Rozdział 10

68 6 1
                                    

@Ashton5SOS powinniśmy zrobić jakąś naradę

@Luke5SOS masz rację, może uda nam się stąd wyrwać

@Michael5SOS jestem punk-rockowcem, mogę robić co chcę

@Luke5SOS nie po to zakładałem zespół, żeby nadal chodzić do szkoły

@Michael5SOS edukacjo, pieprz się

@Luke5SOS wyjątkowo się zgadzam!

***

Lubiłam ciszę, kiedy zapadał zmrok. Może to dziwne, ale zawsze dobrze czułam się w ciemności, przestawałam się denerwować. Nie wiedziałam, co czeka za rogiem, ale tak było dobrze. Nie bałam się, wręcz przeciwnie, byłam spokojniejsza, niż przy świetle. Nawet towarzystwo Hooda nie zepsuło mi radości z przebywania w nieoświetlonym miejscu.

Było nawet miło, po prostu szliśmy przed siebie i gadaliśmy o rzeczach bardziej lub mniej istotnych.
Na szczęście Calum przestał wypytywać o moją nagłą chęć ucieczki, bo właściwie to nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć.
Nie potrafiłam racjonalnie wytłumaczyć więzi, która powoli zaczynała się między nami tworzyć i powoli zaczynało mnie to irytować. Nie lubiłam go. Po prostu. Ale czułam, że coś jest nie tak, że nasza relacja wróg-wróg nie jest już taka, jak na początku.

-Nie myślałaś nigdy o wyjeździe?- chłopak spojrzał na mnie, gdy znaleźliśmy się w świetle latarni. Sądziłam, że kiedyś poruszy ten temat. Dla niego to piekło na ziemi, to normalne, że dziwi się, że chcę tu żyć.

-Chciałam, ale nie mam pieniędzy na mieszkanie i ogólnie... utrzymanie- wyjaśniłam, niechętnie dzieląc się swoimi problemami. Życie w większym mieście od zawsze mi się podobało, jednak brak środków finansowych wystarczająco dobrze odwiódł mnie od tego pomysłu.

-Nie jest tu tak źle, jak na początku mi się wydawało- stwierdził i cicho zachichotał. -Nawet ty nie wydajesz się już taka straszna.

-To nie ja zachowywałam się jak nadęty dupek, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłam- próbowałam udawać obrażony ton, ale śmiech odrobinę mnie zdradzał.

-Chyba nie jestem taki beznadziejny, co?- wbił mi palec w bok, na co pacnęłam go po ręce.

-Może- odparłam wymijająco, żeby nie podwyższać jego wysokiej samooceny. -Ale i tak cię nie lubię.

-Urocza, jak zwykle- zarzucił mi rękę na ramię, ale byłam w tak dobrym humorze, że nawet nie odepchnęłam go od siebie. Pachniał lepiej, nawet od Luke'a.

-Robimy postępy!- zaśmiał się z mojej reakcji. -Już niedługo będziemy się całować, a potem kto wie, czy...

-Lepiej nie kończ, jeśli chcesz nadal mieć wszystkie kończyny na miejscu- zagroziłam, chociaż, co nietypowe wcale nie byłam zła.

-Kochasz się we mnie, już to wiem, księżniczko- wymruczał mi do ucha i złożył mały pocałunek tuż przy kąciku ust. Przez chwilę zamarłam, ale w miarę szybko oprzytomniałam i zasunęłam mu kopniaka w kostkę. Cicho zawył z bólu i złapał za bolące miejsce. Samiec alfa, ciekawe.

-Nie lubisz, jak ktoś patrzy ci w oczy?- jęknął, pocierając bolący fragment skóry. Problem w tym, że on ma zbyt... narkotyzujące tęczówki. Raz się spojrzy, potem nie można skończyć.

-Nie lubię, jak się do mnie kleisz. Krępujesz mnie- wymamrotałam, wsadzając ręce do kieszeni. Chciałam jak najszybciej zakończyć ten drażliwy dla mnie temat, ale Calum jakoś nie zamierzał przestawać.

-To chyba normalne, że chłopak i dziewczyna mogą razem...- nie słuchałam jego dalszych bzdur, bo zauważyłam w oddali coś niepokojącego.

-To chyba ludzie z aparatami- mruknęłam, uważniej przyglądając się otoczeniu.

-Niemożliwe, przecież nie wiedzą, gdzie jestem. W sumie to sam tak do końca nie jestem pewien. Albo... te dziewczyny dzisiaj robiły mi zdjęcia. Przecież one też pewnie się nimi pochwaliły- nerwowo przeczesał palcami ciemne włosy.

-Nie wiem jak ty, ale ja nie mam ochoty na bycie w jakimś brukowcu, jeszcze próbowaliby stworzyć coś między nami, a tego bym już nie przeżyła.

-Ty wiesz, pomyślałem dzisiaj o tym samym. Ale byłoby śmiesznie, gdyby nasze zdjęcie znalazło się w jakiejś gazecie z podpisem: Maybel Leighton-dziewczyna Caluma!- zarechotał ze swojej durnej wizji, a ja znowu miałam ochotę go kopnąć. Należę do fandomu ich zespołu i dobrze wiem, jak reagują na jakiekolwiek związki chłopaków. Na zwykłym "Jesteś głupia" w każdym razie by się nie skończyło. Wstyd przyznać, ale ja też czasami dawałam się ponieść, kiedy dowiadywałam się o życiu towarzyskim muzyków. Teraz to po prostu ironia życia.

-Jesteś taki zabawny, serio, ale może coś zrobimy?- warknęłam, z niepokojem zauważając grupę ludzi coraz bliżej nas.

-Najbliższe ogrodzone miejsce?- przygryzł dolną wargę, przez co przez jakiś czas moje myśli zaprzątało to, jak dobrze wyglądał nawet teraz.

-Niefortunnie to szkoła- mruknęłam z niezadowoleniem. Nie po to uciekaliśmy z lekcji, żeby po godzinie tam wracać.

-Kurwa- jęknął, równie niezadowolony, co ja. Nauczyciele są tu naprawdę surowi, jakby opuszczona godzina była końcem świata.

-Dobrze chociaż, że jesteśmy niedaleko- stwierdziłam, krzywiąc się na samą myśl o przyszłym wysiłku fizycznym. Pierwszy raz żałuję tych zwolnień z biegania w szkole.

-Leighton, nie masz kondycji?- zakpił, kiedy mniej więcej w połowie drogi zaczęłam się męczyć. Jeśli wygląda się jak cholerny sportsmen, to powinnam przewidzieć, że jednak w sporcie nie może być zły.

-Za-amkij się, bo zaraz...- powinnam zapamiętać, że groźby tracą na groźności, kiedy ledwo żyjesz i nawet nie możesz dobrze ich wypowiedzieć.

-Jesteś słodka, kiedy nie możesz mi nic zrobić- zachichotał. -Ale jak nie dajesz rady to mogę cię ponieść.

-Od kie-edy z ciebie ta-aki gentelman?- wydukałam, starając się złapać głębszy oddech.

-Dokładnie od momentu, kiedy uświadomiłem sobie, jak dobrze ci w jeansach. Chociaż powinny być trochę bardziej opięte tu i ówdzie- zaśmiał się, a ja odruchowo obciągnęłam materiał szarej bluzy. -No nie, daj mi się chociaż napatrzeć!

-Twoje niedoczekanie- gdy nareszcie stanęliśmy przed budynkiem szkoły mogłam w spokoju zacząć oddychać. Czułam się znacznie pewniej, gdy byłam zdolna do normalnego funkcjonowania.

Hood podszedł do wejścia, ale nie udało mu się wejść. Przez chwilę tarmosił metalową klamkę, by podejść do mnie z niezbyt wesołą nowiną.

-Zamknięta brama, umiesz przechodzić przez siatkę?- nie widziałam jego twarzy, ale po głosie wyczułam, że był zdenerwowany. Cudownie, ten dzień naprawdę nie może być lepszy.

-Mogę spróbować- wymamrotałam, zdając sobie sprawę, że nie będzie to prosta rzecz. Wprawdzie kiedyś, w zamierzchłych czasach całkiem dobrze radziłam sobie z tego typu przeszkodami, jednak wybrałam bardziej cywilizowane życie, więc obecnie nie ufałabym swoim umiejętnością aż tak bardzo.

-Mamy niewiele czasu, zaraz tu przybiegną, pomogę ci- zaoferował, a ja niepewnie podeszłam do ogrodzenia.

-Co my robimy...

Lupus || Calum HoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz