Tik, tak.
Tik, tak.
Zaraz mnie trafi szlag.
- Więc... Uważam, że to na prawdę dobry pomysł! Rozumiesz to? Cała sala w bombkach, wielkie lampiony! Na środku oczywiście ogromna choinka! Potem,wszystkie skrzaty przebiorą się...
Ona gadała sama do siebie. Nie wiem dlaczego, ale tak, rozmawiała sama ze sobą. Bo jedyne co ode mnie otrzymywała to "Yhym, tak".
- Blake? - Podniosłem głowę i spojrzałem na nią z uśmiechem.
- Tak, słońce? - Czasem niestety musiałem udawać, że słucham.
- Spotkałam ostatnio miłych ludzi... - Amanda nigdy nie wiedziała kiedy przestać gadać. To chyba jedna z jej wielu ciężkich wad - A ten jeden miał bliznę na czole, był na prawdę... - Zamarłem automatycznie. Bliznę na czole?
- Co powiedziałaś? - wstałem z fotel patrząc się w jej kierunku. Zmarszczyła czoło patrząc na mnie.
- Nooo, jeden miał bliznę na czole. W kształcie błyskawicy.
Moja piękna, i jakże głupia dziewczyna pierwszy raz się na coś przyda. Spoglądała na mnie tępym wzrokiem, nie wiedząc jeszcze, że wkopie tych "miłych przechodniów", których tak ostatnio polubiła. Niech ktoś mi powie, że posiadanie dziewczyny z inteligencją błotnego żółwia nie jest przydatne?
*
Pogwizdywałem wesoło, przechodząc się po korytarzach. Dobra jest czasem należeć do tej kompletnie pustej i plugawej społeczności śmierciożerców. Dosłownie wszystko mi wolno. Przykładów jest mnóstwo, ale najlepsze i tak są podczas lekcji z Alceto.
- Proszę pani, a to prawda, że jest pani w kazirodczym związku ze swoim bratem? - Każdy już skończyłby na stryczku. Ja? Z powodu stanowiska mojej matki usłyszałem tylko ciche "Nie." .
Pilnowanie Rachel, też ma swoje plusy. Przykład? Jesteśmy razem. Tak już jakby oficjalnie. Od tego czasu, ma spokój na lekcjach. Nikt nawet nie waży się na nią pisnąć. Ona codziennie mi za to dziękuje, choć nie ma za co. Powiedzmy sobie szczerze, to wszystko przez mój urok.
- Zabini! - głos Notta rozpoznam dosłownie wszędzie. Szczególnie na kolacji, kiedy zawsze mnie prosi, żebym mu podał puree. Grubas.
- Czego? - spytałem nawet się nie odwracając i dalej idąc. Znowu pewnie chce mi się zwierzać z pikantnych szczegółów ze związku jego i tą Winters. Od kiedy już przestała być nam przydatna, nie bardzo obchodzi mnie jej los. Niech macha sobie swoimi rudymi włosami gdzie indziej.
- Blaise, matole! - Teraz już musiałem się odwrócić. Przystałem i rozłożyłem ręce.
- No co?! Znowu zrobiła ci malinę i nie wiesz jak się jej pozbyć?! - krzyknąłem z pretensją w głosie. Zawsze mnie zajmuje jakimiś totalnymi pierdołami, ale teraz, wcale tak nie wyglądał.
- Nie! Podobno Malfoy ma dziś RANDKĘ! - Zazwyczaj nie mówiłem do Notta: "Jesteś totalnym cymbałem", albo "Błagam cię, niech pani Pomfrey sprawdzi czy twój mózg nadal jest w tym samym miejscu", choć kilka razy na prawdę bardzo chciałem. Ale teraz, było to konieczne.
- Walnij się w łeb pajacu. Z kim by miał iść? Ze starą kotką Filcha? - zadrwiłem z niego, ale on nadal miał tę samą kamienną twarz. Zaczynałem poważnie się zastanawiać.
- Nie! Z tą nową! Natalie! - żachnął się, a ja tylko machnąłem ręką.
- Z tą szlorą? Weź, idź lepiej szydełkować, czy coś. Mózg ci się chyba znowu przegrzał - Pokierowałem się z powrotem na przód, nie za bardzo przejmując się jego słowami. Theo często bredzi. Ma to we krwi, jego matka też mówiła do mnie różne głupoty. Dlatego nigdy jej nie słuchałem, tylko się uśmiechałem. Jakoś nie zauważyła, że mam ją totalnie gdzieś.
CZYTASZ
Isolated
Fanfiction*druga część fanfiction "Sunflower"* Czasami czekam, wpatruję się w szybę. Rozglądam się, szukam wzrokiem. Czego? Ciebie. To naiwne? Nic poza naiwnością i nadzieją mi nie pozostało, skarbie.