiając sie na chwilę. Drzwi, otworzyły się przed nami, a my wkroczyłyśmy tam.

*

- Myślisz, że to zadziała? - spytał Nott Diabła, który był pochłonięty pracą. Machnął tylko na niego ręką i dokańczał dzieło. Nie mogłem czasem już powstrzymać, ale dalej czuwałem przy drzwiach, by sprawdzić czy nikt nie idzie. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić co on zrobi, jak to zobaczy. Z daleka to wyglądało o wiele bardziej imponująco. Jednak, nie mogę narzekać, dostanie za swoje. Szczerze mówiąc lepiej bym tego nie wymyślił.

Pośrodku Wielkiej Sali, przewieszony przez całą jej szerokość, baner z napisem: "Snape to mój sugar daddy ~ Daniel McDonald". Przyznam szczerze, nie spodziewałem się, że aż tak imponujący efekt z tego wyjdzie. Mimo, iż jest to mocne, ja miałem niedosyt. Załatwię też sprawy po swojemu, żeby ten gnój wiedział, gdzie jego miejsce. Jedynie przy mojej lewej nodze.

Zauważyłem jakąś pierwszoroczną. Kiedy zobaczyła mnie, spłonęła rumieńcem i uciekła momentalnie. Coś mi tu nie pasowało. Krzyknęła przez krótką chwilę, ale ja już wiedziałem.  Puściłem się do nich pędem krzycząc:

- Jazda stąd! - wrzasnąłem, a oni odskoczyli jak oparzeni. Pokierowaliśmy się do bocznego wyjścia. Musieliśmy przyspieszać, by nadgonić za Diabłem. Skubany ma niezłe tempo. Znaleźliśmy się korytarzu, ale ja dopiero mogłem być spokojny siedząc w moim Pokoju Wspólnym. Dyszałem ciężko, ale nie oglądałem się za siebie. Diabeł dotarł pierwszy i od razu wyszeptał hasło, dzięki czemu mogliśmy szybko wkroczyć do Pokoju Wspólnego i w biegu zamknąć masywne wrota za sobą.  Następnie przybiliśmy sobie troje piątkę. Dawno nie byłem tak dumny z naszej czekoladki. Aż się wzruszyłem.

- Myślicie, że po tym popełni próbę samobójczą? Bo szczerze mówiąc, skrycie na to liczę - podrapał się po głowie Theo, a Zab prychnął. 

- Mam nadzieję, że razem ze Snapem to zrobią. Łykną coś razem, tak romantycznie, rozumiecie. Trochę jak Romeo i Julia, tylko w tematycznej wersji - zaśmiali się oboje, a ja dostrzegłem samolocik papierowy, który usilnie próbował dostać się do środka. Spojrzałem po nich, a oni tylko wzruszyli ramionami. Zmarszczyłem czoło i podszedłem patrząc dziwnie na zwitek papieru. Kiedy wleciał do środka, zatrzymał się w powietrzu przede mną. Przełknąłem ślinę i utknąłem w nim swój wzrok. Rozłożył się i wyprostował wszystkie swoje zagięcia, prezentując wyrwany z zeszytu zwitek pergaminu z napisem: 

Siódme piętro.

Nie wiedziałem co mnie tam czeka. Ale nie czekając na reakcję chłopaków, po prostu pokierowałem się w tamtą stronę. Miałem dziwne przeczucie, że muszę tam być za dosłownie parę minut, a było to trudne, do przejścia prosto z lochów. Poszedłem naokoło, ponieważ usłyszałem hałas we Wielkiej Sali. Uśmiechnąłem się do siebie z tryumfem, jednak nie zapominałem o moim celu. Domyślałem się co mnie tam czekało. Pewnie Snape, ale ktoś inny, która ma mi do przekazania jakąś informację. Szczerze mówiąc, miałem ich wszystkich po dziurki w nosie. Gdybym za każdym razem tlenił swoje włosy bardziej, kiedy ktoś mi się narzuca, nie miałbym ich już. Uległyby totalnemu zniszczeniu już dawno temu. Poprawiłem je na samą myśl o tym i wspiąłem się na ostatni stopień schodów. 

Pewnym krokiem przechodziłem przez szeroki korytarz siódmego piętra. Panował znaczny półmrok. Przełknąłem ślinę, gdyż tak naprawdę nie domyślałem sie nawet co mnie czeka, gdy nie zobaczyłem nigdzie Snape'a. 

Przeszła zza rogu, idąc następnie na wprost mnie. Przeźroczysta twarz, lekko rumiane policzki. Jasna cera, jednak zauważyłem rany na twarzy. Koszulka w serek, lekko opinała się na jej piersiach i eksponowała wcięcie w talii. Spodnie z wysokim stanem idealnie prezentowały jej nogi, na które tak uwielbiałem patrzeć. Machnęła długimi blond włosami i nareszcie pokazała swoją twarz w całej okazałości. Wyraz jej twarzy był niebywale smutny, jednak gdy zobaczyła mnie z naprzeciwka, rozchyliła usta w zdziwieniu, a następnie zasłoniła je dłonią.

Serce zaczęło mi skakać z radości po całej klatce piersiowej. Mam nadzieję, że zaraz właśnie ono ucieknie mi przez gardło, jamę ustną i pobiegnie prosto do Melissy. Bo właśnie ja w tym momencie chciałem to zrobić. Po prostu trzymać ja w ramionach. Używała chyba w legilimecji, ponieważ zaczęła biec w moją stronę. 

Moja Melissa. 

Tylko moja.

Obiecuję, że już nikt i nic tego nie zmieni.


przepraszam, za długą przerwę. 

IsolatedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz