Aż sam musiałem to zobaczyć. Karykatura Daniela pięknie prezentowała się na drzwiach. Filch nie poddawał się i zaparcie szorował je gąbką. Wokół niego zebrało się sporo uczniów śmiejących się i z jego poczynań i z samego dzieła Blaise'a. Jestem z niego dumny jak z syna, którego nigdy nie miałem. A te świecące gluty w nosie... Toż to poezja!
- CZEGO TU STOICIE?! - wrzasnął McDonald przykładając sobie różdżkę do gardła, przez co zwiększył głośność swojego krzyku. Jest i nasze brzydkie kaczątko! Uczniowie rozchodzili się powoli, nadal nie mogąc opanować się od śmiechu. Stałem na trzecim stopniu schodów, opierając się o ścianę i z lekką kpiną przypatrywałem się mu, jak wypytuje woźnego o to, czy coś w końcu schodzi z powierzchni drzwi. Powiedziałbym mu, że może to dostać tylko u Weasley'ów, ale...
Eee, nie, w życiu bym nie powiedział.
W końcu mnie dostrzegł i z sztucznym uśmiechem wymalowanym na twarzy kierował się ku mnie szybkim krokiem.
- Kto mógł zrobić coś tak... Nieetycznego i nie na miejscu? Przecież to skandal! - Ton zatroskanego wyszedł mi świetnie, a dzięki temu sztuczność na jego twarzy przemieniła się w złość. Uuu, zaraz wysunie nam pazurki? Czy może następny glut wycieknie mu z nosa?
- Wiem, że to ty. Nawet nie próbuj mi wmawiać, że tak nie jest. - Jego głos trochę drżał, ale nie zapomniał przy chwili słabości, błysnąć mi odznaką Prefekta Naczelnego. Nie mam pojęcia co to miało na celu, ale na pewno nie przyniosło takich skutków, jakie chciał. Wręcz przeciwnie, zachciało mi się śmiać.
- Mam lepsze sprawy do roboty, niż rysować twój bardzo podobny portret na murach Hogwartu. Ja się nie mszczę w ten sposób. Zazwyczaj wpadam na lepsze i... dotkliwsze pomysły. - Strach na jego twarzy tylko dodał mi skrzydeł. Jest najgorszym tchórzem jakiego do tej pory udało mi się spotkać. Nawet Wiewiór potrafił mi się postawić.
- Miłego dnia - mrugnąłem do niego, odwróciłem się na pięcie i odszedłem stamtąd pozostawiając za sobą nutę strachu, niedowierzania i niepewności. Biedny Danielek. Polecę mu dobrą czarownicę, która wyciśnie mu te ropniaki. Może to przez te kompleksy, ma takie głupie pomysły? W każdym razie rysunek Zabiniego, nawet w połowie nie oddaje tego, w jaki sposób odpłacę mu się piękny za nadobne. Pożałuje, że kiedykolwiek ważył się ze mną zadrzeć.
*
Wiedziałam, że coś tu jest nie tak. Lena też musiała to przeczuwać, gdyż niespokojnie wierciła się na kanapie.
- Teleportuj się stąd - szepnęłam w jej stronę, ona z przerażeniem w jej wielkich oczach, spojrzała na mnie.
- A panienka?
- Zawołam cię jak już będzie po wszystkim - zwróciłam się do niej po cicho. Kiwnęła głową ze smutkiem i teleportowała się z przyciemnionego salonu. Wiem jedno.
To na pewno nie jest Cassandra Miller.
Wątpię, że mieszkałaby tu sama, bez jakichkolwiek zabezpieczeń dla obcych. Panuje tu brud, wszędzie jest pełno kurzu, a wszystkie szafki, do których udało mi się zajrzeć, są puste. Poszła zaparzyć herbatę, ale ja trzymałam różdżkę w pogotowiu. Coś ewidentnie było tu nie tak. Spodziewałam się, że jest to jakiś szmalcownik, albo śmierciożerca przebrany za nią. Moje nazwisko widnieje na liście poszukiwanych uczniów. Stąd mnie znała. Kiedy weszła z tacą z herbatą, wiedziałam, że to jakiś plan. Na pewno dolała do niej Veritaserum. Ale czemu by nie zagrać w jej grę?
Postawiła przede mną filiżankę i wrzuciła tam kostkę cukru. Z uśmiechem kiwnęłam głową w podziękowaniu i zaczęłam mieszać łyżeczką w herbacie. Jakież to nieprofesjonalne. Widać, że kolor herbaty jest nienaturalny. Kogo oni wysłali do załapania mnie? Jakiegoś przypadkowego półgłówka? Nawet Crabbe i Goyle rozegrali by to o wiele lepiej. Udałam, że upijam łyk i odstawiłam herbatę na stoliku. "Cassandra" posłała mi promienny uśmiech. No i teraz się zacznie.
CZYTASZ
Isolated
Fanfiction*druga część fanfiction "Sunflower"* Czasami czekam, wpatruję się w szybę. Rozglądam się, szukam wzrokiem. Czego? Ciebie. To naiwne? Nic poza naiwnością i nadzieją mi nie pozostało, skarbie.