Rozdział 4

73 11 2
                                    

@Calum5SOS moje życie oficjalnie się skończyło

@Ashton5SOS luke zwrócił kanapkę?

@Luke5SOS w takim razie w spadku biorę twoje bokserki w tukany

@Luke5SOS ej!

@Calum5SOS nie, wziął tabletkę

@Calum5SOS bierz śmiało, w drugim świecie mi się nie przydadzą

@Calum5SOS żegnajcie

@Calum5SOS mike? ash? nic nie powiecie?

@Ashton5SOS nie jęcz tak głośno

@Michael5SOS nie jest tak źle, żeby od razu schodzić z tego świata

@Calum5SOS jest jeszcze gorzej!

***

-Mhm, Hood- powtórzyła, przeglądając jakieś papiery. -Czy to w czymś przeszkadza?- uniosła głowę znad biurka i spojrzała na mnie niemal znudzona moim zdziwieniem. -Zawsze mogę zamienić ci podopiecznego, to akurat nie problem, chociaż on jest zbliżony do ciebie wiekiem. Mogłabyś ewentualnie pomóc niejakiemu Irwinowi, ale jest trochę starszy.

-Nie, nie trzeba nikogo zmieniać. Mam tylko jedno pytanie. To prawdziwy Calum Hood?- jeszcze raz zapytałam, bo nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie mi powiedziała.

-Zgadza się, pan Calum Hood. Powiem krótko. Panno Leighton, zgadza się pani?- odparła, a ja nadal nie wierzyłam w swoje szczęście. W końcu to nie zdarza się codziennie! Powinnam sprawdzić, czy z nadmiaru radości nie paruje mi głowa, za dużo emocji i mój mózg może wysiąść.

-Tak. Tak! Dziękuję, pani dyrektor!- przytaknęłam trochę zbyt głośno, ale przy moim poziomie ekscytacji nie dbałam o pokerową twarz. Taka sytuacja zdarza się chyba rzadziej, niż fanfiction bez wątku miłosnego!

-Jest w gabinecie pani sekretarki i Maybel... bądź miła, ja wiem, że to może nie jest twoja mocna strona, ale postaraj się, tu chodzi o reputację szkoły- błagalny wzrok kobiety skupił się na mojej twarzy.

-Proszę pani, to jest mój przyszły mąż! To ojciec moich przyszłych, wyimaginowanych dzieci!- zaoponowałam z radością, nawet nie zastanawiając się, co sobie o mnie pomyśli. Nie powinnam mówić tego na głos.

-Jeśli odbiera to pani jako coś pozytywnego, jest mi bardzo miło. Tylko proszę o przyzwoite zachowanie- kobieta wyglądała, jakby właśnie spadł jej kamień z serca. Tak, muszę przyznać, że zazwyczaj łatwo nie godzę się z jej pomysłami, miała powody do obaw. Szybko się pożegnałam i udałam do pożądanego pokoju.

Kiedy już się tam znalazłam, cóż... dostałam zawału, jak wcześniej ujęła to jedna z moich znajomych. Siedział tam, wyglądał jak uosobienie piękności i bóg seksu. Nie oceniajcie mnie, jestem tylko zdesperowaną fanką!

-Calum- chłopak leniwie wstał i wystawił rękę w moją stronę. W tym powitaniu był jakiś chłód, ale uznałam, że tylko mi się wydawało. W końcu od nadmiaru emocji mogę mieć jakieś przywidzenia.

-Maybel, jak ci się u nas podoba?- uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie. Właśnie rozmawiam ze swoim ukochanym. Marzenia chyba jednak się spełniają.

-Zadupie. Macie tu w ogóle WiFi?- skrzywił się na samo wspomnienie o tym miejscu, które ja od urodzenia nazywam domem. Coraz bardziej mi się to nie podobało. Pomimo tego, że sami często nazywaliśmy tak to miasto, poczułam się dziwnie urażona.

-Mamy. Oczywiście, że mamy. Pewnie chcesz się tu trochę rozejrzeć... Może cię oprowadzić, pokazać szkołę?- dobra mina do złej gry i jakoś udało mi się nie rzucić zgryźliwego komentarza, sukces!

-Na razie możesz zanieść to do mojej garderoby, kotku, nie mam ochoty taszczyć wszędzie tego cholernego papieru, który nadaje się tylko do recyklingu- znudzony głos rozniósł się po gabinecie, a mnie zatkało. To nie był mój szczeniaczkowaty niezdara. To był... inny człowiek. Przez całe to zamieszanie nawet zapomniałam o pobiciu go, za nazwanie mnie kotkiem!

-Ale my tu mamy tylko szafki- wydukałam, wciąż nie mogąc pogodzić się z tym, co się wokół mnie działo. Jeszcze nie czas na agresję, Leighton, jeszcze nie czas.

-To zrób mi kawę i schowaj ten plecak- polecił, usiadł na jednym z krzeseł ze zniesmaczoną miną i włączył telefon. Stałam przed nim jak słup i po prostu nie mogłam się ruszyć. Kiedy po jakimś czasie zauważył, że nic nie zrobiłam podniósł na mnie ciemne oczy, które niecałe dziesięć minut temu wielbiłam i zmarszczył nos. -Nie bardzo rozumiem, dlaczego wciąż tu jesteś- stwierdził obojętnym tonem, taksując mnie spojrzeniem. Chyba to, co zobaczył mu się nie spodobało, bo grymas na idealnej twarzy się pogłębił. Przepraszam bardzo, że nie wyglądam jak pieprzona modelka, tylko jak nastolatka z przedmieścia! Zresztą nigdy aniołkiem Victoria's Secret nie zostanę!

-Nie, to ty mnie nie zrozumiałeś. Chodzi o to, że...- znów nie dał mi dokończyć. Usilnie próbowałam wrócić do mojego poprzedniego wyobrażenia idealnego, cudownego i naprawdę miłego chłopaka, który gra na basie, ale nie było to już takie proste, jak przed poznaniem go.

-Ach tak, fanka! Chcesz zdjęcie? Skoro musimy- westchnął teatralne i podniósł się z siedzenia. Coś we mnie zawrzało. Robił łaskę, że tu był.

-Taki pieprzony tłumok jak ty nigdy nie powinien mieć fanek- warknęłam pod nosem i po prostu odwróciłam się na pięcie i zaczęłam odchodzić. Ot tak. On może być chamem, to ja też!

-Miranda? Kurwa... Madelaine? Margaret!?- zawołał, a mnie nie spodobał się ten władczy ton, gdy mylił moje imię. -Maybel!- wrzasnął z triumfem, gdy powiedział poprawnie.
-Halo! Nie słyszysz, co do ciebie mówię? Pierdolone zadupie! Miałaś mi pomagać do cholery! Przez bycie wredną suką nikomu się nie przypodobasz!- wydarł się, a ja spokojnym krokiem ruszyłam do swojej szafki. W końcu na dzisiaj to już koniec lekcji, musiałam zostać dłużej przez tę całą sprawę z przyjazdem chłopaków. Dziwnym trafem nagle przestałam uważać ich za bogów, powoli nawet trochę przestawałam lubić. Kiedy poczułam uścisk ma nadgarstku trochę się wkurzyłam. Ten gwiazdorzący młot nie będzie mi mówił, co mam robić.

-Głupi dupku, jeśli myślisz, że jesteś ode mnie lepszy to się grubo mylisz!- syknęłam, ale po chwili przestałam, gdyż mój wzrok zatrzymał się na czerwonych kosmykach. Niemal od razu głos ugrzązł mi w gardle, gdy zdałam sobie sprawę na kogo się właśnie darłam.

-Maybel? Wiem, że nie jesteś moją parą, ale zgubiłem Alice i nie bardzo wiem, kto mógłby mi pomóc.
Cóż... lepszego wyglądu od ciebie nie mam na pewno, inteligencja też u mnie podupada, więc nie wiem, skąd ten wniosek, ale chciałbym prosić o przysługę- uśmiechnął się czarująco, a we mnie coś drgnęło. On nie był taki jak Calum.

-Przepraszam, myślałam, że to ktoś inny, matko... Michael Clifford... nie wierzę, że tu jesteś- wymamrotałam patrząc na niego z niedowierzaniem. Wyglądał tak samo dobrze, jak na zdjęciach.

-Jeśli mam być szczery, to ja też nie planowałem takich wakacji, ale miło mi cię poznać. Kto cię tak zdenerwował?

Lupus || Calum HoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz