Rozdział 11

65 7 2
                                    

@Michael5SOS cal pal, gdzie ty jesteś?

@Luke5SOS też go szukam

@Michael5SOS @Maybemay może ty wiesz coś na temat tajemniczego zaginięcia hooda?

@Michael5SOS no tak, ciebie też nie ma

@Ashton5SOS widzę ich przez okno, chyba poszli się przejść, nie panikujmy

@Michael5SOS teraz tak się to nazywa? spacerek...

@Ashton5SOS @Calum5SOS czeka cię poważna rozmowa

@Ashton5SOS @Maybemay ciebie też musimy uświadomić w pewnych kwestiach

@Luke5SOS chcę tego posłuchać, błagam

@Michael5SOS i relacja jak było!

@Luke5SOS ooo tak!

@Michael5SOS @Maybemay @Calum5SOS żebyśmy czasem wujkami nie zostali, kochasie

@Michael5SOS chociaż w sumie to dobrej zabawy

@Luke5SOS będziemy zajebistymi wujkami

***

-Boże, Hood, jak ty to zrobiłeś? Albo raczej: dlaczego ja nie mogę tego powtórzyć?

-Gorący, wysportowany basista, tylko brać!- zaśmiał się cicho. -Wystarczy się podciągnąć i uważać, żeby się nie zakłuć. Bo trochę boli.

-Jak to zakłuć? Stało ci się coś? Pomóc ci w bandażowaniu? Calum, ten głupi śmiech tylko bardziej mnie niepokoi!- już miałam po prostu zeskoczyć z ogrodzenia bez względu na możliwe urazy.

-Pierwszy raz odezwałaś się do mnie po imieniu, piękne uczucie- w głosie słychać było rozmarzenie.

-Pierwszy i ostatni, dlaczego ten płot musi być taki ostry!?- marudziłam, gdy jakiś element wbił mi się w nogę. -To już chyba wolę tych fotografów. Chociaż nie, nie ma nic gorszego od bycia twoją dziewczyną. Nawet na niby.

-Dasz radę, jak coś to cię asekuruję- miękkim głosem zapewnił mnie po raz już chyba dziesiąty. Nadal się bałam. -No przepraszam, skąd miałem wiedzieć, że tu są kolce?

-Jak na ciebie spadnę to raczej twoje kości tego nie wytrzymają- starałam się nie warknąć, ale chyba słabo mi to wyszło.

-I tak spokojnie mogłabyś przytyć- stwierdził, a ja poczułam to specyficzne uczucie bycia obserwowanym.

-Właśnie taksujesz moje tyły?- mruknęłam i w normalnych warunkach pewnie zrobiłabym mu krzywdę, ale tym razem wszystkie kończyny zajęte były staraniami o brak upadku.

-Mówiłam ci, że nie dam rady przejść przez ten płot- marudziłam, kiedy chłopak pomagał mi zsunąć się z wysokiego ogrodzenia. Gdy jego ręka znalazła się centralnie na moim tyłku nawet nie musiałam patrzeć, żeby widzieć jego uśmiech. -Nawet się nie waż!

-Tylko pomagam- zaoponował, prawie zdejmując mnie z siatki. Niestety, niefortunnie postawiłam stopę na odstającym drucie i runęłam jak długa prosto na chłopaka. Głośno jęknęliśmy z bólu, chociaż podejrzewam, że jego bolało znacznie bardziej. W końcu do najszczuplejszych nie należałam. -Wiedziałem, że jednak cię pociągam- zaśmiał się, a ja uświadomiłam sobie, w jak dwuznacznej pozycji się znajdujemy. Możliwe, że właśnie siedzę na Hoodzie okrakiem, z jego rękami w miejscu, gdzie zdecydowanie być nie powinny. Po chwili jednak coś sprawiło, że chłopak spiął się zdecydowanie bardziej. Jedno głuche warknięcie czarnowłosego sprawiło, że z ciemności za nami wyłonił się facet.

-A państwo tu co?- gdy uważniej się przyjrzałam okazało się, że jest to chudy mężczyzna, który popatrzył na nas i wycelował kościstym palcem prosto na mnie. -Leighton, dlaczego się nie dziwię? Panie Hood, mówiąc szczerze nie spodziewałem się tu pana! Stosunek w czasie lekcji, w takim miejscu! Co się dzieje z tą młodzieżą!? Kiedyś trzeba było miłości, a teraz krzaki albo toaleta to dla was jak płatki róż!

Cholera, cholera, cholera. Wicedyrektor. Gorzej wpaść nie mogliśmy, to chyba najbardziej wredny belfer na świecie. Pomijam już fakt, że ten stary pedofil ciągle próbował się ze mną spotkać na gruncie niestety nie tylko czysto nauczycielskim i starał się zostawać ze mną sam na sam zdecydowanie zbyt często. Wstyd przyznać, ale Hood był raz świadkiem takiej sytuacji, a nawet pomógł mi się z niej wyplątać. Za jakie grzechy w tej szkole są tacy nauczyciele?

I jeszcze te teksty. Czy my naprawdę wyglądamy, jakbyśmy właśnie robili coś nieprzyzwoitego?

-On jest panem, a ja zwykłą Leighton? Nie ma to jak...- warczałam, kiedy na moich ustach poczułam wargi Caluma, które czule, ale stanowczo do mnie przywarły. Tak, przyznaję, chyba upadłabym, gdyby nie to, że przytrzymał mnie w talii.

-Kochanie, lepiej już się nie odzywaj- odsunął się i cicho wymruczał mi to w usta. Po chwili jednak przesunął się do mojego ucha. -Pamiętam, co próbował ci zrobić, współpracuj.

-Panie Hood, wciąż nie usłyszałem wyjaśnień. Panno Leighton, wydaje mi się, że powinna pani udać się wraz ze mną do gabinetu. Jak widać dodatkowe lekcje o tej tematyce nie pomogły i będę musiał osobiście pannę uświadomić- dodał surowym tonem, a mnie znowu zrobiło się niedobrze. -Zastanowię się również, czy powiadomić państwa rodziców.

-To nie będzie konieczne. Jesteśmy już dorośli i dobrze wiemy, jak powinniśmy się zachowywać. To się więcej nie powtórzy, będę pilnował mojej dziewczyny podczas naszych numerków, niech się pan nie martwi- wycharczał, kładąc nacisk na słowo "mojej". Zarumieniłam się, kiedy zrozumiałam, co właśnie powiedział, ale w duchu wierzyłam, że przez to ten stary dziad wreszcie się ode mnie odczepi. Kosztem mojej kobiecej godności, ale trudno.

-Jest pan bezczelny!- dyrektor się zapowietrzył, a ja poczułam tryumf.

-I vice versa, próby molestowania uczennic raczej nie będą mile widziane w prasie- prychnął z kpiną i jak gdyby nigdy nic zaczął odchodzić, trzymając mnie za rękę. -Ze mną chociaż chcą iść do kantorka, nie muszę nikogo tam zaciągać siłą perswazji. Nawet Leighton jak widać także nie mogła się powstrzymać... chociaż panu chętnie połamałaby zęby- dodał, a każde prześmiewcze słowo przepełnione było jadem. Nawet nie poczekał na odpowiedź, po prostu odwrócił się na pięcie i wciąż mocno splatając razem nasze palce odszedł.

Po chwili już szliśmy przed siebie i nic nie mówiliśmy. Cisza była przyjemna, bo oboje pogrążeni byliśmy w myślach. Próbowałam nie zastanawiać się nad jego słowami, bo od razu zaczynałam się rumienić. Skąd on bierze te teksty?

-I co, w fanficion mają rację, że dobrze całuję?- Hood zachichotał cicho, a ja pomyślałam, że on również musiał zastanawiać się nad tą sytuacją. A było o czym. Pierwszy raz widziałam, jak ktoś napyskował dyrektorowi. Nawet ja nie chciałam mieć aż takich kłopotów, ale jemu jak widać nic nie grozi.

-Nie. Jesteś beznadziejny- burknęłam, odgarniając od siebie wspomnienie jego dotyku. Przez te kilka sekund było mi po prostu zbyt dobrze.

-Czyżby?- uniósł jedną brew w niedowierzaniu.

-Luke na pewno zrobiłby to lepiej- przyznaję, specjalnie go sprowokowałam, ale nie sądziłam, że zareaguje aż tak... gwałtownie.

-Ciekawe, czy Hemmings potrafiłby zrobić to- warknął i przyciągnął mnie do siebie, złączając razem nasze wargi.

No pięknie.

Lupus || Calum HoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz