Rozdział 19

64 6 2
                                    

@Ashton5SOS z kwartetu zrobiło się trio, cal, tęsknimy

@Ashton5SOS jeśli ktoś widział caluma niech mu powie, że się martwię

@Luke5SOS @Ashton5SOS cal musi coś komuś wyjaśnić, nie przeszkadzajcie mu

@Michael5SOS @Luke5SOS masz rację

***

-Może cię poniosę?- Hood otaksował mnie jednym z tych spojrzeń, przez które wiedziałam, że nie żartuje. Odkąd opuściliśmy gabinet pielęgniarki (ciekawe, czy tylko się przesłyszałam, czy naprawdę mruknęła coś w deseń ''szczęściara'') nie odstąpił mojej osoby nawet na krok, ciągle wypytując o stan zdrowia. Może nadal nie czułam się najlepiej, ale jego nachalność zaczynała działać mi na nerwy.

-Jeszcze nie umieram, chociaż czasami tego żałuję- westchnęłam, odpychając od siebie jego ramię, którym nagle oplótł mnie w pasie. W tej chwili bardzo cieszyłam się, że droga do mojego mieszkania zajmuje tylko kilka minut, więc nawet idąc w tak żółwim tempie, jakie wymusił na mnie ten palant spodziewałam się dotrzeć tam w mniej, niż dziesięć minut.

-Znowu ostatnio cię nie było, źle się czułaś? Przyszedłbym, ale dyrektor chciał nas widzieć.

-Nie, miałam coś do załatwienia- stwierdziłam, zastanawiając się, czy mnie śledzi.

-W ogóle to wydaje mi się, że wiem, dlaczego mogłaś dzisiaj zemdleć- nie zrażając się moją niechęcią znów mnie przytrzymał, tym razem nie poddając się moim protestom. To taki uparty osioł, że czasami było naprawdę ciężko z nim wytrzymać. Kiedyś myślałam, że ja czasami zbyt mocno obstawiam przy swoim, ale okazało się, że w porównaniu do chłopaka byłam grzeczna i posłuszna.

-Nie lubię tego słowa. Przypominają mi się te damulki, które padają jak muchy, kiedy zobaczą szczura- przewróciłam oczami po raz kolejny w ciągu kwadransa. Teraz zrozumiałam, co miał na myśli, mówiąc, że działa na kobiety. Działa, po prostu je irytując.

-To, że mnie unikasz w szkole nie znaczy, że nie widzę, jak nic nie jesz.

-Jem- ucięłam, w duchu licząc na to, że da mi spokój. To nie tak, że kłamałam, tylko od pamiętnego dnia w domu Mike'a i tego dupka trochę ograniczyłam sobie racje żywnościowe. Jedni przez nadmierne rozmyślanie plądrują lodówki, a ja mam na odwrót. Jeśli coś jest nie tak to prostu ignoruję zazwyczaj najważniejszą dla mnie kwestię jedzenia. Nie wiem jak, bo w końcu zamierzam pobrać się ze spaghetti, ale tak się dzieje.

-Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego się głodzisz, bo jest cholernie perfekcyjna, zresztą ciągle ci to powtarzam, ale nie zamierzam tylko się temu przyglądać- zacisnął szczękę, a przez jego ciemniejące w złości oczy przeszły mnie dreszcze. Dziwne źrenice były u niego normalnym zjawiskiem, ale i tak zawsze wywierały na mnie wpływ.

-Teraz będziesz mi tu prawił morały, jak powinnam żyć- spróbowałam zbagatelizować sytuację, ale nadal był poważny. Staliśmy już pod moim blokiem, a jak na razie nie zanosiło się na to, żebym mogła wreszcie wrócić do łóżka.

-Leighton, po prostu się martwię- pokręcił głową zrezygnowany, a tym razem ja poczułam przypływ złości.

-Spałeś z Jennifer, o nią się martw- warknęłam, a chłopak otaksował mnie zdziwionym spojrzeniem. Na szczęście w porę zdążyłam mu się wyrwać i uciec do klatki schodowej, a następnie do swojego domu, gdzie szybko zakluczyłam drzwi. Dobrze, że mama była w pracy, bo ta sytuacja mogłaby trochę ją zaniepokoić, zazwyczaj jednak wracałam w dość cywilizowany sposób.

Tak jak się spodziewałam mój telefon od razu zaczął brzęczeć, w irytujący sposób informując mnie o nowych wiadomościach od adresata, na którego wyświetlone nazwisko nawet nie musiałam patrzeć. Nie miałam ochoty na słuchanie bezsensownych wymówek, po którymś z kolei smsie zirytowana włączyłam urządzenie.

Hood: co robiłem!?

Hood: kurwa, jak to spałem z jennifer?

Hood: may, do jasnej cholery odpisz mi albo otwórz te pieprzone drzwi, bo zaraz sam to zrobię

Hood: ja pierdolę

Hood: przeklinam, jak się denerwuję

Hood: proszę, otwórz

Hood: przecież nic nie zrobiłem, cholera

Hood: maybel

Hood: proszę

Hood: tak się nie będziemy bawić

***

-Nie bardzo rozumiem, dlaczego nadal tu jesteś- mruknęłam do szpary w drzwiach, przy której aktualnie siedziałam. -Wiesz, że to nienormalne ślęczeć pod czyimś mieszkaniem? Zresztą to dziwne, że jeszcze żadna sąsiadka nie zadzwoniła po policję.

-Jak na razie pytała, czy chcę herbaty- stwierdził, a jego głos był lekko przytłumiony. No tak, ciężko rozmawia się przez drzwi. -Maybel, skąd ci przyszedł do głowy pomysł, że mógłbym coś robić z tą chodzącą reklamą operacji plastycznych?

-Byłam u ciebie w domu i ją widziałam. Związaną, na twoim łóżku- wymamrotałam, a przez chwilę słychać było tylko ciszę. -Hood? Rozumiem, że już dałeś sobie spokój. Nareszcie.

Przyznaję, zrobiło mi się trochę niemiło, że sobie odpuścił, ale może wreszcie zrozumiał fakt, że nie mam ochoty się z nim zadawać. Kiedy nadal nie było nikogo słychać postanowiłam na wszelki wypadek sprawdzić, czy na pewno dał mi spokój. I to był mój błąd, bo po otworzeniu drzwi zobaczyłam opartego o ścianę Hooda. Od razu chciałam zamknąć mieszkanie, jednak Calum wsadził stopę w przejście, przez co mi się to nie udało.

-Leighton, nigdy nie poszedłbym do łóżka z kimś innym, niż ty- stwierdził, pewnym krokiem idąc wprost na mnie.

-Nie właź tu, bo zaraz... no pięknie- westchnęłam tylko, gdy w całym domu rozległo się tubalne szczekanie. Brunet zamarł, kiedy do pokoju wbiegł wyrośnięty Staffordshire Bulterier, początkowo lekko wystawiając kły. Calum najwyraźniej wahał się między graniem macho, a schowaniem się za mną, ale ku mojemu zdziwieniu wybrał opcję chojraka, stając przede mną, jakby chciał mnie obronić. Sama raczej wolałabym się nie narażać, gdybym zobaczyła takiego psa.

-Będę wścibski, ale czy kupiłaś go specjalnie na mnie?- zapytał, cały czas badawczo przyglądając się zwierzakowi, który również skupił na nim wzrok. Ledwo powstrzymywałam się od śmiechu, widząc ich zachowanie.

-To pies sąsiadki. Exel, chodź się przywitać!- zwróciłam się do psa, który już nie czaił się w progu. Wbrew pozorom miał spokojny charakter, chociaż jego wygląd na to nie wskazywał, dlatego nie musiałam bać się o zdrowie chłopaka.

-Może lepiej nie...- Hood zaoponował, ale było już za późno. Zwierzę radośnie się na niego rzuciło, od razu liżąc po rękach. Zdziwienie to mało, brunet po prostu nie dowierzał, że jeszcze był w kawałku.

-To pierwsze spotkanie macie za sobą, co nie zmienia faktu, że nie jesteś tu mile widziany- odparłam, mierząc go pełnym zawodu spojrzeniem.

-Mogę ci to wytłumaczyć- warknął, na co kpiąco uniosłam brwi.

-Ach tak?

Lupus || Calum HoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz